~XXV~

484 36 14
                                    

- Nieodwzajemniona miłość jest straszna. - Tymi słowami Obito rozpoczął ich poranek. Wczoraj oboje nie mieli ochoty rozmawiać. Naruto na ogół był małomówny, a Obito po prostu miał dość całego świata. Miał tak czasem, gdy przeszłość której nie chciał zaakceptować wracała do niego by przypadkiem nie zapomniał jak samolubny był. Zdanie "Co by się stało, gdybym wtedy wrócił?" pojawiało się zawsze gdy zderzał się z przeszłością nieprzygotowany. Umarły, prawdopodobnie, ale nie miał pewności i jej brak wypadał w nim dziurę. Tak więc wczorajszy wieczór był cichy, a cisza została przerwana tylko raz, ponieważ musieli podzielić się nocnymi wartami. - Zwłaszcza, gdy osoba która kochasz o tym wie. - Blondyn odwrócił głowę.

- Wiesz to z doświadczenia? - W głosie Naruto nie było kpiny, ot, normalne pytanie bez żadnych negatywnych intencji. Mimo wszystko Tobi zgryzł wargę planując zabójstwo chłopca. Tak... Ten temat należał do puli z napisem "niewygodna przeszłość", choć nie mógł zaprzeczyć gdyby ktoś spytał czy uczucie wytrzymało próbę czasu i niedogodności. Wytrzymało.

- Jak na kompetentną zabawkę Danzō jesteś strasznie wygadany. - Blondyn przechylił głowie w bok na znak zapytania. - Ach... Nie ważne! Tak, wiem z doświadczenia, Kakashi też to wie. - Pragną szybko wykluczyć swoje imię z listy osób które "utknęły w przyjaźni na wieki wieków amen". - Poza tym, ten dureń uważał cię za brata, więc...

- Wiem, wiedziałem, że nie będzie mógł patrzeć mi po wyznaniu w oczy. - Taki był główny cel. Naruto umiał zaakceptować fakt, że będzie dla Kakashi'ego wiecznie "bratem". Ba, nawet my to odpowiadało. Bycie bratem oznaczało dla chłopca dobry kontakt, przekomarzania, a może i mieszkanie razem. Naruto w pierwszej kolejności postanowił trwać przy jego boku bez słowa, ponieważ miłość która go darzył była brudna i nikomu jej nie życzył. - Nie mógłbym nazywać się jego bratem po tym, co zrobiłem, nie chciałem by czuł się za mnie odpowiedzialny i próbował mnie ratować.

- Zginą by. - Stwierdził bez goryczy, jakby naprawdę pragną jego śmierci. Mimo wszystko bolące spojrzenie niebieskookiego ukuło go. Moment, w którym ludzie poznają miłość, ryzykują na noszenie ze sobą nienawiści. - Pomyślał nim blondyn zebrał się by wyksztusić nieme "Tak", jakby uważając, że Obito potrzebuje potwierdzenia. - Nie chciałeś by umarł za ciebie.

- Kto by chciał widzieć jak ktoś kogo się kocha umiera? - Nikt. Nikt normalny. To było raczej oczywiste. - Domyślałeś się, że cię lubi? - Zapytał nagle po chwili ciszy. Czy Obito naprawdę wyglądał na kompetentną osobę do udzielania rad sercowych? Oczywiście, Naruto nie miał rodziców z którymi mógłby o tym porozmawiać, w końcu poniekąd przyczynił się do ich śmierci, ale nadal... Nawet Itachi wydawał się być bardziej kompetentny od niego! 

- Tak. - I dopiero teraz zdał sobie sprawę jak niewygodna jest cisza lasu. 

- Przed tym jak wyznał ci to na łożu śmierci? - Blondyn był niepoprawnie dokładny. Nigdy nie sądził, że Kakashi może być na tyle wylewny by o tym wspomnieć. 

- Tak, wiedziałem dużo, dużo przed tym, może nawet zrozumiałem jego uczucia prędzej niż zrobił to on. Był bardzo podobny do ciebie gdy był dzieckiem. - Ale zapewne i to pojemnik lisa wiedział. 

- Nigdy nie lubił mówić o swoim dzieciństwie, wspominał jedynie jakim idiotą był. - Dalej jest. -  Mimo wszystko Tobi nie zamierzał go poprawiać. - I, że Minato był dla niego jak ojciec. 

- Mówisz swojemu ojcu po imieniu? - wtrącił z nieukrywanym upomnieniem. I dla niego ojciec chłopaka był "rodziną".

- Przyzwyczajenie - Wyznał bezbarwnie, nigdy nie mógł nazwać trzeciego Hokage ojcem, nigdy. Nawet w myślach, ponieważ wtedy Danzō by się dowiedział. Chociaż, Danzō pewnie wiedział, że chłopak wie. Dowiedział się tego najpewniej następnego dnia, ale nie miało to już znaczenia. 

Nic już nie miało znaczenia.

- Gdzie mnie zabierasz? - Spytał w końcu przerywając jego katusze, a obito nagle zamarł zdając sobie sprawę, że zapomniał o tak istotnym fakcie jak pozbycie się chłopca. Skierował swoje spojrzenie na niebo i odetchną, jeszcze miał czas.

- Tam, gdzie miałeś być. - Uśmiechną się. - Nie mogę zabrać cię ze sobą, ale nie martw się, jeszcze po ciebie wrócę. - To zabrzmiało jak groźba. - Najpierw jednak oddam cię na przechowanie do żabiego zboczeńca, którego to Kakashi szukał z takim zapałem.

Naruto pamiętał te misję. Nie zapomniał również zakodować, że był ona tajna, a fakt, że Obito o  niej wiedział, czynił go pierwszorzędnym prześladowcą. 

- Czy nasze następne spotkanie będzie pokojowe? - Już wiedział, że nie, ale dalej musiał zapytać. nadzieje tląca się  zakamarkach jego umysłu doszła do głosu. 

- To zależy, czy oddasz lisa pokojowo, czy zginiesz za niego. - I oboje wiedzieli, że będzie to druga opcja chociaż Naruto nie planował ginąć. - Zbieraj się, jeśli się nie mylę ten sennin jest niedaleko. - Uchiha miał racje, ów zboczeniec bez krępacji zeskoczył z drzewa z zaciętą miną. Obito wiedział, że żabolub nie siedział na drzewie długo, a jego uwagę przykuło słowo "sennin" które odziany w płaszcz mężczyzna wymówił specjalnie głośniej. - Widzisz? Sam się znalazł.

Jego przesłodzony głos wrócił, dając do zrozumienia, że ponownie był "Tobim".

- Do zobaczenia i powodzenia, Lisku~ I znikną, tak po prostu, zbyt szybko. Naruto przyznał, że tego nie zauważył. Osoba która z nim rozmawiała była tylko i wyłącznie klonem. Ha, roześmiałby się i przyznał do porażki, tym razem nie zauważył, był zbyt pochłonięty rozmową i najzwyczajniej w świecie dał się oszukać. 

- Kim ty do... - Naruto odwrócił się do niego przodem sprawiając, że mężczyzna zamilkł. - Naruto... - Podobieństwo do jego ojca było zbyt duże, chociaż w przeciwieństwie do Minato, Naruto był trochę chudszy a jego włosy były zdecydowane zbyt długie. W dodatku posiadał lisie wąsy, ale je sennin zauważył na końcu. - Jesteś synem swojego ojca, czyż nie?

- Tak, to niemożliwe bym nim nie był. - Blondyn nie zrozumiał, ale było to mało ważne. - Coś nie tak, sennin-san?

- Nie, nic, mój chłopacze po prostu... - Nie mógł oderwać od niego oczu, czuł się z tym źle, ale pozwolił sobie na stwierdzenie, że uczyłby go tylko po to, by móc znów patrzeć na tą twarz. Jego oczy stały się wilgotne, a on skarcił się za bycie tak sentymentalnym. - Gdyby ściąć ci włosy i zamazać blizny cały kraj ognia świętowałby powrót bohatera. 

- Nie jestem Minato. - Zwrócił mu uwagę delikatnie zaciskając dłonie w pięści. - Nigdy nim nie będę, nawet, jeśli zetnę włosy i zamarzę blizny. Minato jest bohaterem, mnie zaś... Skazano na śmierć za zdradę. 

- Co? - To było całkiem niedawno, więc niewiedza nie była niczym złym, ale Naruto poczuł żal do tego, jak beztroski był sennin.

- Twój nauczyciel nie żyje. - Do jego głosu wkradły się emocje. - Zabiłem go. - Wyznał z trudem. 

- To nie jest coś z czego możesz żartować nawet będąc synem mojego ucznia! - Białowłosy podniósł głos, ale Naruto nie odpowiedział. - Mówię do ciebie, dzieciaku! 

Blondyn odwrócił wzrok. Naważył sobie piwa, więc teraz musi je wypić, nawet, jeśli nie zrobił tego z własnej woli. 

~1077-słów~

Mam nadzieję, że rozdział się spodobał. Wybaczcie, że taki krótki!
Miłego dnia~

PartnerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz