~XXXIX~

243 22 9
                                    

Przybyli na miejsce w trakcje bitwy, jeśli tak można było nazwać to, co działo się przed ich oczami. Jeden człowiek nie powinien być wstanie pokonać armii shinobi, ale Suna jak i wsparcie z Konohagakure wydawały się niewystarczające by powstrzymać lalkarza. To nie była walka, to była rzeź. Czerwonowłosy mężczyzna stal po prostu na środku placu skąpanego w czerwieni. Stał, nie wydawał się robić nic więcej, ale Naruto wiedział, że kontroluje swoje lalki na polu bitwy ruszając się w sposób wręcz niewidoczny dla oka.

Piekielnie szybkie lalki, piekielnie precyzyjne.

Chciałby się z nim zmierzyć. Był pewny, że rozerwałby go na strzępy.

Chciałby móc pokazać mu, że utrata życia to kwestia sekundy, tak jak on pokazywał to swoim wrogom, ale...

- Sasuke, Yamato, Sakura, idziecie ze mną, trzeba odzyskać Gaare, prawdopodobnie będzie potrzebował leczenia. Jiraiya-San, Sai, Sukae, zajmijcie się nim. - Jednoogoniasty był priorytetem, nie mógł po prostu zostawić jego pojemnika w rękach innych ludzi. Z raportów Itachi'ego wynikało, że Akatsuki zależało jedynie na bestii, pojemnik był zbędnym dodatkiem i prawdopodobnie wyciągną demona siłą. To oznaczało by śmierć Gaary, a ona była by zagrożeniem dla utworzonego sojuszu. Konohagakure stałoby się łatwiejszym celem.

Nie mógł na to pozwolić.

- Nie chce słyszeć o ofiarach, czy to jasne?

- Tak, Naruto-sama. - Odpowiedzieli. Uśmiechną się, a przynajmniej miał nadzieję, że jego grymas przypominał uśmiech.

Dobrze było słyszeć brak sprzeciwu, mimo, że plan mógł wydawać się nieco samolubny. Sakura prawdopodobnie przydałaby się tutaj, a Sukae sprawdził by się lepiej gdyby użyczył swoich psów do szukania Gaary, ale wtedy musiałby zostawić tu Yamato dla wyrównania sił czy z czystej troski, że nie pozna tożsamości ich przewodnika.

Naruto zganił się w myślach, że drugi argument bardziej trafiał w sedno sprawy. Po prostu nie chciał widzieć tej dwójki blisko siebie i zaważało to na jego osiądzie.

Tak czy inaczej nie mógł zostawić mężczyzny.

Nie mógł tego zrobić, ponieważ Yamato był udanym eksperymentem Orochimaru i miał możliwość powstrzymania bestii. Naruto też ją miał, ale wtedy nie mógłby zajmować się bezpośrednia walką co było równoznaczne z możliwością narażenia się na straty w ludziach.

A nie chciał trącić żadnego ze swoich towarzyszy, nie miał ochoty mierzyć się z bólem w klatce piersiowej i uczuciem straty, jakie wcześniej towarzyszyło mu, gdy jego jedzenie zostawało mu zabierane przez jego niewłaściwe zachowanie.

Nie lubił trącić czegoś, do czego był przywiązany, nie materialnego, jak jego maska, ani żywego, jak jego towarzysze.

- Uwaga. - Mrukną gdy wyczuł znajomą czakrę. Ślad był dość zatarty, ale wystarczający by Naruto przyspieszył kroku.

Nie oglądał się za siebie, ale nikt nie narzekał. To była kwestia życia lub śmierci nie tyle przywódcy wioski ukrytej w piasku co późniejszych tysięcy ludzi.

- Nie mogą być daleko. - Miał nadzieję, że nie było za późno, tak jak wierzył, że druga drużyna, poradziła sobie z problemem który im zostawił.

- Myślisz, że powinienem im pomóc? - Kakashi zapytał Pakkun'a który wręczył mu list opisujący wszystkich członków Akatsuki.

Oczywiście, powinien zapoznać się z nim wcześniej, ale jakoś zawsze nie miał na to czasu.

- Myślę, że było by to bardziej niż wskazane, chociaż nie sądzę, by mieli ci za złe fakt, że tu sobie posiedzisz. - W końcu sami kazali mu to zrobić. Ich troska była wręcz rozczulająca, chociaż wiedział, że po porostu nie chcieli mieć do czynienia z ich przywódcą, ani z Kakashi'm, gdyby coś stało się Sukae.

- Tak. - Westchną, bez swojej książki nie wiedział co zrobić z rękami. W jedną wziął pergamin a druga schował do kieszeni, niezgrabnie wyją i znów schował.

Może Naruto miał rację mówiąc mu, że był uzależniony od literatury erotycznej, a przynajmniej od trzymania jej w rękach.

Jego wzrok omiótł papier skupiając się na najważniejszych szczegółach. Nie było to wyjątkowo pomocne, ale każde informacje były na wagę złota.

Nagle Sai wbił się w drzewo niedaleko.

- Chyba jednak się dołączę. - Westchną w myślach. Gdyby dał temu dziecku zginąć, Naruto powiesiłby go do góry nogami w chłodni. Był jedynym który wiedział, że nienawidzi zimna i Kakashi był pewien, że nie zawaha się wykorzystać tej informacji przeciwko niemu.

- Ach... - Zdjął niewygodny płaszcz, i pozbył się soczewki przez którą nie był wstanie nic zobaczyć. Szalik zostawił, chcąc zachować choć trochę anonimowości. - Co za ból... - Przeczesał sztuczne włosy ręką i chwycił broń. - Co za ból...

Pierwsza z marionetek padła w przeciągu następnych dziesięciu minut.

###

Spóźnili się, Naruto był tego pewien w momencie zobaczenia czerwonej czupryny. Gaara wydawał się nienaruszony, ale jego ciało już stygło. Dusza została wyrwana wraz z jedoogoniastą bestią.

- Uspokój się, Gaki*. - Był spokojny, po prostu miał trudności z przyjęciem do wiadomości tego, że przegrał.

Nie stawił się do walki.

- Uspokój się! - Lis warknął, a Naruto dopiero teraz zobaczył, że otacza go pomarańczowa poświata. Pieczęcie wżerały mu się w skórę sprawiając, że krwawił.

Nic nie czuł, żadnych emocji, żadnego bólu.

- N-Naruto-san... - Yamato schował za sobą swoich podopiecznych, wyglądał, jakby był gotów do ataku a z jego kieszeni wystawały pieczęcie tłumiące.

Nie chciał tego przyznawać, ale naprawdę wyglądał jak odpowiedzialny, troszczący się sensei. Wyglądał w sposób w jaki Naruto nigdy nie będzie wyglądał.

On nigdy nie oddał by za nich życia tylko ze względu na złudną więź zwana przyjaźnią, nawet jeśli by za nimi tęsknił.

- To JA, nie ON, a nawet jeśli, nie sądzę, że chciałby zabić akurat was. - Wyjaśnił, rozluźniając się trochę, choć jego ramiona dalej wydawały się spięte i gotowe do obrony. Lis był poddenerwowany, ale to blondyn był tym który stracił kontrolę. - ...Nie jest zagrożeniem, po prostu cierpi stratę brata, tak samo jak ja. Był w tej sytuacji i trudno mu się opanować. - Yamato się nie ruszył. Blondyn westchną trochę teatralnie, po czym ruszył, odwracając się do nich plecami.

Chcąc pokazać, jak bardzo im ufa.

Że nie ma złych zamiarów.

A kunaj poleciał w jego stronę prawie w tej samej chwili. Wbił mu się w bark, trochę mocniej niż sądził, że zrobi, pieczęć która została na niego nadziana przyległa do ubrania by nagle przesiąknąć krwią.

- ... - Nie był bardzo zaskoczony, nawet nie zawiedziony. Dalej na nich nie patrząc wyciągnął broń z barku i upuścił na ziemię. - Sprawdź go. - Rozkazał brązowowłosej i pozwolił sobie na rzucenie nienawistnego spojrzenia w kierunku swojego byłego sensei'a. - Odzyskam jednoogoniastego.

- Brednie. - Dzwonek zadzwonił, tak, prawdopodobnie nie był wstanie, ale nikt nie powiedział, że nie może spróbować. - Niepotrzebny trud.

Może.

Mimo tego, niedługo później jego ręce znów pokryla krew.

~1065-słów~

*bachor (kolokwializm)/smarkacz (kolokwializm)

To nie jest dobry rozdział jak na rozdział po tak długiej przerwie, ale jest.

Nawet nie wiecie jak za tym i jak za wami tęskniłam. <3

Sayonara~

PartnerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz