Rozdział 13

3.1K 115 13
                                    

Sobotni wieczór nadszedł szybciej, niż bym sobie tego życzyła.
Cały tydzień spędziłam w pracy, a czas wolny w towarzystwie rodziców jak i Carmen.
Mój przyjazd tutaj okazał się słusznym wyborem i mimo mojej początkowej niechęci do przedłużenia pobytu, cieszę się, że zostałam.
Przede wszystkim dlatego, że pod czujnym okiem wspaniałego Mike mogłam w jego towarzystwie zapoznać się nieco wnikliwiej z kulisami pracy psychologa sportowego.
Byłam również pewna, że opinia Mike dobrze będzie wyglądać w moim przyszłym podaniu o pracę.
Stres związany z poszukiwaniem pracy coraz bardziej mi doskwierał, byłam pod presją.
Musiałam zacząć samodzielnie opłacać swoją część czynszu, nie chciałam znowu prosić rodziców o wsparcie finansowe.
Postanowiłam jednak, że tym zacznę się martwić od jutra.
Tak, jutro będzie pierwszy dzień mojego aktywnego poszukiwania pracy.

Rozglądnęłam się po pokoju ostatni raz. Spakowałam wszystko.
Wyszłam przed dom, gdzie czekał na mnie cały komitet pożegnalny. Mama uśmiechała się do dziewczyn, lecz jej wzrok był nieobecny, a ja doskonale wiedziałam, o czym rozmyślała.
Gdy zobaczyła, jak zamykam za sobą drzwi z zawieszoną torebką na ramieniu, oczy jej poczerwieniały. Będzie płakać.
Cholera. 
Jeśli ona będzie płakać, to ja również. Zawsze tak było, dlatego nigdy nie lubiłam pożegnań.
Tata już to zauważył, bo objął swoją żonę ramieniem i przyciągnął ją do swojego boku.
Podeszłam do nich wolnym krokiem. Nie mogłam patrzeć w oczy mamy, czułam narastającą gulę w gardle.

- Masz wszystko słońce? - zapytał tata.

Carmen z Olivią, Sebastianem i Tomem odeszli kawałek stając bliżej zapakowanego samochodu, dając mi tym samym czas na pożegnanie się z rodzicami. 

-Mamuś, nie płacz. - przytuliłam się do niej mocno. 

-Oh córciu. Kiedy przyjedziesz? - zapytała łamiącym się głosem. 

-Jak Carmen urodzi, czyli niedługo. - uśmiechnęłam się i spojrzałam na duży brzuszek mojej przyjaciółki. 

-Zadzwoń, gdy dojedziesz.
Dbaj o siebie i gdy będziesz czegoś potrzebować, to daj mi znać. 

-Dobrze. - powiedziałam, kiwając głową. 

-Tato. - mruknęłam i czułam, jak zbierają mi się łzy w oczach.
Tata tylko mnie przygarnął, pocałował w czubek głowy i kazał mi na siebie uważać. 

Wraz z rodzicami podeszłam do reszty. Dziewczyny całkiem dobrze się dogadywały, sądząc po tych głośnych salwach śmiechu. 

-I znowu mnie zostawiasz, co? - powiedziała Carmen, podchodząc do mnie. W odpowiedzi przytuliłam ją mocno, choć jej brzuch nieco mi to utrudniał i wyszeptałam czule w jej głowę, kocham cię i się odsunęłam. 

Podeszłam do Toma, uścisnęłam go i kazałam mu się opiekować Carmen i ich dzidziusiem. 

-Uważaj na siebie. - powiedziała Carmen, obejmując swojego chłopaka. 

-Spokojnie, zadbam o jej bezpieczeństwo. - zapewnił żartobliwie Sebastian, przyciągając mnie do swojego ramienia. 

Ten gest nieco rozluźnił atmosferę, za co byłam Sebastianowi bardzo wdzięczna. 
Czas pożegnania w końcu dobiegł końca, zasiadłam wygodnie na tylnym siedzeniu, pomachałam przez szybę stojącym na podjeździe bliskim i odjechaliśmy. 
Czułam się przygnębiona, zresztą pożegnania właśnie zawsze takie były.
Przygnębiające. 

***

Minęły dwa tygodnie, odkąd jestem na swoim. Tak jakby na swoim.
W pełni usamodzielniana będę się czuła, jak w końcu znajdę pracę i sama będę opłacać swoją część czynszu. Poszukiwanie pracy okazało się wybitnie trudne.
Jak na razie nikogo nie zafascynowała moja osoba i zaczynałam wątpić, czy uda mi się w ogóle coś znaleźć.
Mój wcześniejszy entuzjazm wyczerpał się dwa dni temu, gdy dostałam kolejną wiadomość na skrzynkę pocztową z wiadomością, którą w sumie mogłabym wyrecytować z pamięci. 

Wciąż Cię Kocham!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz