XII

9 3 2
                                    

Znów byłem przywiązany do szpitalnego łóżka skórzanymi pasami, a oślepiająca lampa świeciła mi prosto w oczy. Ktoś krzątał się naokoło nie wydając prawie żadnych dźwięków. Druga postać pojawiła się tuż przed lampą zasłaniając światło, ale rozchodzące się zza niej promienie światła sprawiały, że nie miałem możliwości dostrzeżenia jakichkolwiek szczegółów twarzy ukrytej w cieniu. Osoba zasłaniająca światło złapała mnie za rękę przytrzymując i tak już unieruchomioną kończynę, a po chwili na widzianym przeze mnie fragmencie sufitu pojawiła się druga twarz zasłonięta lekarską maseczką. Cienka igła została wbita w zgięcie łokcia, a w żyły został wtłoczony palący czerwienią ból. Mogłem jedynie wyć i szarpać się na szpitalnym łóżku, trzęsąc się i trzęsąc...

Ktoś potrząsał mną, a z mojego gardła wylewał się nieprzerwany wrzask. Kiedy zdałem sobie z tego sprawę, zamknąłem się od razu. To chyba był najważniejszy poczyniony krok w tym momencie, bo już nawet mnie zaczynały uszy boleć. Następnym ważnym krokiem było otworzenie oczu i wlepienie nieprzytomnego wzroku w trzymającego mnie za ramię i szykującego się do przyłożenia mi z liścia. Uniosłem rękę w obronnym geście. Earl opuścił rękę i puścił mnie.

- Nareszcie, ja pierdole. - Spojrzał na mnie ze zmęczeniem i zmieszaniem. - Co ci odbiło?

Zatoczyłem wzrokiem po okolicy unikając spojrzenia w słońce powoli odlepiające się od horyzontu. Rollo patrzył z lekkim niepokojem, zapewne zastanawiając się, co wyczyniam. Earl nadal kucał patrząc mi w oczy. Czwórka patrzyła z zmieszaniem, może z lekką niechęcią. Andrew siedział natomiast plecami do mnie grzebiąc w plecaku. Wyciągnął półlitrową, na oko, butelkę i pociągnął z niej spory łyk przy okazji wyłapując moje spojrzenie.

- O nie, nie myśl sobie. Po tych wrzaskach i waszych nocnych niedorzecznościach na trzeźwo tam nie zejdę. - Odwrócił się całkowicie do mnie wrzucając butelkę z powrotem. - Resztki instynktu samozachowawczego jeszcze mam, więc jakoś je wybić chociaż na chwilę muszę.

Uwaga Earla jak i większej części grupy została przekierowana tym samym na Andrew, który kompletnie ignorował wszystkie spojrzenia pakując swoje manatki. Skorzystałem z okazji i również zacząłem wszystko zrzucać do plecaka, przy okazji przerzucając nieco naboi z plecaka do kieszeni w spodniach. Szybkie śniadanie nie odgrzewane na niczym, jak zawsze, smakowało nijak. Wystarczająco dobrze, żeby zostać w żołądku, ale... No właśnie, zawsze jest ale. Papka kaszano mięsna z jakimś dziwnym tłuszczem i odrobiną przypraw nigdy nie smakuje dobrze. Nie ważne jak się człowiek postara.

- A tak właściwie, Andrew, to co gadali w nocy, że aż napić się musiałeś? - Earl zadał nurtujące go pytania kiedy przechodziliśmy przez płot. - I, Dan, co ci się przyśniło, że aż tak się darłeś.

- Lepiej czasami nie wiedzieć - Andrew mówił lekko niewyraźnie, ale dosyć dobrze, żeby być zrozumiałym.

- Lepiej nie wiedzieć. - Przytaknąłem mu nieco ciszej.

Od tego momentu utrzymywaliśmy już ciszę. Idąc po halach z porozrzucanymi papierami i schodząc po schodach cały czas trzymaliśmy przed sobą broń, jakby to cholerstwo miało się samo pojawić przed nami. Wtedy chyba już wkradła się jakaś nerwowość, zaczęliśmy sobie zdawać sprawę z całej tej sytuacji i możliwe nawet, że poprawnie oceniać swoje szanse na zakończenie tego sukcesem. Wpół schodów Earl ocknął się jeszcze raz.

 - Czekaj, Andrew, ty miałeś w tej butelce alkohol?

- Eee, tak.

- I się nie podzieliłeś?

- Eee, tak.

- Przymknijcie się. - Rollo rzucił półszeptem.

Latarki oświetlały schody już od samej góry, jak zawsze zresztą. Ciekawym jednak wydaje mi się fakt, że schody postanowiły być grzeczne i były normalne. Po wielu odwiedzinach w tym kompleksie stwierdzam, że było to aż nienaturalne dla tego miejsca. Mimo to, z ich szczytu nadal nie było widać końca, czyli nie zmieniło się szczególnie wiele. Do części podziemnej zeszliśmy spokojnie, niczym nie niepokojeni, poprawiało to chyba nieco naszą pewność siebie.

WędrowiecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz