Rozdział 19

2.4K 100 8
                                    

Scott

Czasem przychodzą chwilę, kiedy najbardziej na świecie, życzyłem sobie świętego spokoju. Zaszycia się gdzieś, bardzo daleko, gdzie technologia jeszcze w pełni się nie rozwinęła, gdzie jej macki nie zdążyły splądrować spokoju tamtejszej cywilizacji i odpocząć.
Zamknąć oczy i delektować się ciszą. Tymczasem od wielu godzin siedziałem w biurze, nie widząc nic poza całą masą papierów, do których kompletnie nie miałem głowy. Dodatkowo fakt, że mój człowiek najprawdopodobniej został złapany, sprawia, że nie myślę o niczym innym jak pojechać do tej pieprzonej willi, pod którą doprowadził mnie biały SUV, a gdzie wysłałem mojego człowieka i profilaktycznie urwać łeb właścicielowi.
Obawiałem się konsekwencji, jaka by nastąpiła, gdyby moje podejrzenia były trafne.
Przetarłem dłońmi twarz, następnie zamknąłem laptopa, po czym odchyliłem się na fotelu.
Myśli zaprzątała mi wyłącznie sprawa mojego ojca.
Spalała mnie, nie pozostawiając miejsca na inne rzeczy.
Byłem zbyt blisko.
Wiedziałem to, czułem to w każdej najmniejszej komórce mojego ciała.

Wyszedłem z biura, mijając na korytarzu dwóch ochroniarzy, którzy skinęli do mnie głową na pożegnanie. Opuściłem budynek, przystając na chwilę, głęboko wdychając powietrze. Ulice były spokojne.
Czwartkowa noc w tym mieście nie miała zbyt wiele do zaoferowania, nocne życie budziło się tutaj dopiero w piątek.

Wsiadłem do samochodu zaparkowanego przed klubem. Wyciągnęłam telefon z kieszeni kurtki. Miałem nieodebrane połączenia od Toma.
Odłożyłem telefon.
Miałem zamiar zadzwonić do niego, gdy będę już w domu.
Nie chciałem spędzić tutaj ani minuty dłużej.
Odpaliłem auto i miałem zamiar ruszyć, gdy w bocznym lusterku zauważyłem nadjeżdżający samochód.
Patrzyłem na zbliżający się pojazd w lusterku, który zdecydowanie przekraczał dozwoloną prędkość. Trwało ułamki sekund, gdy zorientowałem się co się dzieję. Zdążyłem pochylić głowę, zakrywając ją rękami i samochód, który obserwowałem w lusterku uderzył w tylny bok mojego samochodu z dużym impetem.
Poduszki wystrzeliły w całym aucie, całkowicie, zasłaniając widok na zewnątrz. Usłyszałem ponowną pracę silnika drugiego auta, który praktycznie miałem w swoich samochodzie. Sięgnąłem po nóż, który trzymałem pod siedzeniem, kalecząc sobie dłonie od szkła z rozbitej szyby od kierowcy i przebiłem błyszczącym ostrzem poduszki.
Samochód wycofał się, następnie przejechał obok bardzo powoli. Patrzyłem przez otwór, w którym powinno być szkło, aby dostrzec cokolwiek co pomogłoby mi ustalić sprawcę. Przyciemniana szyba we wrogim aucie została opuszczona, a zza niej wychylił się mężczyzna z szerokim szyderczym uśmiechem wyginającym jego usta.

– Pozdrowienia od szefa. – powiedział wciąż wychylony, następnie zasalutował, a kierowca jego samochodu odjechał z piskiem opon. Ludzie na ulicy zaczęli się zbiegać. Światła w domach kolejno się zapalały, a ich mieszkańcy wychylali się ze swoich okien, aby dowiedzieć się co było przyczyną wcześniejszego hałasu…

Otworzyłem drzwi od strony kierowcy i wysiadłem nieporęcznie. Podparłem się dłonią o dach samochodu lekko oszołomiony.

– Szefie?! Kurwa, wezwijcie karetkę. – usłyszałem jednego z ochroniarzy, który zbiegał ze schodów.
Otarłem dłonią twarz, aż przeszył mnie kłujący ból.

– Szefie, wszystko w porządku? – wydyszał ochroniarz. Spojrzałem na niego z mordem w oczach.

– A czy wyglądam kurwa, jakby było wszystko w porządku? – wysyczałem gniewnie i oddaliłem się od rozwalonego samochodu, kierując się w stronę budynku. Ludzie patrzyli na mnie z niedowierzaniem.

– Zaraz przyjedzie policja, załatw to i powiedz komuś, aby przyniósł mi telefon z samochodu. – rzuciłem przez ramię.
Moi ludzie wybiegali kolejno z budynku, następnie zatrzymywali się widząc mnie i rozsuwali się na boki. Niektórzy z nich zostali, inni zawrócili z powrotem i podążali za mną, szepcząc pod nosem przekleństwa.

Wciąż Cię Kocham!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz