Wschód słońca zastał nas na środku jezdni pompujących zapasowe koło pompką ręczną. W sumie niewielka różnica w położeniu od chwili startu, bo koło strzeliło w dosyć krótkim odstępie od wyjazdu ze wsi. Na poczet pozytywów należało zaliczyć to, że już kończyliśmy pompować i można było zakładać koło na właściwe miejsce oraz fakt, że nikt nas jeszcze nie dogonił. Na poczet negatywów należało wrzucić ręce, które przez całonocną pracę nabrały konsystencji rzadkiego kisielu oraz słyszalne coraz lepiej wycie silników. Wielu silników. Nie dało się poddać wątpliwościom, że pościg ruszył, nie odpuszczał i doganiał swój cel, a dokładniej rzecz ujmując, mojego towarzysza oraz mnie.
Przykręcanie koła było katorgą przez pośpiech oraz spore zmęczenie. Zapobiegawczo, koło, niestety nienapompowane, pompka, zardzewiały lewarek oraz klucz znalazły się w skrzyni na pace. Dokładniej na kocu, przykrywającym właściwą zawartość tego prowizorycznego bagażnika. Zawartość, która niepokojąca grzechotała na wybojach i przywodziła na myśl nieprzyjemne wspomnienia związane jeszcze ze służbą. Ja dosyć szybko się zorientowałem co w tej skrzyni siedzi, a raczej co mniej więcej się tam znajduje. Grzesiek siedząc na miejscu kierowcy raczej nie miał okazji zidentyfikować tego dźwięku, a ja nie zachęcałem go do zaglądania do skrzyni. Zachęcałem do szybszej pracy oraz szybszego odjechania z tego miejsca.
Kończąc męczącą robotę rzuciłem kluczem na siedzenie kierowcy i wykopałem lewarek osadzając pojazd na ziemi. Miałem dość. Argumentowanie, że kierowca musi być wypoczęty w razie konieczności mniej bezpiecznej jazdy oraz unikania potencjalnego przeciwnika była dosyć przekonująca na samym początku. Po przykręceniu koła nie uwierzyłbym chyba w nic, nawet jeśli obiecywaliby wspaniałe życie do śmierci z fortuną i gronem oddanych kobiet za jakikolwiek wysiłek. Swoje robił również dźwięk silnika maszyny, która jakoby nas ścigała. Ale proszę was, uwierzylibyście, że ktoś was ściga, jeśli od kilku godzin słyszycie dźwięk tego samego silnika? Ja nie uwierzyłem i teraz również bym nie uwierzył. Oczywistym było, że ktoś się chce po prostu bawić w kotka i myszkę.
Chyba po prostu nie wytrzymałem. Dźwięk działał mi na nerwy i bardzo chciało mi się spać, a nie mogłem. Nikomu raczej nie uśmiechało się uśnięcie w takiej sytuacji. W końcu, człowiek najbardziej boi się nieznanego, nieprawdaż? A w tym świecie mało co jest poznane wystarczająco, żeby nie chować chociaż minimum strachu w geście zapobiegawczym. Głupia śmierć z powodu nieznanego nie uśmiecha się nikomu. Śmierć chyba nigdy nikomu się nie uśmiecha, co najwyżej do kogoś się szczerzy. A wracając do tematu. Po prostu nie wytrzymałem. Kopnąłem dopiero co przykręcone koło i złorzecząc podszedłem do bagażnika. Grzesiek zaskoczony zamarł w pół ruchu, przez co wyglądał jakby wypinał się na fotel kierowcy w celu załatwienia potrzeby fizjologicznej i patrzył na mnie nierozumiejącym wzrokiem.
W sumie, jak tak teraz myślę, to wyglądało to w miarę zabawnie. Jeden facet wypięty na fotel kierowcy, drugi miota się przy pseudobagażniku. Szarpnąłem wiekiem otwierając go i wyciągnąłem ze środka pled. No cóż, moje przypuszczenia sprawdziły się, co, lekko mówiąc, zdenerwowanego mnie ucieszyło. Głównie dlatego, że moim oczom ukazało się mnóstwo amunicji. A jeśli była amunicja, to musiało być też coś, co by jej używało. Zacząłem pospiesznie grzebać w nabojach licząc na to, że jakaś strzelba znajdzie się pod nimi. Grzesiek zajrzał ponad pokrywą skrzyni i usiadł z wrażenia prosto na klucz leżący na fotelu, przez co szarpnął się od razu do góry. Znalezisko w bagażniku zdecydowanie odebrało mu mowę.
Swoją drogą, gdyby nie napad wkurwu i wcześniejsze usłyszenie tego, co znajduje się w skrzyni to i ja usiadłbym ze zdziwienia. A napędzany złością nie byłem zaskoczony znaleziskiem. No może nieco zaskakiwała mnie ilość amunicji. Bądź co bądź, z ćwierć skrzyni wypełnione było amunicją do strzelby, a skrzynia też skrzynką piwa nie była. Moje dłonie błądziły między nabojami rozgarniając je w poszukiwaniu czegokolwiek umożliwiającego użycie ich. Finalnie moja dłoń zaczepiła o polerowane drewno. Uśmiechnąłem się lekko przewidując swój rychły tryumf nad pościgiem. Złapałem za kolbę namacanej strzelby i wyszarpnąłem ją spomiędzy amunicji.
CZYTASZ
Wędrowiec
Science FictionKoniec kolejnej wojny wpisał się do siedemsetletniego ciągu. Finał tego konfliktu zakończył moją stabilną sytuację. Już nie dostawałem pieniędzy za samo bycie gdzieś w szeregu, a przez to musiałem zacząć się martwić o utrzymanie. Złapałem się pierws...