~XL~

155 14 14
                                    

Gdy druga część drużyny wróciła bez ich przywódcy, niosąc na rękach martwe ciało Gaary, Kakashi wiedział, że coś jest nie tak.

- Gdzie Naruto? - Wbił w nich ostre spojrzenie. Musiał wyglądać przerażająco; ochlapany krwią poległych z zwłokami u stup. Jego brązowe włosy spływały krwią, ale każdy głupi domyśliłby się kim jest. - Gdzie. Jest. Naruto? - Powtórzył patrząc prosto na swojego byłego przyjaciela, niedoszłego kochanka, i jak był wcześniej przekonany:

Odpowiedzialna osobę której można było zaufać.

- Pobiegł za mordercą. - Odwrócił wzrok.

- I nie wpadło Ci do głowy by go zatrzymać? - Zapytał sarkastycznie, a młodszy posłał mu spojrzenie pełne wyrzutów.

- Jest przywódca; jakby moje zdanie go obchodziło.

- Obchodzi go zdanie każdego, jeśli mówi z sensem. To nie Danzō, Naruto słucha swoich ludzi, nawet jeśli kiedyś go wyzywali czy próbowali zabić. - Spluną.

- Pf! Tak, tak, twój kochanek jest świetny, nieomylny i niezastąpiony. Urodzony przywódca. - Więc coś między nimi zaszło - Hatake zmarszczył brwi. Yamato mógł być zazdrosny, chować urazę, ale nigdy nie był lekceważący i bez podstawie podły.

- Co zrobiłeś? - Złapał go za kołnierz. Brązowo włosy odwrócił wzrok. Kakashi szybko odszukał Sasuke i uniósł brew.

- Naruto się zdenerwował, bo nie dotarliśmy na czas. Yamato rzucił w niego kunajem. - Przełkną przekleństwo rzucając mężczyzna.

Jeśli coś stanie się chłopcu... Tak, Hatake prawdopodobnie tego nie przeżyję. I Yamato też.

Prawdopodobnie więcej ludzi, biorąc pod uwagę, że obłąkana sekta miała już jedno i dziewiecioogoniastego. Niezaprzeczalnie byli w nieciekawej sytuacji.

- Wracamy do wioski, nic tu po nas. - Jego głos nie zadrżał, mimo, że był o cal od wybuchu. Naruto wiedział co robi, jego partner wiedział co robi i Kakashi musiał mu zaufać. Nie narazi dzieci, nie narazi nikogo z nich.

Zauważył ich pełne niedowierzania spojrzenia.

- To racjonalna decyzja i rozkaz. Nie będziemy go ścigać, jakby był zwierzyną, poradzi sobie, a jeśli nie, musimy być gotowi na najgorsze. - Sennin, który milczał przez znaczną część czasu odezwał się z powątpiewaniem.

- Wybacz, jeśli jest to nie na miejscu, ale Naruto JEST zwierzęciem, a przynajmniej przejawia zwierzęce zachowania i co najmniej nalegam na pójście za nim. Ma dziewiecioogoniastą bestie, nie możemy pozwolić sobie na jej stratę. - Cześć pokiwała głowami w zrozumieniu i niemym poparciu, Sakura zabrała głos.

- Przejawia zwierzęce zachowania, odsłonił nam plecy a my wbiliśmy mu w nie ostrze, szczerze nie sądzę, by dał się nam odnaleźć, może Sensei'owi, ale... - Spojrzała wymownie między nim a brązowowłosym, jakby zrobili coś gorszącego. - Tak czy inaczej, fakt, że nie mamy go w wiosce bardziej nam pomaga niż szkodzi. - Rozejrzała się a później wskazała ręką na ogrom zniszczeń. - To mogło być Konohagakure, a my prawdopodobnie nie zdziałalibyśmy wiele.

Ich przeciwnicy byli potężniejsi niż wszystko z czym mieli dotychczas do czynienia. Byli gorsi niż Orochimaru, w dodatku ich zespół od dawna zakładał, że wężowy Sennin aktywnie współpracuje z Akatsuki, co potwierdziła niezbyt przyjemna niespodzianka w kształcie ludzkich szaszłyków. Pokarm znów podszedł im do gardła.

- To i tak nie jest kwestia dyskusji. - Westchną Sasuke. - Oddajmy im ciało i wracajmy, musimy zdać raport i zastanowić się co da--

Ciało przeleciało obok nich. Ciało Naruto. Kakashi wbił wzrok w napastnika i ujrzał... chłopca?

- Czy ktoś też to widzi? - Białowłosy sennin zabiera głos pierwszy. - To... Normalne? w jego przypadku?

- Nie. - Kakashi odpowiada. - To akurat całkiem niepokojące.

Naruto leżący na ziemi powoli wstaje. Jego ubranie jest praktycznie w strzępach a tatuaże kotlące się na jego skórze sprawiają wrażenie palących. Jego twarz jest odsłonięta a oczy szeroko otwarte. Są tak samo niebieskie jak zawsze, ale przebija się przez nie coś obcego. Uczucie wściekłości powoli narastające w wnętrzu młodego mężczyzny.

Drugi Naruto nie wygląda dużo lepiej, chociaż jego ciało nie wygląda jakby się paliło emanuje z niego gorąca czakra. Wylewa się, jakby blondyn nie mógł utrzymać jej w środku. On również pokazuje całe swoje oblicze. Ale oczy wcale nie są niebieskie. Nie mają ludzkich źrenic.

To oczy lisa.

Patrzą na siebie zawzięcie, jakby prowadzili zażartą wymianę zdań mimo, że na głos nie pada żadne słowo. Kakashi chciałby wiedzieć o czym rozmawiają. Co sprawia, że wyglądają w ten sposób.

- Nie. - Słowo w końcu pada. Głos jest gruby i ciężki. Basowy. Niczym nie przypominający głosu ledwo dorosłego chłopca. Lisi głos sprawia, że wszystkich przechodzi dreszcz.

- Może nie jestem bez ciebie tak silny jak z tobą, ale "Nie" dalej nie wchodzi tutaj w grę, Kurama. - Groźba wybrzmiewa mimo, że wypowiedziana bardziej jak ostrzeżenie dla niesfornego dziecko. Głos Naruto w ich uszach boli, dudni, uderzając w ich umysł jak wodospad o tafle wody. Mierzą się jeszcze przez chwilę, nim Lis pycha.

- Jeśli ciebie nie będzie, kto zajmie się demonami? - Niebieskooki lekko drga.

-Nie było mnie raz dłużej i nikt nie musiał się niczym zajmować, co sprawia, że myślisz, że teraz ktoś będzie musiał? - I znów zapada cisza. Jest przytłaczająca i pełna niedomówień. Nie wypowiedzianych pytań i odpowiedzi. - Wiesz, że ktoś musi to zrobić, a ja nie będę ryzykować, że wyślą mi kolejne szaszłyki z moich ludzi.

Wypowiedzi Naruto są ciężkie do zrozumienia przez ból który powodują w ich głowach, to jedyne po czym mogą poznać, że jest zdenerwowany.

Nie kontroluje siebie i tego, co im robi. Może nawet nie jest świadomy, że jest w ich umysłach.

- Nawet go nie lubiłeś, nie płacz nad czymś co nie było użyteczne. - Kurama karci. - Było się go trzeba pozbyć w momencie, w którym pierwszy raz mieliśmy ku temu szansę, oboje nie wierzyliśmy, że jest wiernym członkiem Konohagakure, więc zakaz nigdy tak naprawdę tu nie działał.

- Dalej był człowiekiem. - Naruto argumentuje.

- Jesteś pewien? Bo nawet ja wydawałem ci się bardziej ludzki w tamtym czasie. - Blondyn drgną i jeśli chciał go uderzyć i się powstrzymał, nie dał tego po sobie poznać.

Ale jeśli by się cofnęli, jeśli spojrzeliby na wszystko z góry Naruto nie mógłby zaprzeczyć. I nagle okazało się, że blondyn był dalej tym samym, nieudolnym, bezosobowym dzieckiem. Dzieckiem które pragnęło przyjmować i wykonywać rozkazy bez odpowiedzialności. Bo odpowiedzialność go przerastała.

- Wróćmy do wioski - Niebieskooki odwraca się w stronę swoich towarzyszy. Jego głos łagodnieje i przestaje sprawiać im ból. - Naradzimy się i zdecydujemy co dalej. - Po czym odwraca się do nich plecami rzucając jedynie; - Kurama, przywitaj się grzecznie.

Lis jedynie prycha by zaraz po tym zebrać się w sobie i podejść do martwego ciała czerwonowłosego mężczyzny.

- Nieźle cię urządzili. - Mruczy oglądając go. Młodzieniec bezsprzecznie jest martwy i Kurama nawet gdyby chciał nie mógłby nic z nim obecnie zrobić. Nie, gdy na jego klatce piersiowej znajduje się rozerwana pieczęć bestii. Jego brat mocno musiał się zaprzeć, skoro wyglądała w ten sposób.

Może finalnie się polubili. Może zaczęli być jak syn Kushiny i on. Może...

A może po prostu wiedział, że po za tym chłopcem czeka go jedynie nieszczęście.

~1065-słów~

Pojechałam z tą przerwą, zdecydowanie za bardzo. Czas się za siebie wziąć!
Nie wiem czemu usuną się pochylony tekst i ilustracja z góry, ale mam nadzieję, że już jest okay.

Jak wam mija życie, kochani?

PartnerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz