Do pewnego momentu swojego życia Klarysa nie złamała żadnej zasady.
Była wzorowym królewskim dzieckiem, czym zaskarbiła sobie sympatię wszystkich dorosłych, niepodobnie do rówieśników. Inne młode księżniczki czy książęta wymykali się ze spotkań, nie do końca trzymali się protokołu czy wymigiwali się z obowiązków wymyślonymi wymówkami. Słyszała, że rodzicom Vitalisa zajęło kilka tygodni zorientowanie się, że jego chęć przeprowadzenia na sobie wszystkich możliwych badań lekarskich wiązała się tylko z tym, że w ten sposób unikał wielu istotnych wydarzeń.
Klarysa nigdy tak nie robiła. Nawet gdy nie miała już siły, chodziła na wszystkie lekcje i zajęcia, spotkania, bankiety i bale, a gdy została poinformowana o tym, że za parę lat weźmie ślub, obiecała sobie, że będzie idealną żoną.
A potem poznała Nicholasa Philipa Bernarda III.
Kiedy pierwszy raz wymknęła się dla niego wcześniej ze spotkania, serce waliło jej jak młotem, i to nie z radości. Była przerażona tym, że oszukiwała księżną Irenę, a też kilkoro gości. Nawet jeśli Nicholas sam był księciem, powoli i skutecznie ją rozwydrzał, a każde kolejne złamanie zasad przychodziło jej nieco łatwiej.
Nie inaczej było tamtego pięknego wieczoru we Floralii, kiedy Klarysa zakończyła swoje obowiązki nieco szybciej niż powinna. Nie okłamała Josephine, mówiąc, że ma coś do załatwienia z Jeremiaszem - po prostu nie wspomniała, że tę sprawę prędko zakończy.
A to wszystko po to, by ponownie dosiąść swojego konia i wyjechać na należące do rodziny królewskiej pola nieopodal rezydencji hrabiny Wiktorii... Nie bez towarzystwa.
Dwa zestawy końskich kopyt wzburzyły tuman kurzu, gdy zatrzymały się gwałtownie na suchej alejce pomiędzy zielonymi polami. Odgłosy ich rżenia zmieszały się z dziewczęcym śmiechem, przecinającym ciszę okolicy usytowanej z dala od cywilizacji.
- Znowu przegrałeś - powiedziała Klarysa dumnie, gładząc swojego konia w podziękowaniu za zwycięstwo.
Nicholas, bo to on siedział na wierzchowcu obok, pokręcił głową, choć uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Przegrałem? Sądziłem, że mieliśmy remis.
- Sam w to nie wierzysz - rzuciła Klarysa, wywołując u niego chichot. Nicholas zręcznie obrócił konia, a następnie ustawił się tak, by mieć rozmówczynię naprzeciw siebie.
Serce Klarysy zabiło szybciej, gdy ujrzała go na tle zachodzącego słońca. Złote promienie rozlały się po jego lokach, sprawiając, że wyglądał jak sam Apollo.
- Dobrze, dobrze, załóżmy, że przegrałem. - Uniósł jedną rękę w geście poddania się, drugą wciąż ściskając wodze. - Ale to tylko dlatego, że nie wypada mi nie pozwolić wygrać damie, a już zwłaszcza przyszłej królowej.
- Mhm. - Klarysa posłała mu niepodobny do siebie, perfidny uśmieszek. - Ciekawy sposób na powiedzenie: "jestem wielkim przegrywem", panie najlepszy jeźdźcu w kraju.
- Ja chyba jednak mam na ciebie zły wpływ... - Nicholas potrząsnął głową, lecz uśmiech nie zszedł mu z twarzy ani na moment. Jeszcze niedawno Klarysa nigdy w życiu by mu się nie odgryzła, a teraz miał wrażenie, że uczeń przerastał mistrza. Ludzie na dworze byliby zdumieni, gdyby wiedzieli, jak zadziorna jest ich pozornie stoicko spokojna władczyni.
- Sam się prosiłeś! - zawołała dumnie, po czym spojrzała już nie na Nicholasa, ale na zachodzące słońce i głęboko westchnęła. - Dzień się kończy. Tak jak nasz czas.
Nicholas również spochmurniał. Wiedział doskonale, o czym mówiła i już otwierał usta, by powiedzieć cokolwiek, gdy Klarysa pociągnęła:
- Pięćdziesiąt siedem dni. Tyle zostało do mojego bajkowego ślubu - powiedziała, nie próbując nawet ukryć sarkazmu w głosie.
Książę przymknął oczy. Niby dobrze o tym wiedział, a jednak gdy usłyszał to wszystko wypowiedziane na głos, zabolało bardziej niż kiedykolwiek. Nie potrafił sobie wyobrazić, że za mniej niż dwa miesiące zostanie z nią rodzielony na dobre, a wymknięcie się na potajemne spotkanie będzie graniczyło z cudem. Nawet teraz wiele ryzykowali, choć ich tarczą ochronną były ich umiejętności jeździeckie i pretekst przygotowań do meczu polo.
- Przepraszam. - Klarysa pokręciła głową, spuszczając wzrok. - Znowu do tego wracam, a to niczego nie zmieni.
- Nie, Klarysa, musimy do tego wracać, bo może wreszcie znajdziemy jakieś rozwiązanie, którego nie widzimy - przekonywał Nicholas, nie dając swojemu głosowi się załamać. - A jeśli kiedykolwiek zmienisz swoje zdanie co do abdykacji... To wiesz, że ja też wszystko rzucę.
Klarysa delikatnie uniosła kąciki ust. Nawet jeśli nie widziała rozwiązania tej sytuacji, miała pewność, że Nicholas był szczery. Czynił ją naprawdę szczęśliwą, a jako jeden z niewielu na dworze sprawiał, że czuła się bezpiecznie.
- Wiesz, że tego nie zrobię. I nie chciałabym też, żebyś ty to robił. Przecież wtedy wszystko spadłoby na Charliego.
- Och, Klarysa, ja wziąłbym go ze sobą. Najchętniej zrobiłbym coś, bym to ja mógł mieć nad nim władzę rodzicielską, ale przy argumencie "wykończy się w rodzinie królewskiej" żaden sąd mi nie pomoże.
Oboje westchnęli i zamilkli na chwilę, wpatrując się w krwistoczerwone słońce chowające się za horyzontem. Trwali tak w ciszy, a choć nieco zrezygnowani, cieszyli się swoim towarzystwem. Rzadko mieli szansę być sam na sam, więc każda wspólna chwila przepełniała ich radością.
- A ty... Rozmawiałaś o tym z Jeremiaszem? - zapytał Nicholas ostrożnie, odwracając głowę z powrotem w stronę Klarysy.
- O czym? - Księżniczka również na niego spojrzała, oszałamiając go błękitem oczu, w których odbijały się ostatnie promienie dnia.
- O waszym małżeństwie... - odparł, a po tym zniżył głos. - A właściwie o fikcji, którą będzie.
Klarysa zaczęła gładzić swojego konia, jakby szukając ujścia dla swoich nerwów.
- Nie, ja nie chcę mu też tego utrudniać. On też nie ma łatwo. Pewnie nie spodziewał się małżeństwa, dopóki zaręczyny Adelajdy się nie rozpadły. Zresztą, co mam mu powiedzieć? "Hej, Jeremiasz, tak swoją drogą, to wiesz, że cię nie kocham"? Powiedziałeś tak Magdalene?
- Nie... Wiesz, że nie musiałem - przyznał Nicholas z pewnym poczuciem winy w głosie, które prędko odgonił. - No ale... Nie zaszkodzi, jeśli porozmawiasz o tym z Jeremiaszem. Może on też chce się wyrwać? I coś wymyślimy? Może w głębi duszy chciałby poślubić Magdalene?
Mimo że sytuacja brzmiała dość marnie, te ostatnie słowa znacznie poprawiły jej humor. Klarysa zachichotała, a następnie postawiła swoje usadowienie na koniu i złapała za wodze.
- Masz rację. Nie zaszkodzi z nim porozmawiać... A na razie musimy korzystać z teraz. To co - zaczęła zawracać wierzchowca - kto pierwszy przy bramie?
Na twarz Nicholasa wrócił złowieszczy uśmieszek. Sam obrócił konia, ustawiając się tuż obok konkurentki.
- Jakże mógłbym odmówić waszej wysokości.
- Swoją drogą, jutro w polo zamierzam skopać ci tyłek - dodała Klarysa z determinacją w głosie, na co Nicholas rozdziawił usta.
- Chyba zniszczyłem cię już nieodwracalnie.
- A co, takiej księżniczki już byś nie chciał?
Książę wyszczerzył się.
- Przeciwnie.
CZYTASZ
Nie Mogę Odebrać, Zostałam Księżniczką
Roman pour Adolescents👸🏼Farma. Kalosze. Kury. Traktor. Tak zazwyczaj wyglądała codzienność Jo, która odkąd pamiętała mieszkała na dużej farmie wraz ze swoim ojcem i praktycznie nie widziała poza nią świata, jednak nigdy jej to nie przeszkadzało. W końcu to tam miała sw...