Rozdział XVII

2.5K 365 82
                                    

- Nie sądziłam, że przymierzanie sukienek jest takie męczące - powiedziała Josephine, wsiadając z powrotem do samochodu, który miał zabrać ją i Klarysę do zamku. Thomas chciał jej w tym pomóc, jak zawsze to robił przy jej kuzynce, ale Jo nawet nie zauważyła jego ręki.

Miała za sobą godzinę spędzoną na zakładaniu i ściąganiu sukien o różnych barwach, krojach i zdobieniach. Przy każdej czekała po prostu na rady Klarysy, Thomasa i pani Colby, bo według niej każda z nich wyglądała zachwycająco. W końcu zdecydowała się na niebieską suknię na ślub (czyli w kolorze Lamarii), która miała zostać dopasowana specjalnie do niej i pudroworóżową na nadchodzący bal.

- Najważniejsze, że już je masz - powiedziała Klarysa, wsiadając do samochodu z pomocą Philipa. - Nie sądziłam, że uda nam się je wybrać tak prędko.

Josephine uważała, że prawie trzy godziny to wcale nie było prędko, ale bała się zakwestionować słowa Klarysy.

Droga powrotna minęła szybko i zwyczajnie, a gdy obie księżniczki weszły z powrotem do zamku, od razu podeszła do nich służąca w damskim garniturze i ukłoniła się delikatnie.

- Wasza Wysokość, przybyła już kosmetyczka. Czy zechciałabyś teraz się do niej udać?

- Z chęcią - odparła Klarysa z uśmiechem. - Dziękuję, Tiana. Philip, chodź ze mną. Gdy skończymy, poinformujesz Thomasa, a on przyprowadzi księżniczkę Josephine, która zapewne też będzie chciała skorzystać z jej usług.

- Tak jest, wasza wysokość - odparł Philip, a następnie on, Klarysa i Tiana ruszyli gdzieś w prawo. Drugi ze służących przyszłej królowej, Sebastian, udał się w nieznanym Jo kierunku. Zanim zdążyła się temu przyjrzeć, odezwał się Thomas:

- O, to ja zabiorę cię w międzyczasie do kuchni. Inaczej księżna Irena utopi mnie w morzu.

- W sumie to chętnie bym coś zjadła - stwierdziła Jo, która nie miała nic w ustach od śniadania, a która bardzo zgłodniała przez całe to wybieranie. - Prowadź - dodała, wywołując u Thomasa cichy śmiech.

- Już coraz lepiej ci idzie z tymi rozkazami.

- Ha, widzisz? - powiedziała Jo dumnie, zakładając ręce na piersi i jeszcze bardziej rozbawiając tym Thomasa.

Chłopak poprowadził ją przez korytarz po lewej, a następnie schodami do, jak jej się wydawało, piwnic. Temperatura delikatnie opadła, a ogromne okna zniknęły, choć marmur wciąż był wszechobecny. Jo kojarzyło się to wszystko z domem strachów, do którego niegdyś siłą zaciągnął ją Matt, za co został zdzielony piankową siekierą.

- Prowadzisz mnie do jakichś lochów czy jak? - zapytała Josephine, rozglądając się po słabo, choć dość romantycznie oświetlonym korytarzu.

- Tak, możesz mnie do nich wtrącić - odparł Thomas, z trudem utrzymując poważną minę. Sam nie miał pojęcia, co w niego wstąpiło: po prostu Josephine tak bardzo różniła się od wszystkich dam, które spotykał, że nie potrafił traktować jej tak samo.

- To nie jest śmieszne, ej - syknęła Jo, delikatnie uderzając go w ramię. - Boję się takich rzeczy - dodała, oglądając się za siebie.

- Spokojnie, właściwie... Już jesteśmy - powiedział Thomas, zatrzymując się przed sporymi, metalowymi drzwiami, które bardzo nie pasowały do królewskiego otoczenia.

Thomas pchnął je mocno, a następnie pokazał Josephine gestem, by weszła pierwsza. Dziewczyna tak też zrobiła i znalazła się w bardzo przestronnym pomieszczeniu pełnym profesjonalnych, srebrnych kuchennych mebli. Temperatura w pomieszczeniu była znacznie wyższa niż na korytarzu, a w powietrzu unosił się zapach czegoś pysznego. Jo szybko wydedukowała, że musiał pochodzić z dymiących się garnków stojących w zasięgu jej wzroku, przy których stał kucharz w czarnym fartuchu. W pomieszczeniu było dosyć głośno - syczały kuchenki, brzękały metalowe patelnie i sztućce, hałasowały zatrzaskiwane szafki...

Nie Mogę Odebrać, Zostałam KsiężniczkąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz