Rozdział 8

3.3K 133 19
                                    

W końcu nadszedł piątek, dzień sądu ostatecznego, czyli według mojego tłumaczenia dzień wspólnego wyjazdu. Nie jestem pewna jak zniosę prawie czterodniowe towarzystwo Scotta, ale jak na razie pozostaje dobrej myśli. Wierzę Carmen na słowo i mam nadzieję, że ich pogawędka wkurzyła go tak samo jak mnie, ale przyniesie zamierzony efekt.
Nie miałam wiele czasu na załatwienie sobie wolnego w pracy. Zdawałam sobie sprawę, iż taka nagła nieobecność tym bardziej, że cały mój staż jest tak krótkoterminowy, nie wygląda najlepiej, jednak mój przełożony poszedł mi na rękę, przekładając spotkania na których ja również powinnam uczestniczyć na przyszły tydzień, przez co mój grafik stał się bardzo napięty, ale w pełni wykonalny. Wstałam wczesnym rankiem, ze stoickim spokojem spakowałam swoje rzeczy do małej
walizki w kolorze krzykliwego różu, którą dostałam w prezencie od Olivii, a którą szczerze nie znosiłam i przez resztę pozostałego czasu oczekiwania wylegiwałam się wygodnie w łóżku, przeglądając media społecznościowe. Gdy usłyszałam warkot silnika przed domem, a zaraz po nim ciężkie kroki wspinające się po schodach, zeskoczyłam z łóżka, zgarniając przed wyjściem z pokoju krzykliwą walizkę oraz moją ulubioną czarną bluzę z długimi zajęczymi uszami wszytymi w obszerny kaptur.
Przeskanowałam pośpiesznie pomieszczenie oczami w celu zlokalizowania potencjalnie zapomnianej rzeczy i wyszłam z pokoju na korytarz, gdzie czekał na mnie mój ojciec.
Mężczyzna odebrał ode mnie bagaż.

-To wszystko? Czy masz coś jeszcze w pokoju?- zapytał, wychylając się, aby zerknąć do pomieszczenia za mną.

-Tylko to. - wzruszyłam ramionami. - Wyjeżdżam na cztery dni, a nie na miesiąc.

-No wiesz, po tylu latach spędzonych z twoją mamą nie zdziwiłbym się jakbyś wlokła za sobą kolejne trzy. - zaśmiałam się.

-Słyszałam to. -wtrąciła mama, przystając w korytarzu z małym pakunkiem w dłoni. Tata zrobił przerażoną minę, po czym roześmiał się głośno, tłumacząc się, że przecież mówił prawdę. W tej samej chwili usłyszeliśmy pukanie do drzwi, więc mama stojąca najbliżej nich powitała serdecznie uściskiem moją przyjaciółkę, ponownie obdarzając ją komplementami oraz zachwycając się jej piękną urodą. Gdy wraz z tatą dołączyliśmy do tej dwójki, ojciec zaczął dopytywać się dokąd dokładnie jedziemy. Odpowiedzi dostarczył mu Tom, który również przyszedł się przywitać z moimi rodzicami, chociaż zdawałam sobie sprawę, że jeszcze ich nie poznał. Moi rodziciele jako komitet pożegnalny wyszli z nami przed dom, podeszli do dużego czarnego SUV-a należącego do Scotta, kontynuując rozmowę o naszym wyjeździe. Okazało się, że Carmen zdołała zorganizować wiele rozrywek chociaż było jasne, że z powodu jej błogosławionego stanu nie będzie mogła we wszystkich brać udziału, co ostatecznie trochę mnie przygnębiło.

Tom otworzył bagażnik wpychając do niego mój bagaż, jednak po chwili zrezygnował i zaczął wypakowywać z niego różne przedmioty, aby ponownie je poukładać. Gdy usłyszałam jak drzwi od samochodu zatrzaskują się, patrzyłam się w miejsce w którym po chwili pojawił się Scott. Czarne włosy lekko postawione, śniada cera i te oczy otoczone czarnymi rzęsami oraz w tym samym odcieniu brwi jeszcze bardziej wzmagały efekt jasnych tęczówek, których wzrok przenikał na wskroś. Odnosiło się wrażenie, jakby przy każdym skupieniu, wnikał w głąb czyjejś duszy, a następnie urządzał biesiadę, obnażając każdy, nawet najmniejszy jej skrawek, jak gdyby odkrywał pokrywy tac, szukając najdoskonalszej z potraw. Jego ostre rysy, budowa ciała mogła wzbudzać strach, niebezpieczeństwo, ale z pewnością każda kobieta chciałaby zaryzykować i choć z czystej ciekawości zerknąć w te stalowe oczy, ja nie byłam wyjątkiem wręcz przeciwnie, byłam żywym dowodem mojej teorii. Jego oczy były magnetyczne, szczególnie dla mnie. Choć nie wiem ile bym się starała, nie byłabym w stanie oprzeć się tym oczom, które w perfekcyjny sposób ukrywały emocje właściciela.

Wciąż Cię Kocham!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz