XXVIII

10 3 6
                                    

Nie wiem, czy się spodziewałem, czy nie. Franklin wprowadził nas pod zamknięte drzwi, ja szedłem zaraz za nim, a Norton za mną. Szliśmy w ciszy, żaden się nie odzywał. Napięcie w powietrzu pewnie mógłbym kroić nożem. Czego oczekiwałem ja? Ludzko wyglądającej abominacji, takiej jak ja? Czego spodziewał się Norton? Wątpię, że normalnie wyglądającej dziewczyny. Może inwalidy, nie wiem. W tym momencie tylko Franklin wiedział jak wygląda istota w pokoju, jak się zachowuje, czym w ogóle jest. Nie wiem, czy się zaskoczyłem, kiedy Franklin otworzył drzwi, nie wiem, czy Norton się zaskoczył.

Pomieszczenie było przyciemnione, okna były pozasłaniane, zasłony nie były jakieś ciemne, przepuszczały nieco światła, dzięki czemu pokój był wystarczająco jasny, żeby po nim chodzić bez obaw i widzieć wszystko wyraźnie. Na podłodze leżał cholernie duży i puchaty dywan, który speszył mnie nieco, bo jakby nie patrzeć, wchodziłem prosto z ulicy w raczej nie najczystszych butach. Do tego stał tam niewielki drewniany stół przykryty obrusem z przystawionymi dwoma krzesłami. Ale on stał pod ścianą, nie był tym, na co zwracało się największą uwagę. Uwagę przyciągało duże łóżko stojące pod ścianą idealnie na przeciw drzwi. Przykryte drogo wyglądającą pościelą. I na łóżku, znajdowało się dokładnie to, o co mi chodziło. Dziewczyna.

Siedziała w łóżku przykryta od pasa w dół, oparta plecami o poduszki ułożone przy ramie łóżka. W luźnej szarawej koszulce wyglądała lepiej niż sugerowała jej twarz i ręce wystające z rękawów. Ręce były chude, nie szczupłe, a chude właśnie, jakby nie jadła wystarczająco, mogłem się założyć, że żebra można było na niej liczyć bez żadnego problemu, do tego od ramion do łokci widać było poczerniałe linie żył, od łokci do końca rąk wracały do normalności. Twarz była szczupła, nienaturalnie blada, okolona ciemnymi i jakimś cudem gęstymi włosami do karku. Jak zwykle, mówienie o najważniejszej rzeczy zostawiam na koniec. Oczy miała przewiązane pasmem tkaniny.

- O co chodzi z jej oczami? Nie widzi czy co?

- Tak. - Franklin dusił w sobie emocje przez co jego głos był bardzo słaby.

-  To co jej się stało? I o co chodzi z tymi dziwnymi czarnymi żyłami na rękach?

- Nie wiem, nie mam pojęcia. - W kącikach oczu Franklina szkliły się zaczątki łez.

Norton cały czas stał w jednym miejscu z szeroko otwartymi oczami. Jednak był zaskoczony. Zaskoczony jak cholera.

- A mówi, rozumie co się w okół niej dzieje? Potrzebna mi jest w stanie, w którym można się z nią porozumieć. - złapałem Franklina za ramię nachylając się lekko w jego stronę.

I w tym właśnie momencie dziewczyna, panna Franklin, poruszyła się po raz pierwszy odkąd weszliśmy do jej pokoju. Zaczęła pociągać nosem jakby wąchając coś i obróciła lekko głowę w moją stronę. Wszyscy trzej zamarliśmy. Dziewczyna w tym czasie zaczęła się ostrożnie wygrzebywać z łóżka. Patrzyliśmy na to w ciszy i cholernym napięciu. Dziewczyna na chudych nogach, które jakimś cudem ją utrzymywały podeszła do mnie i Franklina cały czas "patrząc" w moją stronę i pociągając nosem.  Nachyliłem się powoli do jej ojca nie spuszczając jej z oczu.

- Franklin, co ona robi?

- N... nie mam pojęcia. Wcześniej tylko siedziała w łóżku. - mężczyzna był chyba równie zdezorientowany co ja. Norton w tym czasie chyba całkowicie stracił styczność z rzeczywistością i gapił się tylko na całą scenę z otwartymi ustami.

Na szybki ruch zareagowałem instynktownie, ale i tak nieco zbyt późno. Odepchnięty nagle Franklin zatoczył się, ale nie upadł. Paznokcie dziewczyny rozorały mi twarz zanim zdążyłem złapać ją za nadgarstki. Pomieszczenie wypełnił jej przeraźliwy pisk. W tej cholernej krótkiej chwili po twarzy rozlał mi się ból, poczułem jak płynie po niej coś ciepłego i straciłem połowę pola widzenia. Kiedy złapałem ją za nadgarstki zaczęła kopać mnie po nogach chyba próbując ustalić na jakiej wysokości jest moje krocze. Ścisnąłem jej nadgarstki nieco mocniej i odepchnąłem na długość rąk nie puszczając jej cały czas.

WędrowiecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz