Rozdział XXIX

2.6K 397 53
                                    

Do obiadu Josephine siedziała wraz z Noah, który mówił jej wszystko o jej kontach - kazał ustawić dawne na prywatne i usunąć wszelkie potencjalnie problematyczne zdjęcia. Założył jej nowy, oficjalny profil na Instagramie i kilku innych platformach, a także podszkolił nieco na temat tego, jak powinna wypowiadać się przed mediami. Jo żałowała, że nikt jej o tym nie powiedział, zanim wrzucono ją w paszczę lwa. Po wszystkim Thomas i Philip prowadzili ją oraz Klarysę na obiad, a ona wciąż ma wiele pytań.

- Noah wspominał, że na zdjęciu profilowe muszę mieć mój herb... Jaki herb? - zapytała skołowana, schodząc powoli po białych schodach, bo kolejny raz musiała przyzwyczajać się do sukienki.

- Każde królewskie dziecko po narodzinach dostaje swój herb - wyjaśniła Klarysa, schodząc nawet bez patrzenia pod nogi. - Składa się z pierwszej litery imienia, symbolu tytułu, symboli obojga rodziców i barwy hrabstwa, które reprezentuje. Thomas, pokaż Josephine jej herb. Philip nas doprowadzi.

- Oczywiście - powiedział Thomas, ukłonił się i zawrócił na schodach. Jo nawet nie protestowała, bo była niesamowicie ciekawa swojego herbu.

- Gdzie właściwie idziemy? - zapytała Josephine, gdy zeszła ze schodów i zauważyła, że znalazła się na zupełnie nieznanym jej korytarzu.

- Pozwoliłam sobie zaaranżować dziś obiad dla nas w oranżerii - wyjaśniła Klarysa. - Chciałabym z tobą porozmawiać.

- Tu jest oranżeria? - zapytała Josephine z zaskoczeniem, na co Klarysa pokiwała głową. Kilka chwil później obie znalazły się już w przestronnym pomieszczeniu pełnym przepięknych kwiatów, drzew, krzewów i innych roślin, których Jo nigdy w życiu nawet nie widziała. Pomimo ogromnych, szklanych okien i również szklanego sufitu słońca wpadało tam stosunkowo mało pomiędzy licznymi elementami zieleni.

Na końcu oranżerii znajdowały się szklane drzwi do ogrodu, a także piękny, biały stół, przy nim sześć krzeseł, a nieco dalej kilka wygodnych kanap. Philip odsunął krzesła dla obu księżniczek, po czym ukłonił się i oddalił, by przynieść im obiad. W międzyczasie do oranżerii przyszedł Thomas.

- Twój herb, Josephine - powiedział, wręczając jej błękitny, nieco większy niż kartka kawałek materiału. - Wybacz mi, zupełnie zapomniałem powiesić go w twojej komnacie.

Dziewczyna ułożyła materiał na obu dłoniach i przyjrzała się wyszytym na nich srebrnych symbolach.

- Um... Moglibyście mi go objaśnić? - zapytała niepewnie, rozumiejąc tylko artystyczną literę J.

Klarysa wstała od stołu, by podejść do Josephine i jej wszystko pokazać. Dzięki dyskretnemu znakowi od Thomasa, Jo wiedziała, aby również wstać.

- Korona - Klarysa wskazała na symbol nad literą - ma pięć pereł, co oznacza, że jesteś księżniczką. Najwięcej może być sześć, co oznacza króla bądź królową. To drzewo - tu wskazała na element wyszyty po prawej - to dąb, symbol Glasgow, skąd pochodziła twoja matka, Anna.

Te ostatnie słowa sprawiły, że Josephine zasmuciła się. Tyle się działo, cały czas wdrażała się w codzienne sprawy księżniczki, a nadal tak mało wiedziała o swoich biologicznych rodzicach...

- A to jest - tu Klarysa wskazała wreszcie na symbol po lewej - żagiel. Symbol naszej dynastii od wieków. Wywodzimy się z rodu dawnych żeglarzy. A błękitny kolor to, jak już mówiłam, oficjalna barwa twojego hrabstwa, w tym przypadku Diemor.

- Jest piękny - wyszeptała Josephine pp chwili, a następnie bardzo delikatnie odłożyła herb na stół. Mimo że był to tylko kawałek materiału, nagle poczuła do niego jakieś ogromne przywiązanie i szacunek.

Nie Mogę Odebrać, Zostałam KsiężniczkąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz