Rozdział 12

2.9K 112 6
                                    

Bianka

Wróciłam w piątek po pracy do domu, skonana po całym tygodniu spotkań. Otworzyłam drzwi, rzuciłam torbę pod ścianę na podłogę, po czym ruszyłam prosto do kuchni, gdzie mama kończyła przygotowywać obiad. Usiadłam na wolnym krześle przy niewielkim półwyspie.

-Cześć mamo.- przywitałam się, nie ukrywając swojego wyczerpania. Mama nalała do szklanki sok pomarańczowy i postawiła go przede mną.

-Cześć skarbie. Ciężko w pracy?- zapytała zmartwiona.

-Cały tydzień był koszmarny. Mam ochotę położyć się zaraz spać i wstać dopiero w poniedziałek. -westchnęłam.
Byłam tak dobita emocjonalnie i fizycznie jakbym co najmniej imprezowała przez parę dni.

-Oj córciu, przykro mi. 

-Nie mam pojęcia, jak ty to robisz, że pracujesz czasem po dwie zmiany i nie wyglądasz po tym na wyczerpaną. -powiedziałam szczerze, na co mama się uśmiechnęła.

-Przyzwyczaisz się kochanie. Zresztą lubię swoją pracę i swoich pacjentów, dlatego może być mi łatwiej, jednak ja również jestem tylko człowiekiem, a gdy prywatne problemy zajmują mi głowę, to uwierz mi, że czasem pojedyncza zmiana potrafi być wtedy bardziej wykańczająca i niż przykładowe dwie z czystą głową. -pokiwałam głową.

Pewnie miała rację.
Zbyt dużo ostatnio rozmyślałam, analizowałam niepotrzebnie sytuacje, które nie powinny dla mnie nic znaczyć.

-Idziesz dzisiaj do Carmen? -zapytała po dłuższej chwili. 

-Miałam, ale teraz nie jestem pewna czy dam radę, jestem wykończona. -podniosłam się z krzesła.- Idę do siebie, może zdrzemnę się odrobinę.

-Zaraz będzie obiad. 

-Dziękuję, ale jestem tak zmęczona, że jest wysokie prawdopodobieństwo, że moja głowa wyląduje w talerzu.- zażartowałam i wyszłam z kuchni.

Zgarnęłam torbę z podłogi i ruszyłam do swojego pokoju.
Rozpakowałam aktówkę, spojrzałam na granatowy materiał wiszący na oparciu mojego krzesła i westchnęłam.
Powinnam oddać mu tę bluzę jeszcze na wyjeździe, tylko tak jakby się nie złożyło. Przez pięć dni zwlekałam z napisaniem do niego.
Moje palce odmawiały posłuszeństwa, ilekroć chciałam wystukać do niego krótką wiadomość.
On sam też się nie odezwał ani razu. W środę był na treningu, ale nawet nie pofatygował się, aby się przywitać, wcześniej też tego nie robił, ale teraz myślałam, że nasza relacja uległa zmianie i nie chodzi mi o to, co wydarzyło się w nasz ostatni wspólny wieczór. Wydawało mi się, że wspólnie spędzony czas, nieco zmniejszył naszą wzajemną niechęć do siebie. 

Po dłuższej chwili zastanawiania zadzwoniłam do Carmen, aby poinformować ją, że dzisiaj jednak nie uda mi się do nich wpaść. Przyjaciółka nie była zadowolona, jednak nic nie mogła na to poradzić, a ja naprawdę nie miałam ochoty wychodzić z domu.
Obiecałam jej jednak, że następnego dnia przyjadę w odwiedziny. Mój czas pobytu w rodzinnym mieście powoli dobiegał końca i aktualnie nie byłam w stanie stwierdzić czy jestem z tego powodu smutna, czy zadowolona. Wydaje mi się, że po trochu tego i tego. Znowu zostawię rodziców i Carmen, ale bliska obecność Scotta staje się dla mnie zbyt przytłaczająca, miesza mi w głowie.
Gdy tutaj przyjechałam, byłam nastawiona na spotkanie go gdzieś na ulicy, mimochodem, zdecydowanie nie spodziewałam się, że będziemy wspólnie spędzać czas.
Z początku jego obecność była dla mnie swojego rodzaju niedogodnością, jednak teraz boję się, że gdyby mój pobyt tutaj trwał dłużej, sama mogłabym zacząć szukać tego kontaktu. Był niczym narkotyk dla mojej duszy, im więcej czasu z nim spędzałam, pragnęłam więcej, a doskonale wiedziałam, co stałoby się na końcu tej drogi.
Nie miałam ochoty na odwyk.
Byłam rozsądna, przynajmniej starałam się taką być, a rozsądna osoba nie pakowałaby się w to po raz kolejny. 

Wciąż Cię Kocham!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz