Biegnę ciemnymi korytarzami kompleksu uciekając przed chimerą. Na zakręcie nie wyrabiam się i wpadam na ścianę tracąc cenne sekundy. W mojej głowie rozlegają się wszelkie możliwe modlitwy o powodzenie. Uderzenie ogona okręca mnie wokół własnej osi i posyła na ziemię. Patrzę zbliżającemu się zwierzęciu prosto w oczy. Po chwili cały mój świat zalewa ból promieniujący z rozrywanego brzucha. Otwieram oczy.
Biegnę ciemnymi korytarzami uciekając przed chimerą. Zderzenie ze ścianą amortyzuję rękoma i odpycham się w nowym kierunku, prosto w wąskie poszarpane przejście. Moja noga zaczepia o wystający drut zbrojeniowy i lecę twarzą na spotkanie podłoża. Uderzam w miękką powierzchnię rozchlapując wodę z kałuży. Setki małych stworzeń natychmiast wykorzystuje sytuację i wdziera się do mojego ciała przez usta, nos, oczy i uszy. Otwieram oczy.
Biegnę korytarzami za uciekającym człowiekiem. Niespodziewany przybysz naruszył terytorium, które było moim domem. Kiedy zwolnił przed zakrętem, zamachnąłem się ogonem z zamiarem uśmiercenia intruza. Ten jednak uniknął ciosu i przecisnął się przez wąskie przejście do którego się nie mieściłem.
Spanikowany szarpnąłem się próbując uciec. Moja głowa natrafiła na twardą ścianę, która odesłała mnie w objęcia koszmarów.
* * *
Siedziałem na jakimś krześle w jakimś biurze przed jakimś facetem. Jakiś facet coś do mnie mówił, ale moją percepcję blokowało całkowicie zmęczenie, i jak życie kocham, naprawdę miałem ochotę zarżnąć tego kundla, który nie chciał zamknąć się i dać mi usnąć na niewygodnym krześle. Byłem gotów wyjść z tego biura i pójść szukać złośliwego gnoja, ale powstrzymywałem się. A raczej powstrzymywało mnie zmęczenie.
Niski facet o nieco szerszych gabarytach niż te prezentowane przez większość społeczeństwa siwiał, łysiał i również nie chciał się zamknąć o co błagały moje oczy osadzone w martwej twarzy, na której każdy mięsień spał. W wykładaniu mi swojej sprawy w żaden sposób nie przeszkadzała mu moja mina pierwszorzędnego idioty, który sam nawet nie potrafi oddychać, a co dopiero mówić o wykonaniu jakiegokolwiek zlecenia. Od uśnięcia powstrzymywał mnie również ból zabandażowanego ramienia, które miłosiernie rozharatała mi chimera oszczędzając głowę. Kolejnego zlecenia podjąłem się tak szybko tylko dlatego, że leczenie pochłonęło sporą sumę, a czynsz zabrał całą resztę pieniędzy, które uzyskałem od pośrednika. Przerwałem grubaskowi unosząc rękę.
- Mam po prostu znaleźć tą ślicznotkę i przyprowadzić ją do domu, tak? - spytałem wskazując palcem na zdjęcie położone na biurku oddzielającym mnie od rozmówcy
- Dokładnie tak, Dan. - grubasek uśmiechnął się lekko - Jeśli ci to w czymś pomoże, to ostatni raz...
- Nie potrzebuję więcej informacji. - ponownie mu przerwałem - Przyjmuję zlecenie, a to znaczy, że je wykonam. Wystarczy zaliczka w wysokości trzech, nie, czterech stów i mogę zaczynać już teraz.
- Zaliczka? - brwi zleceniodawcy uniosły się dla zaakcentowania pytania - Według moich informacji, pobiera pan opłatę po wy...
- ...chyba, że chce pan, żebym zdechł z głodu przed wykonaniem zlecenia. - i tym razem nie udało mi się wyprowadzić rozmówcy z równowagi. Skinął jedynie głową i z szuflady biurka wyjął kilka banknotów. Odebrałem zaliczkę i wymijając przypakowanego ochroniarza wyszedłem z biura.
* * *
Po całej nocy wątpliwego odpoczynku pot nadal walczył o równość z gorączką przetaczając się falami na zmianę. W słoneczny dzień neony były niemal niewidoczne. Minąłem największe punkty handlowe i skierowałem swoje kroki do tej biedniejszej części miasta. Ze zdewastowanej autostrady osiedla domków kiedyś musiały wyglądać miło. Teraz na osiedle składało się mnóstwo dobudówek z każdego dostępnego materiału przez co całość nabierała lekkiego wyglądu śmietniska. Na osiedlach również rozmieszczone były różnego rodzaju sklepy i kramy oferujące żywność i ubrania, jednak nie były one zadbane. Nawet gdybym nie był przyzwyczajony do pewnego standardu, to nie kupiłbym tutaj żywności. Już z takiej odległości zalatywał do mnie specyficzny zapach slumsu. Skrzywiłem się lekko w kwaśnym uśmiechu i przeskoczyłem przez barierkę na zjazd prowadzący między domki.
CZYTASZ
Wędrowiec
Science FictionKoniec kolejnej wojny wpisał się do siedemsetletniego ciągu. Finał tego konfliktu zakończył moją stabilną sytuację. Już nie dostawałem pieniędzy za samo bycie gdzieś w szeregu, a przez to musiałem zacząć się martwić o utrzymanie. Złapałem się pierws...