Następny dzień zaczął się dla Josephine przyjemnie, bo od czegoś, na czym się znała. Potrafiła jeździć konno, nawet jeśli jej wcześniejszy trening z Klarysą zasiał w niej wątpliwości. Siedziała w siodle pewnie i prowadziła swojego wierzchowca w stronę kilku innych dam na koniach, czując już pot gromadzący się pod jej toczkiem; żar lał się z nieba, a ona czuła, że przy rudości jej włosów królewska alabastrowa cera z piegami szybko upodobni się do truskawek.
Nie była pewna, co robić. Od Thomasa dostała prostą instrukcję: wyprowadzić na padok i zaczekać na Klarysę, która miała za moment do niej dołączyć, by przygotować ją na nadchodzący mecz polo. Josephine powoli miała dosyć tego uczucia bezsilności, gdy w pobliżu nie było wspomagającej ją kuzynki - przecież przywitanie się nie mogło być takie trudne, prawda?
Choć nie pamiętała ich z imienia, Klarysa przedstawiła jej je wszystkie minionego wieczoru podczas kolacji, która - jeśli pominąć nietypowe wejście Magdalene i Nicholasa - przebiegła bezwypadkowo, a wręcz nudno. Josephine uznała, że to wystarczało, by mogła się z nimi przywitać bez Klarysy trzymającej ją za rączkę.
Kiedy jej koń podszedł jednak wystarczająco blisko, by wszystkie trzy damy siedzące na własnych wierzchowcach przy ogrodzeniu trawiastego padoku mogły ją usłyszeć, zabrakło jej słów w gardle. Co tak naprawdę miała powiedzieć? "Cześć"? W zasadzie to ona była wyżej w hierarchii, więc może powinna poczekać, aż to one ją przywitają?
Cholera, czy nawet witanie się musiało być takie trudne w tym księżniczkowym życiu?
- Cześć - powiedziała w końcu, uznawszy, że przesadzała ze swoimi obsesyjnymi myślami.
Nie spodziewała się... Śmiechu.
Trzy damy wyraźnie próbowały się od niego powstrzymać, jednocześnie kiwając lekko głowami, jakby uznały powitanie. Zaraz po tym jedna z nich niezbyt subtelnie wyszeptała coś do drugiej, a Jo przeniosła się z powrotem do szkoły, gdzie podobnie zachowywały się najpopularniejsze z dziewcząt.
- Tego jeszcze nie było, że księżniczka Lamarii się tak z nami witała, ale doceniamy - rzuciła jedna z nich, chyba o imieniu Della.
Serce zaczęło kołatać w piersi Josephine, bo nie miała pojęcia, co w tamtej chwili powinna zrobić. Czuła na sobie prześmiewcze spojrzenia, a gdy już otwierała usta, by jakkolwiek zareagować, usłyszała za sobą kłus konia.
Klarysa zatrzymała swojego wierzchowca tuż obok niej - ubrana w biały strój, z włosami przewiązanymi białą kokardą, wyglądała dokładnie tak, jak każde dziecko wyobraziłoby sobie księżniczkę. Choć Josephine miała na sobie podobne ubrania, czuła, że to nie było to samo.
- Jak miło widzieć, że humor dopisuje - powiedziała Klarysa tak chłodnym głosem, jakiego Jo u niej jeszcze nie słyszała.
Pojawienie się Klarysy zadziałało niczym zaklęcie. Trzy damy zamarły, zupełnie tak, jak te wredne dziewczyny, gdy przechodziła dyrektorka szkoły. Żadna z nich nie odpowiedziała przyszłej królowej, przeciwnie, wszystkie zaczęły odwracać wzrok.
- Wszystko w porządku, Josephine? - Klarysa zwróciła się do kuzynki, która przez cały ten czas próbowała się jeszcze otrząsnąć. Jo nienawidziła się za to, że tak spanikowała, ale nigdy nie była dobra w odgryzaniu się na uszczypliwości.
- Tak... Znaczy... Chyba tak.
- Dobrze. Możemy już zacząć trening. - Klarysa złapała za wodze, powoli, lecz wymownie obracając konia w stronę drugiego końca padoku, jednocześnie nie spuszczając wzroku z trzech dam. - Jedź za mną.
Josephine nie miała nic przeciwko oddaleniu się od dziewcząt, a jednak gdy zaczęła jechać za Klarysą, do jej uszu doszły słowa, których wolałaby nie usłyszeć.
CZYTASZ
Nie Mogę Odebrać, Zostałam Księżniczką
Teen Fiction👸🏼Farma. Kalosze. Kury. Traktor. Tak zazwyczaj wyglądała codzienność Jo, która odkąd pamiętała mieszkała na dużej farmie wraz ze swoim ojcem i praktycznie nie widziała poza nią świata, jednak nigdy jej to nie przeszkadzało. W końcu to tam miała sw...