Rozdział 7

4.1K 159 27
                                    

   Cały weekend spędziłam w domu wraz z rodzicami, mimo iż z początku plan wyglądał całkowicie inaczej.
W sobotę wieczorem miałam udać się na grilla do Carmen, ale plany w ostatniej chwili uległy zmianie z powodu jej nieprzychylnego samopoczucia.
Poświęciłam ten czas na lekturze z psychologii sportowej.
Choć nie wiązałam z tym mojej przyszłości, zawsze wolałam być w pełni przygotowana, a że podjęłam się tego krótkiego stażu, chciałam dobrze wypaść w oczach Mike i pokazać się z jak najlepszej strony. 

   Poniedziałkowy poranek nadszedł zbyt szybko. Rześkie powietrze targało pomieszczeniem przez otwarte na oścież okno, które zapomniałam zamknąć. 
Z lekkim pośpiechem i narastającym lękiem przed spóźnieniem, przygotowałam się do pracy. Na koniec chwyciłam skórzaną torbę, którą przygotowałam poprzedniego wieczoru i ruszyłam do wyjścia.

   Przez całą drogę do ośrodka sportowego odczuwam wewnętrzny niepokój, nerwowo spoglądałam na zegarek wbudowany w deskę rozdzielczą, śledząc mijające minuty. Miałam jeszcze wiele czasu, nie było możliwości, abym spóźniła się do pracy, jednak lęk mocno zakotwiczył się mojej głowie. 

   Zaparkowałam samochód tam gdzie zwykle. Ośrodek dysponował wieloma miejscami parkingowymi, choć dzisiejszego dnia zauważyłam o wiele więcej pojazdów niż dotychczas.
Weszłam do środka, mijając recepcję, przywitałam się z pracownicą i nie zwlekając ani minuty dłużej, podążyłam w kierunku swojego miejsca pracy.
Przez szklane drzwi dostrzegłam tłok roznegliżowanych chłopaków. 
Mijałam nieznajome twarze męskich osobników, na których starałam się dłużej nie skupiać.
Chciałam czym prędzej zniknąć. W większości byli to młodzi ludzie, którzy z zainteresowaniem patrzyli w moim kierunku, przez co speszyłam się jeszcze bardziej. 

Odetchnęłam z ulgą, gdy dostrzegłam wychodzącego z biura Pana Brown, Mike. Fakt, że nie będę musiała tutaj stać i na niego czekać był pocieszający.
Powitał mnie z daleka lekkim uśmiechem. Odwzajemniłam się tym samym, lecz gdy dostrzegłam kolejną postać wychodzącą z biura, przystanęłam. 

Tylko nie on...

   Powinnam bardziej słuchać mojego wewnętrznego głosu, który bez wątpienia podczas jazdy ostrzegał mnie właśnie przed tym spotkaniem. 
Nie miałam wyjścia, musiałam podejść, mimo iż moje nogi chciały biec w przeciwnym kierunku. 
Szare tęczówki szybko dostrzegły mnie pośród tego całego tłoku, jednak nie wyczytałam z nich zaskoczenia, oczywiście, że nie. Jego wargi uniosły się lekko w odpowiedzi na coś, co powiedział rozbawiony Mike. 

   -Dzień Dobry. - przywitałam się oficjalnie, zatrzymując się przed moim Mentorem. Ten przywitał się ze mną równie oficjalnie. 

   -Bianka.- odezwał się Scott. Mike spojrzał zaskoczony na chłopaka w dresie, następnie na mnie. Czułam, że moje poliki lekko się zaczerwieniły, jak gdybym była złapana na jakimś kłamstwie. Nie ukrywam, że nawet taki był plan. Miałam zamiar przywitać się ze Scottem, jakbym nigdy wcześniej go nie widziała, bez konieczności tłumaczenia się.

   -Znacie się?- zapytał psycholog, żadne z nas nie odpowiedziało, jedynie patrzyliśmy po sobie, rozszyfrowując wzajemnie nasze skrywane myśli. - Aha.- mruknął speszony, po czym dodał. - Zapewne, musi się za tym kryć ciekawa historia. -stwierdził, a w mojej głowie zapaliła się ostrzegawcza lampka. Nie byłam pewna, czy Scott nie zapragnie dodać czegoś głupiego, więc wolałam sama się odezwać. 

   -Skądże, -zaśmiałam się przesadnie. - Po prostu jestem zaskoczona. Scott miło mi Cię widzieć. - uśmiechnęłam się pogodnie, chowając moją dumę głęboko w kieszeń.
Dramat, to ostatnie, co potrzebowałam w miejscu, gdzie musiałam jeszcze zostać przez trzy tygodnie.
Patrzyłam przyjaźnie na przystojną twarz chłopaka, który z pewnością rozważał, co ma zrobić. Wraz z Mikem czekaliśmy na odpowiedź chłopaka, przez co jeszcze bardziej się zdenerwowałam, gdyż przez dłuższy czas żadna nie opuszczała jego ust.

Wciąż Cię Kocham!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz