Scott
Od samego początku miałem złe przeczucie. Wiedziałem, że Bianka nie powinna jechać beze mnie. Mówią, że historia lubi się powtarzać i w tym przypadku się sprawdziło. Po rozmowie z Arturem wskoczyłem do samochodu i ruszyłem w trasę. Jechałem, łamiąc przy tym wszelkie przepisy drogowe. Wyminąłem kolejno wszystkie samochody na drodze, które torowały mi przejazd. Międzyczasie dodzwoniłem się do Alessio.
– Gdzie ty jesteś?! – krzyknąłem wściekle. – Miałeś ją pilnować. – złość, jaką odczuwałem, niemal rozrywała moje ciało. Miałem wrażenie, że zaraz przeobrażę się w Hulka.
– Miałem znaleźć Artura, nie jestem jej niańką! – jego głos był również podniesiony.
– Nawet mnie nie denerwuj. – próbowałem bardziej skupić się na drodze, lecz emocje, aż we mnie buzowały. Gdybym w tej chwili miał przed sobą Alessia, najprawdopodobniej udusiłbym go gołymi rękami.
– Jestem w jej mieszkaniu. Gdzie ją zabrał? – zapytał Alessio.
– Jeszcze nie wysłał mi adresu, ale z pewnością lokalizacja będzie gdzieś w okolicach.
– Jedziesz tutaj?
– A jak myślisz? – pokręciłem głową ironicznie, choć zdawałem sobie sprawę, że mój wspólnik tego nie widział.
– Miałeś siedzieć na dupie, ja to załatwię. Wyślij mi adres, gdzie ten szczur ją zabrał. – dodałem gaz, wymijając kolejnego niedzielnego kierowcę, aby zdążyć przed nadciągającym samochodem z naprzeciwka.
– Miałeś się nią zająć, a teraz ona jest w jego rękach. Nic kurwa nie zrobisz. Sam to załatwię. – Mój ojciec zawsze powtarzał, Umiesz liczyć, to licz na siebie “ i miał zasraną rację, choć kiedyś polegałem w większości na znajomych, teraz wyszło mi to bokiem.
– Nie rozumiesz, że podajesz się mu, jak na tacy? – Alessio krzyczał wzburzony do słuchawki. Wiedziałem, że na to właśnie liczył Artur. Wiedział, że przyjadę. Nie mógłbym postąpić inaczej.
– Mam to gdzieś. Ja w zamian za nią. Podam Ci adres, abyś po nią przyjechał.
– Jesteś szalony. Gdy tylko postawisz tam swoją nogę, odstrzelą Ci łeb. Tego chcesz?
– Jakby chciał mnie zabić, znalazłby sposób, aby zrobić to już wcześniej. On chce czegoś innego.
Tak mi się przynajmniej wydawało. Miał wiele okazji, aby to zrobić. Tutaj chodziło o coś innego.
– Myślisz, że jesteś pieprzonym psychologiem? Jeśli ty nie odstrzelisz mu łba, to ja to zrobię, więc przestań strugać bohatera, Scott.
Miałem gdzieś, co sądzi Alessio. Byłem za nią odpowiedzialny, to ja jestem temu winien i jeśli w jego mniemaniu chcę odgrywać tutaj bohatera, to tak, właśnie nim się stanę.
– Nie będziesz robił nic! Rozumiesz?
– Nie myślisz racjonalnie. – wytknął podenerwowany Alessio. Miał rację. Bianka już nie raz cierpiała przez moją osobę. Tym razem nie pozwolę, aby coś się jej stało. Nie chciałem również, aby znowu stała się kartą przetargową, ale czasu już nie cofnę.
– Wyślę Ci adres, jak tylko go dostanę. Masz się nie wtrącać! – powiedziałem, następnie zakończyłem rozmowę. Nie zamierzałem wysyłać mu adresu, gdy tylko sam go otrzymam. Ja musiałem być pierwszy na miejscu. Znam Alessia na tyle długo, że wiem jak postąpi. Nie będzie działał według moich zaleceń, lecz według własnego planu, który na pewno nie uwzględnia bezpieczeństwa Bianki.
Po prawie dwóch godzinach jazdy dojechałem we wskazane przez Artura miejsce. Wjechałem na piaszczysty teren, nie zważając na prędkość. Koła traciły przyczepności, więc kilkakrotnie zarzuciło samochodem na boki. Jeśli tam byli, to z pewnością już wiedzą, że dotarłem. Nie próbowałem się skradać, cokolwiek tam na mnie czekało, chciałem to już mieć za sobą. Wysiadłem z auta. Począłem na twarzy zimne orzeźwiające krople deszczu. Spojrzałem w zachmurzone, ciemne niebo. Jeśli byłbym wierzącym, teraz z pewnością stwierdziłbym, że ten ktoś na górze, daje mi znak ostrzegawczy. Jeszcze kilka minut temu, gdy znajdowałem się na drodze krajowej, niebo było stosunkowo czyste. Teraz jednak, nad tym obszarem, nieskończonym błękitem zawładnęły ciężkie burzowe chmury. Wyciągnąłem telefon i wysłałem Alessio wiadomość z lokalizacją. Będzie potrzebował odrobiny czasu, aż do nas dołączy. Okrążyłem największy budynek, w poszukiwaniu wejścia. Szybko dostrzegłem pordzewiałe blaszane drzwi i ruszyłem w ich stronę. Wejście było lekko uchylone, więc przystanąłem na sekundę i wsłuchałem się w panującą ciszę. Z wnętrza nie dobiegały mnie żadne dźwięki. Ten fakt nieco mnie zaniepokoił. Nie znałem Artura, więc nie wiedziałem, z kim mam do czynienia. Miałem jedynie nadzieję, że Biance przez ten czas nie spadł, choćby włos z głowy. Pchnąłem mocno drzwi, które stawiały opór. Gdy uchyliły się nieco bardziej, do moich nozdrzy dobiegł intensywny smród padliny. Zapach, choć nieprzyjemny, był mi obojętny. W życiu miałem nieprzyjemność spotkać się z o wiele gorszymi odorami, niż najprawdopodobniej zapach rozkładającej się zwierzyny. Nie zamykałem za sobą drzwi, aby Alessio mógł wejść do środka niepostrzeżony.
CZYTASZ
Wciąż Cię Kocham!
RomancePo pięciu latach Bianka wraca do rodzinnego miasta, aby po skończeniu studiów, móc spędzić odrobinę czasu w gronie rodziny, zanim na dobre wpadnie w wir pracy. Gdy wyjeżdżała zostawiła w nim nie tylko przyjaciółkę i rodzinę, ale również złamane serc...