Walentynki w Towarzystwie Elfów

26 5 1
                                    


Liv starała się zachować spokój, co zdecydowanie nie było łatwym zadaniem, gdy widziała przed sobą kogoś, kto wyraźnie próbował ją zabić. 
Olivia potrafiła się bić, nie miała problemu z powaleniem kogoś na ziemię, gdy zachodziła potrzeba, ale wiedziała, że przeciwko osobie z bronią, niezbyt się ta wiedza przyda.

Mężczyzna zmierzał w jej stronę, Liv przeklinała się w myślach, że zachciało jej się założyć obcasy.

Sama nie wiedziała dlaczego, ale zamknęła oczy. Kiedy je otworzyła, zobaczyła biel. Nie widziała niczego poza białym światłem, które otaczało ją z każdej strony. Nagle na środku pomieszczenia pojawił się marmurowy piedestał. Liv pobiegła w jego stronę, żeby móc zobaczyć rzecz, która na nim leżała. 

Łęczysko łuku było zrobione z czegoś przypominającego błękitny kamień szlachetny, Liv widziała tylko jedną rzecz zrobioną z tego materiału, jatagan Harry'ego. Przyjrzała się łukowi, który świecił, niczym świąteczna lampka. Miał wiele zdobień, wyglądał bardziej, jak dzieło sztuki, a nie broń. Pomału zaczynała rozumieć, o co w tym wszystkim chodzi. 

Zauważyła też kołczan ze strzałami o grotach z tego samego kamienia szlachetnego. Założyła go na plecy. Wzięła głęboki wdech i podniosła łuk. 

Znów zamknęła oczy, a kiedy je otworzyła była z powrotem w ciemnej alejce, mężczyzna stał w tym samym miejscu. Liv zrozumiała, że podczas jej pobytu w tamtym miejscu, czas na Ziemi nie płynął. 

Uśmiechnęła się, spoglądając na łuk w lewej ręce. 

– To jak? Zabawimy się? – spytała roześmiana. Sprawnym ruchem wyciągnęła jedną strzałę z kołczanu i napięła cięciwę. 

Nigdy wcześniej nie miała do czynienia z łukiem, jedynie podziwiała osoby z niego strzelające, mimo tego wszystko przychodziło jej z naturalną łatwością. W końcu była to broń przypisana jej od samego początku, była urodzona, by strzelać. 

Puściła strzałę, jednak mężczyzna się uchylił, po czym wskoczył na dach jednego z budynku. Olivia była w szoku, nawet anioły nie potrafiły skakać tak wysoko. W pierwszej chwili chciała za nim biec, ale i tak nie miałaby szans go dogonić. 

Stała w miejscu jeszcze przez chwilę, podziwiając swoją broń. Uznała, że powinna powiedzieć komuś o tym zajściu, więc napisała do Harry'ego z prośbą o spotkanie. Napisała do Haz'a ogólny skrót tego zajścia, chociaż nie wspomniała o łuku, to chciała mu powiedzieć osobiście. Wybrała go, ponieważ mieszkał blisko, a poza tym był jedyną osobą z bronią, jaką znała. Niestety szybko tego pożałowała, gdy Harry odpisał, że chłopcy są u niego, a Olivia ma się tam natychmiast znaleźć. 

***

Liv siedziała na kanapie u Harry'ego, czekając na swój wykład. 

– Wiesz, że to było skrajnie niebezpieczne?! – Haz nie był zły na nią, był zwyczajnie zmartwiony. Nie wybaczyłby sobie, gdyby Liv się coś stało. 

– Nie przesadzaj, nie jestem małą dziewczynką, to nie pierwszy raz, kiedy wracałam sama do domu – odparła. – Nie ma co panikować – dodała. 

– Nie ma co panikować?! – spytał oburzony Chris. – Przecież coś mogło ci się stać! – Thirlwall siedział na fotelu obok kanapy. – Jeszcze chwilę wcześniej pisałaś, że wszystko dobrze – zauważył. 

– Bo dziesięć sekund wcześniej naprawdę wszystko było dobrze – powiedziała. 

Isaac i Locky przyglądali się całej sytuacji, nie mając odwagi się odezwać. Izzy czuł się niemalże jak w domu,  Chris i Harry zachowywali się w tamtej chwili dokładnie jak rodzice Isaac'a, gdy robili wykład jednemu z dzieci. Collins był pod wrażeniem tego, jak bardzo chłopcy troszczyli się o Olivię, chociaż w pewnych momentach podchodziło to trochę pod nadopiekuńczość, tym razem sprawa była naprawdę poważna, nie dziwił się, że byli zdenerwowani.

Angel's Quest: An Angel CriedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz