Mój towarzysz na drodze, łowca, o którym mówił Hun, był milczkiem. Momentami zastanawiałem się, czy ten zarośnięty jak dzik osobnik na pewno jest człowiekiem i nie mówi, żeby nie wydać tego sekretu. Przy spotkaniu nie przedstawił się, nie odpowiadał na pytania i sam ich nie zadawał, a jedynie kiwnął głową i wylazł na drogę. Nie narzekałem na jego towarzystwo, bo moim nożem raczej z cięższym zwierzem sobie nie poradzę, a jego kusza już gwarantowała nieco wyższy poziom bezpieczeństwa.
Łowca taszczył na sobie domowej roboty płaszcz maskujący, który w wykonaniu był całkiem niezły i zapewne skuteczny w użyciu. Składał się z wielu fragmentów zielonego i brązowego materiału naszytego na coś, co ginęło pod tą składanką. Dobrze widoczny był jedynie zielony kaptur wystający spod płaszcza i plecak na tym płaszczu. Chociaż przez kędzierzawe kłaki zajmujące przestrzeń naokoło jego głowy raczej maskował się idealnie udając krzak z ptasim gniazdem na czubku. Wystarczyłoby, żeby kucnął i schował nogi z butami pod ten płaszcz, tak, wyszedłby kamuflaż idealny. Cóż, chyba pośrednio wyjaśniłem sobie, dlaczego nie został ofiarą jakiegoś innego łowcy polującego na dziki.
Flap flap flap. Tak brzmiały jego buty. No co, do diabła, mam jeszcze opisywać? Leźliśmy starą zniszczoną asfaltówką, a po bokach co najwyżej były syf, krzaki i rosomaki. I czekało mnie co najmniej pięć dni takich pięknych doświadczeń duchowych. A i mordy się nie otworzy, bo gadanie byłoby jak rzucanie grochem o ścianę. Tak, tą ścianą był mój towarzysz wędrówki, którego obojętność w oczach naprawdę zmuszała do zastanowienia się, czy nie jest on zarośniętą jak dzik ścianą. Ewentualnie filarem, bo nie był przesadnie szeroki. Jednak taki konflikt wewnętrzny był czymś zbyt dużym dla mojego mózgu. Po prostu przestałem się zastanawiać, czy dzik, czy owłosiona ściana. W sumie ta wiedza również do niczego mi nie była potrzebna.
Nawet żadnego cywilizowanego tup-tup, tylko jakieś flap-flap. Jakby podeszwa odrywała się od buta, ale to było wykluczone, bo solidne wojskowe buty nie pozbyły by się podeszwy w taki sposób. Druga myśl była nieco gorsza, ale bardziej prawdopodobna. Mokre skarpety wydawały podobny dźwięk, więc to co słyszałem mogło być efektem lekkiego stłumienia takiego dźwięku. Czułem dyskomfort z takimi skojarzeniami, a dodatkowo były zbyt natrętne, żeby się wynieść.
Dobrze, to ja może przybliżę wygląd syfu, krzaków i rosomaków. Prosta asfaltowa droga stanowiła mozaikę pęknięć porośniętych trawą i chwastami. Teren za drogą składał się z licznych pagórków, kęp krzaków i czasami samotnych drzew lub pozostałości drzew. Nieco przygnębiający pejzażyk, jeśli dodać do niego umieszczone sporadycznie wraki jakichś maszyn, najczęściej wojskowych. Z mapy wynikało, że miniemy kilka wsi przez całą drogę, tylko, że mapa była stara, a okolica nowa. Nie nastawiałem się jakoś szczególnie na nocowanie pod dachem.
Na zachodzie niebo zachodziło gęstymi ciemnymi chmurami rzucając mocny cień na ziemię. Początek wycieczki zapowiadał się coraz lepiej. Tak w sumie to brakowało tylko tego, żeby przywitali nas przedstawiciele fauny i ewentualnie jacyś bandyci liczący na łatwe łupy. Człowieka szlag trafiał w takiej ciszy i tak jest zawsze. Bo wyobraźcie sobie teraz. Idziecie obok człowieka przez dwie godziny co najmniej i jedynym co słyszycie z jego strony, to flap-flap jego dziwnych butów. Jeśli nie byliście w stanie sobie tego wyobrazić, to wybaczam, wyjdzie zdrowiej dla waszych zmysłów. A przynajmniej takie odnoszę wrażenie po swoich doświadczeniach.
Pierwszą przerwę na coś do zjedzenia i napicia się zrobiliśmy nieco po południu. I do tego czasu nie napotkaliśmy żadnych chatek ani ludzi. Otworzyliśmy jedną konserwę i zjedliśmy na dwóch z chlebem na zimno. No raczej danie królów toto nie jest, ale jak się człowiek przyzwyczai do konieczności, to nie narzeka na to, co je. Przy tej czynności odrzuciłem opcję braku języka u towarzysza i zacząłem poszukiwać kolejnej konkretnej tezy na powód milczenia łowcy. I powtórka z przedpołudnia aż do wieczora.
CZYTASZ
Wędrowiec
Science FictionKoniec kolejnej wojny wpisał się do siedemsetletniego ciągu. Finał tego konfliktu zakończył moją stabilną sytuację. Już nie dostawałem pieniędzy za samo bycie gdzieś w szeregu, a przez to musiałem zacząć się martwić o utrzymanie. Złapałem się pierws...