Rozdział 16

2.6K 122 13
                                    


Scott

Kolejne dni spędziłem bardzo pracowicie. Ostatnimi czasy nie miałem głowy do zarządzania klubem, przez co problemy związane z prowadzeniem interesu zaczęły się piętrzyć na moim biurku niczym wieże World Trade Center. Dodatkowo psy siedziały mi na ogonie jak rzepy.
Sytuacja stała się na tyle napięta, że nie miałem po pomysłu jak z tego wybrnąć. Zastraszenie sędziego odniosło przeciwne skutki od zamierzonego. Wczoraj był kolejny nalot policyjny, dlatego musiałem wrócić o wiele wcześniej niż planowałem.
Do tej pory nic nie znaleźli, ale z racji, że tutejsza policja wzięła sobie za cel życia udupienie mojej osoby, zabroniłem Alessio handlu narkotykowego w moim klubie do czasu, aż sytuacja się uspokoi. Musiałem jak najszybciej załatwić tę sprawę, nie mogłem sobie pozwolić na ciągłe naloty policji.
Miejscowość jest zbyt mała, a plotki szybko się rozchodzą.
Miałem zamiar spotkać się z Burmistrzem.
Miał wyjaśnić tę sprawę, jednak nie widzę pożądanych rezultatów, a nie miałem zamiaru czekać i liczyć, że policja odpuści. Szybciej mogę się spodziewać, że sami podłożą mi jakieś prochy i przypiszą mi ten prezent do zarzutów.

***

Wchodzę do posiadłości burmistrza, wpuszczony przez gosposię. Przechodzę od razu do biura.

-Panie Collins, proszę się rozgościć. Pan Burmistrz zaraz do Pana dołączy. - powiedziała uprzejmie starsza kobieta. Kiwnąłem głową i zasiadłem na skórzanym fotelu naprzeciwko mahoniowego biurka.

-Życzy Pan sobie coś do picia?-zapytała, zatrzymując się przy wyjściu.

-Nie, dziękuję. - powiedziałem i wyciągnąłem telefon z kieszeni marynarki.

Wybrałem numer Alessia i prędko wystukałem do niego wiadomość.

-Jestem u Burmistrza. Stary się ociąga… Kiedy wracasz?

Po chwili drzwi od gabinetu się otworzyły, a do środka wszedł nikt inny jak nasz szanowny Burmistrz.

-Dziś w pojedynkę? - zapytał swobodnie, obchodząc swoje biurko.

-Jak widać. - mruknąłem obojętnie.

-Świetnie. Twój przyjaciel jest… - chyba sam nie wiedział jak go określić. - Nie ważne… - dodał, nie kończąc poprzedniej wypowiedzi.

-Nie mam zbyt wiele czasu, więc przejdźmy do sedna.

-Wiem, dlaczego tu jesteś, Collins.

-Powiedz mi, jak to się stało, że wczoraj miałem kolejny nalot na mój Klub. - oparłem się wygodnie na fotelu, przybierając bardzo swobodną pozycję. - Wydawało mi się, że przy ostatniej wizycie, doszliśmy do porozumienia.

-Nie dam rady nic z tym zrobić, Collins. Z tego co wiem, podpadłeś komuś. - spojrzałem na niego uważnie.

-Możesz mi to wyjaśnić?

-Nie wiem kto za tym stoi, ale wiem, że ma sędziego za sojusznika.

Ciekawe…

-Skoro ta tajemnicza postać ma w rękach sędziego, w takim razie jesteś mi nie potrzebny. Nie widzę powodu, dla którego powinienem słać ci dalsze comiesięczne darowizny. - powiedziałem.

Oczywiście, że go potrzebowałem, jednak z racji tego, że jestem bardzo hojnym darczyńcą, jestem pewien, że ten stary łasuch drastycznie odczułby brak moich datków.

-Przestań mi grozić chłopcze. Obydwoje wiemy, że jeśli chcesz spokojne życie w tym mieście, musisz wchodzić w układy z władzą.
A władzę w tym mieście sprawuje ja. - odchylił się na fotelu, zakładając dłonie na obszernym brzuchu.

Wciąż Cię Kocham!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz