Rozlepiłem powieki z hukiem głośniejszym od wystrzału z haubicy. Już kilka godzin na nogach i dodatkowo w terenie, a ja nadal znajdowałem się w stanie, do którego mógł aspirować jedynie kac po kilku dniach picia bez przerwy. Myślicie pewnie, że zdradzę wam kim była i co robiła owa tajemnicza kobieta, co? A takiego. Macie tutaj ćwiczenie do stymulacji wyobraźni. Ja wracam do opisywania tego, co było, bo na tym polega moje zadanie aktualnie. A więc tak.
Mimo, że miejskie zabudowania zostawiłem kilkanaście kilometrów za sobą, to pejzaż znacząco się różnił. W teorii była tu jakaś cywilizacja, o czym świadczył fakt, że wylazłem z miasta, ale w praktyce, to życie tutaj zdechło, lub wlazło pod kamienie i udawało, że go nie ma. Kiedyś może i było tam bardzo ładnie, ale wtedy było już nieco za późno na piękno przyrody. Kikuty wypalonych drzew celowały w szare niebo stając się podporą dla pożółkłego bluszczu. W wyobraźni taki obraz nie wygląda aż tak źle, ale to co widziałem zdecydowanie miłe dla oka nie było. Każde większe skupisko drzew ginęło pod naporem nieustępliwego bluszczu, który jakby specjalnie ignorował pojedyncze drzewa. Te czasami miały nawet liście. Brązowe, przeżarte chorobami, ale jednak były liśćmi, oznaką życia tych roślin.
Asfaltowa nawierzchnia spękana i pełna dziur była doskonałym miejscem dla upartych chwastów. Nawierzchnia może i była do bani, ale jeszcze dało się po niej jeździć, jeśli było czym. Szedłem powoli poboczem uwzględniając owe "jeśli" i rozglądałem się na boki. Moja wycieczka nie miała być długa, góra trzy dni, toteż plecak nie był szczególnie zapakowany i nie ciążył zbytnio, pozwalając na swobodne ruchy. Miał zacząć ciążyć dopiero w drodze powrotnej. Droga wiodła prosto niemal na przestrzał ginąc za pagórkiem. Tam też, czyli dosyć niedaleko, góra godzinę drogi, znajdował się mój aktualny cel.
Czym dokładniej był mój cel? Zacznę od tego, czym się zajmowałem. Byłem zbieraczem. Część ludzi trudniących się tym zajęciem było zwykłymi hienami cmentarnymi, które liczyły na łatwy zarobek. Nie potępiam ludzi, którzy w ten sposób starają się przetrwać, ale jednak sprawiało to, że słowo "zbieracz" używane było czasami jako obelga. Jednak większa część społeczeństwa zbieraczy zajmowała się odwiedzaniem miejsc osobliwych. W takich miejscach zazwyczaj było co zbierać i na spokojnie można było nie przejmować się konkurencją. Miejsca takie często były niebezpieczne, chociaż w tych czasach wszystko było niebezpieczne. Jednak w takich miejscach było nieco bardziej niebezpiecznie, niż poza nimi. Każde z takich miejsc miało swoje właściwości.
I jedno z nich było całkiem niedaleko. Stojąc na szczycie pagórka można było bez problemu dostrzec to, co wcześniej zasłaniał. Kompleks budynków połączonych ze sobą krytymi korytarzami otoczony był wysokim betonowym ogrodzeniem wyłamanym w kilkunastu miejscach. Pomimo, że cel był blisko, nie zamierzałem zbytnio ryzykować i wchodzić tam wieczorem. Kto się spieszy, to się diabeł spieszy i inne takie pierdoły, bo na szybkiego nie uważa się zbytnio na otoczenie. W miejscu niczym nie różniącym się od całej reszty tego pagórka znajdowało się wejście do skrytki zbudowanej przez kilku zbieraczy odwiedzających akurat ten kompleks. W piwniczce było wystarczająco miejsca na to, żeby położyły się tu dwie osoby wraz ze swoim ekwipunkiem.
* * *
Uczucie bycia obserwowanym towarzyszyło mi od pobudki. Na nic zdało się tłumaczenie, że jestem pod ziemią i nikt nie ma prawa mnie widzieć. Przez to uczucie zostałem zmuszony do schodzenia w stronę kompleksu intensywnie rozglądając się na boki w poszukiwaniu natrętnego obserwatora. Słońce przeświecające przez chmury dodawało nieco otuchy sugerując całkiem ładny i pogodny dzień.
Ogrodzenie z betonowych płyt kruszyło się pod najlżejszym dotknięciem dokładnie usprawiedliwiając swój obecny stan. Wyjrzałem zza niego na teren kompleksu równocześnie zaciskając dłoń na rękojeści długiego noża. Do pierwszego budynku było stosunkowo niedaleko, a nic nie sprawiało wrażenia zagrożenia, więc nieco mniej ostrożnie przebrnąłem przez wysoką trawę koloru krwi i wszedłem do środka.
CZYTASZ
Wędrowiec
Science FictionKoniec kolejnej wojny wpisał się do siedemsetletniego ciągu. Finał tego konfliktu zakończył moją stabilną sytuację. Już nie dostawałem pieniędzy za samo bycie gdzieś w szeregu, a przez to musiałem zacząć się martwić o utrzymanie. Złapałem się pierws...