Scott
Po tym, gdy Alessio opuścił mój dom, rozważałem jeszcze przez chwilę, jaką powinienem podjąć decyzję, aż w końcu zdecydowałem.
Zebrałem najlepszych chłopaków i ruszyliśmy.
Dwie godziny dzieliły mnie od finału tego dnia.
Dwie godziny do uzyskania satysfakcji, na którą czekałem zbyt długo.
Nie zastanawiałem się nad konsekwencjami swoich czynów, może wykazywałem przez to ogromny egoizm, ale nie byłem w stanie się powstrzymać, nawet dla niej.Gdy dotarliśmy do klubu, noc dopiero zaczęła zapadać, przez co wiedziałem, że klub ze striptizem nie będzie zapełniony klientami.
Nie zależało mi na krzywdzeniu niewinnych ludzi, zależało mi jedynie na dewastacji klubu, aby w ten sposób sprowokować człowieka, który doprowadził do tego wszystkiego. Doprowadzić do ujawnienia.
Teraz nie było już odwrotu, nie mogłem się wycofać.Zaparkowaliśmy samochody na ulicy, nie licząc się z brakiem miejsc parkingowych. W każdym z pojazdów kierowca miał zostać w samochodzie, aby w razie potrzeby zabrać ludzi jak najdalej stąd.
Opuściliśmy samochody.
Mężczyźni ubrani w czarne kominiarki, bądź chusty zakrywające większą część twarzy stanęli w grupie jak jeden mąż z bejsbolami w dłoniach.
Ludzie wokół zaczęli uciekać w każdym możliwym kierunku, byle najdalej od nas.
Kiwnąłem jedynie głową, przechodząc na drugą stronę ulicy. Ten ruch wystarczył, aby całe stado brutali wpadło do środka, niszcząc przy okazji każdy element dekoracji.Ruszyłem za nimi, niczym Pan, ubrany w czarny garnitur.
Z gracją i pełną satysfakcją, podążałem ich śladem.
Wszedłem do środka.
Spojrzałem wprost do kamery i uśmiechnąłem się zwycięsko wręcz prowokacyjnie.
Moja twarz jako jedyna niebyła skryta.
Nie chodziło mi przecież o anonimowość, wręcz przeciwnie mieli doskonalę wiedzieć kto za tym stał.
Kroczyłem przez korytarz powolnym krokiem, delektując się każdym przerażonym krzykiem i dźwiękiem tłuczonego szkła.
Wszedłem do głównej sali. Sondowałem z rozkoszą chaos, jaki tutaj panował.
Chłopaki nie potrzebowali wiele czasu, aby zdemolować to pomieszczenie.
Dziewczyny skrywały się pod wysokimi stolikami, łkając cicho, zakrywając dłońmi głowę. Paru klientów skuliło się pod ścianą, czekając na egzekucję, do której nie miało dojść.
Nie po to przyszliśmy z wizytą. Z pełną premedytacją wkroczyłem na teren wroga i liczyłem na odwet.– Szefie, mamy tutaj kilku ochroniarzy. – zawiadomił zdyszany Mark i wskazał głową trzech poskręcanych mężczyzn pod barem.
– Zostaw ich. Sprawdźcie pomieszczenia prywatne, nie zostało nam zbyt wiele czasu, zanim pojawią się gliny. – Wycedziłem.
Nie było sensu z nimi rozmawiać, byli to tylko pracownicy, którzy z pewnością nie dostarczą mi potrzebnych informacji.
Tacy ludzie byli jedynie pionkami w całej tej grze.Przyglądałem się, jak moi ludzie niczym rozdrażnione byki dewastują wszystko, co wyglądało, choćby w miarę na całe, nie zostawiając nic kompletnego.
Połamane, powyrywane stoły i krzesła, leżały w częściach na drewnianej podłodze, czarne skórzane sofy zostały doszczętnie pocięte nożem.
Lampy, obrazy, lustra… wszystko zniszczone.
W miejscu, gdzie jeszcze niedawno znajdował się bar w tej chwili pozostała po nim góra potłuczonego, kolorowego szkła.
Zerknąłem na zegarek, aby sprawdzić, ile zostało nam czasu.
Ten właśnie dobiegał końca.
W tej samej chwili z zaplecza wyłonił się Mark, kręcąc głową na boki. Obróciłem się na pięcie i ruszyłem do wyjścia powolnym krokiem.
Zaraz za mną wybiegła banda zamaskowanych ludzi, którzy w pośpiechu wskakiwali do swoich samochodów, aby po chwili odjechać z tego miejsca z piskiem opon. Przeszedłem przez ulicę, gdzie zaparkowane auto należące do Marka czekało na nasz powrót.
Wsiadłem do środka i spojrzałem przez szybę na kroczącego w naszym kierunku zamaskowanego mężczyznę.
Mark zdjął maskę dopiero w środku. Gdy drzwi za nim się zamknęły, pojazd ruszył z miejsca.
CZYTASZ
Wciąż Cię Kocham!
RomancePo pięciu latach Bianka wraca do rodzinnego miasta, aby po skończeniu studiów, móc spędzić odrobinę czasu w gronie rodziny, zanim na dobre wpadnie w wir pracy. Gdy wyjeżdżała zostawiła w nim nie tylko przyjaciółkę i rodzinę, ale również złamane serc...