Cały dzień ją nie widziałem. Czyżby mnie unikała. To dziecinne. Biorę się w końcu za dokumenty i ciężko wzdycham, bo co ja tam wiem o funkcjonowaniu szkoły, skoro skończyłem ekonomię. Próbuję, to jakoś ogarnąć. W końcu trafiam na jakieś słupki i zestawienia, czyli to co lubię najbardziej. Z tego co widzę, to sytuacja finansowa szkoły nie jest za dobra. O kilku lat nic konkretnego nie zostało zakupione, remontu też nie było. Dziwne, przecież muszą być jakiś środki na szkołę. Wzywam do siebie nauczyciela wychowania fizycznego. Tego samego, który jest przyjacielem Meggi.
-Wzywał mnie pan dyrektor?-pyta niepewnie.
-Tak siadaj..yyyyy.....
-Salvatore-odpowiada. Nauczyłbym się ich imion, ale nie mam zamiaru, tu długo zabawić, więc jest mi to zbędne.
-Tak, właśnie Salvatore. Chciałem z tobą porozmawiać o sprawach finansowych.
-To znaczy?-dopytuje.
-Skąd bierzecie pieniądze na jakieś pomoce, jakieś sprzęty sportowe?
-Nie bierzemy, bo nie mamy skąd. Pracuję tu od 7 lat i od tego czasu nie została zakupiona nawet jedna piłka. Sprzęt pamięta jeszcze czasy kiedy sam chodziłem do tej szkoły, ale jakoś sobie radzimy.
-Widzę, że sobie radzicie, ale przecież musicie mieć jakiś budżet- odpowiadam.
-Z tego co się orientuję, to burmistrz zarządza tym budżetem, a on woli inwestować w szkoły w miastach, bo tam jest więcej ludzi i przez to zyskuje większe poparcie- tłumaczy, a mi w głowie zapisuje się informacja, że musze porozmawiać z burmistrzem.
-A jakiś sponsoring, dotacje?-nie daję za wygraną.
-Nie wiem czy poprzedni dyrektor próbował walczyć o jakiś sponsoring albo dotację. Ja tam się cieszę, że są pieniądze chodziarz na nasze wynagrodzenia, ale jest duża przepaść między nami a tymi co pracują w miejskich szkołach- wzdycha- Jeszcze cos?
-Nie, dziękuję-odpowiadam.
-W takim razie lecę na lekcję.
Salvatore wychodzi, a ja nie mogę pojąć jak tak może być. Dzwonię i umawiam się z burmistrzem. Wychodząc widzę Meggi, wchodzącą do klasy. Bije od niej taka pozytywna aura.
Spotkanie z burmistrzem początkowo nie idzie po mojej myśli, jednakże przypominam mu, kto sponsoruje jego kadencję. Facet w końcu obiecuje, że jedynie co może zrobić, to nowe boisko dla dzieciaków. Zgadzam się, jednak uważam, że to zdecydowanie za mało. W głowie rodzi mi się kolejny plan. Dzwonię do sekretarki ojca.
-Greta, wyślij mi na mojego maila, wszystkich naszych kontrahentów.
-Robi się szefie- odpowiada.
Po 30 minutach mam już wszystko wyłożone na tacy. Sięgam po telefon i dzwonię do tych najważniejszych i najbogatszych. Rozmowy dotyczące interesów zawsze były moją mocną stroną. Mam dar przekonywania. Oczywiście nie obyło się bez obietnicy poinformowania prasy o ich hojności. Chociaż jestem zimnym draniem, żal mi tych dzieciaków. Są takie ułożone i uprzejme, czego nie można powiedzieć o dzieciach miastowych. Wiem, to z własnego doświadczenia. W końcu też jestem mieszczuchem.
CZYTASZ
Zakazane pożądanie
RomanceMargaret życie nie oszczędzało. Postanowiła przerwać tą złą passę i uciec z deszczowego Londynu wprost do pięknej włoskiej wioski w Toskanii. Nie spodziewała się jednak, że tam trafi na kogoś kto odmieni jej los....