~XI~

913 77 9
                                    

Danzō dotarł pierwszy. Zmarkotniał słysząc absurdalny pomysł i powiadomił Hokage o ryzyku.

- On ich wszystkich pozabija. - To nie tak, że Shimura wywyższał chłopca. Jego słowa pokrywały się w stu procentach z rzeczywistością.- Poza tym, jak zamierzasz to zrobić? To nie będzie walka, on ich po prostu wymorduje.

- W takim wypadku wydaj mu rozkaz. Przykro mi to stwierdzać, ale gdybym powiedział mu, że ma nikogo dzisiaj nie zabijać, nie posłuchał by, co innego, gdybyś to ty wypowiedział te słowa. - Przywódca korzenia przeklną w myślach swojego dawnego przyjaciela i ociężale westchną. - To rozkaz.

- Jakże by inaczej... - Mrukną cicho. - Oczywiście, Hokage-sama. - Gdy przywódca wioski liścia oddalił się, Danzō dodał cicho. - Ciesz się tym stanowiskiem puki możesz. Lisie!

Chłopiec pojawił się przy nim i uklękną czekając na rozkaz.

- Jutro będziesz eskortował Hokage na spacerze, towarzyszyć mu będzie twój nauczyciel i grupka innych zaufanych ANBU. Jeśli coś się wydarzy upewnij się, że napastnicy zachowają swoje życie. - Naruto przytakną

Zamach. — W głowie chłopca pojawiła się myśl. — Zamach na Hokage. — Na staruszka który był dla niego taki dobry. — A mi nie wolno ich zabić.

Syn czwartego był rozdarty i to niezdecydowanie sprawiło, że poczuł palący ból. W jego głowie krążyły słowa o posłuszeństwie a on powoli odchodził od zmysłów. W końcu pojął, że choćby chciał inaczej postąpi wedle woli swojego Pana.

Tak, Danzō-sama. — Starszy uśmiechną się na potwierdzenie, choć oboje wiedzieli, że nie było ono potrzebne.

Następnego dnia, w dzień oficjalnie wolny, Naruto udał się do Akadami by odebrać wraz z Hokage swojego nauczyciela.

- Jak się miewasz, Iruko? - Hokage przywitał się pogodnie z nauczycielem Naruto. - Cieszę się, że zgodziłeś się poświęcić mi trochę swojego czasu. - Brązowowłosy tak naprawdę nie miał wyboru, ale postanowił to przemilczeć. - Przejdźmy się.

Poszli w kierunku lasu, Naruto szedł cały czas w cieniu trzeciego Hokage skutecznie osłaniając jego plecy przed resztą "eskorty". Nie mógł zrobić nic dopóki nie zaatakują, a nawet jeśli to zrobią to dalej pozostawał bezsilny.

Nie mogę ich zabić. — Powtarzał jak w amoku za każdym razem gdy mordercze intencje wypłynęły z jednego z piątki ANBU.

Ale chcesz to zrobić. — Chciał? Może. Mimo wszystko postanowił usprawiedliwić swoje myśli obowiązkiem. — Ten starzec był dla ciebie dobry, a ty nie możesz mu się odpłacić... — Lis miał racje. — Nie... To nie tak, że nie możesz, po prostu nie chcesz.

Poczuł nagły, obezwładniający ból w klatce piersiowej.

Mylisz się, chcę, chcę, ale... — Pieczęcie dały o sobie znać a rozkaz po raz kolejny powrócił do jego świadomości. — Nie mogę.

Nagle coś ostrego poleciało w stronę przywódcy wioski liścia. Naruto był zbyt wolny by chwycić ostrze, więc pozwolił mu wbić się w swoje ciało. Ból był w tym momencie tak mało znaczący, że przysiągłby, iż nie odniósł ran.

Oczy Hokage rozszerzyły się, gdy mordercza aura Naruto odebrała oddech oprawcom.

Czy uczucie jakiego właśnie doświadczyłem to złość? — Spytał lisa nie potrafiąc zrozumieć samego siebie. Nieme "tak" sprawiło, że chłopiec uśmiechną się delikatnie. W tym momencie lis zatęsknił za bezuczuciowymi oczami i nigdy nie ruszającymi się ustami chłopca.

- Hokage-sama! - Iruka zareagował stając w pozycji do walki. Naruto przemknęło przez myśl, że prędzej to Hokage ochroni jego sensei'a niż Brązowowłosy sprosta 5 wrogo nastawionym ANBU. - Naruto, wszystko w....

Blondyn ruszył, dzwoneczek przywiązany do lisiej maski cicho zadzwonił gdy pojemnik ognistej bestii kopną jednego z ANBU w klatkę piersiową na moment pozbawiając go oddechu. Pragną odebrać mu go na zawsze.

Nie mogąc tego zrobić własnymi rękoma postanowił posłużyć się rękoma swoich oprawców. Danzō nie powiedział przecież, że nie może zmusić ich do samobójstwa. Otworzył swój umysł po czym zaprosił ich do niego i jak gdyby była to niewinna zabawa, przytłoczył swoimi wspomnieniami przesiąkniętymi bólem.

Piątka mężczyzn upadła.

- Przestań. - Rozpoznawał głos które do niego mówił, ale nie był wstanie określić kto to był. - Przestań Demonie!

Danzō aktywował pieczęcie zmuszając go do przestania. Chłopiec leżał na ziemi, a nad nim z wściekłym spojrzeniem stał jego pan. Shimura nie należał do ludzi którzy przejmowali się innymi, ale tym razem straty były duże i spowodowane głupia zachcianką Hokage.

- Danzō, dlaczego ty...? - Przywódca korzenia skierował swoje oczy na swojego starego przyjaciela.

- Mówiłem, że to zły pomysł. Straciliśmy 5 dobrych ludzi przez twoja głupia zachciankę. - Straciliśmy: Hokage to zauważył. - Nie patrz tak na mnie, to nie tak, że cię nie ostrzegałem. Jednak ty nigdy nie słuchasz, prawda?

- Naruto, hej, Naruto! - Iruka starał się obudzić chłopca. - Powinniśmy wziąć go do szpitala jest...

- Wszystko z nim w porządku. - Głos Danzō był nieprzyjemny. - Jutro będzie jak nowy, demon w nim go poskłada. - Iruka na moment o nim zapomniał i zareagował tak, jak powinna reagować każda osoba. Naruto mimo swego stanu zareagował delikatnie ściskając dłoń starszego. To było jego "dziękuję", i liczył, że zostanie tak odebrane. - Bardziej martwi mnie ich stan. Nie byli na to gotowi.

Dorośli mężczyźni nie byli wstanie wytrzymać bólu które musiało wytrzymywać dziecko. Demon zaśmiał się po raz pierwszy nie raniąc chłopca swym głosem.

Tyle razy mówili, że demony nie czują bólu. Niech ktoś teraz spojrzy na tych mężczyzn z góry i powie im, że to nic! — Dziewięcioogoniasty lis mówił do siebie. — Hej, smarkaczu, oddaj mi kontrolę.

Przepraszam panie Lisie, ale...

Oddaj ją, ten jeden raz, obiecuje, że w zamian, gdy będziesz w potrzebie, dam ci moją czakre i nie odbiorę w zamian za nią kontroli. Proszę, Naruto... —Nie powinien się zgadzać. Naprawdę nie powinien. Mimo wszystko słowo "dobrze" przyszło mu równie łatwo jak zatracenie się w swoich wspomnieniach. Będzie tego żałował i odpowie za to, ale mimo wszystko nie postąpił by inaczej. Coś w głosie lisiego demona sprawiało, że pragną mu ufać. Jakieś tajemnicze uczucie które towarzyszyło jego słowom, było mu znajome, ale jednocześnie obce i obezwładniało go całego. Nie potrafił go nazwać a mimo wszystko potrafił określić kto je wywoływał: Lis mówił jak Kakashi. Ciepło ich głosu było podobne. 

DWA DNI PÓŹNIEJ 

- Kakashi, cieszę się, że wróciłeś bezpiecznie. - Iruka uśmiechną się do przyjaciela kucającego przy grobie. Szarowłosy spojrzał na niego i przesuną się trochę, by brązowowłosy przykucną obok.

- Coś się stało? Rzadko tu przychodzisz. - Choćby przychodził raz w tygodniu w porównaniu z Hatake zawsze przychodziłby rzadko. - Dzieciaki sprawiają ci problemy?

- Nie, tylko jeden. - Podrapał się po głowie na myśl o dziecku które wysłało 5 ANBU do szpitala nie robiąc według niego zupełnie nic. - Mam problem z pewnym lisim chłopcem. - Reakcja Hatake zdziwiła brązowowłosego. Nigdy nie widział u swojego przyjaciela takiego wyrazu twarzy. 

- Naruto poszedł do Akademii? - Mamrotając do siebie szarowłosy starał się zebrać myśli. - Zdał? Powiedz mi, proszę, to ważne. 

- On...

~1066-słów~

Jak myślicie, Naruto zdał? 
E

dit: był jeden błąd który tak bardzo mnie bolał, że musialam poprawić go teraz, wybaczcie, to nie nowy rozdział 😅

PartnerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz