Stare, pozbawione zamka drzwi skrzypiały w nawiasach, jednak nie było to wcale takie nieznośne. Chłód podłogi również nie był czymś najgorszym, w końcu zaczęła się zima i zimno było wszędzie, a budynek, mimo, że połatany jak płaszcz wędrownego dziada, nadal miał w miarę sprawne ogrzewanie. Już nawet nie były problemem dziury w skarpetach, przez które dało się spokojnie przełożyć cały duży palec i było jeszcze miejsce, ani o uczucie, że wdepnąłeś w wodę, które oferowały na zimnej podłodze. A może jednak po części chodziło jednak o skarpetki. Niemniej nie były problemem na szczycie listy, ba, były świeżutkie i wyprane, więc ten problem rzucał się jedynie w oczy i jedynie bez butów.
Największym problemem była nuda. Najzwyczajniej w świecie nie miałem co robić między tymi wszystkimi ludźmi, mimo, że cały czas rozglądałem się za pracą. Przez cały czas, odkąd prawdopodobnie pozbyliśmy się chimery nie robiłem nic, łaziłem po mieście, dopytywałem się wszędzie o pracę. Na zimę nawet jakby pracy dla zbieraczy ubyło. Nuda sprawiała, że nie chciało mi się kompletnie nic i wprowadzała w jakiś marazm, czy inne dziwne stany. Wszystko przez zimę, objawiającą się tu parującymi oddechami ludzi i smolistym dymem z kominów. No, może też trochę grubszymi ubraniami przechodniów na ulicach, ale to raczej tyle.
Ale fakt pozostanie faktem. W moich odczuciach dziura w skarpecie nie była czymś, z czego byłbym zadowolony. Zastanawiającym było jej pochodzenie mi kompletnie nieznane tak samo, jak lokalizacja moich butów. Natomiast jej buty stały na korytarzu od dobrych trzech dni. Może więcej, siedząc bezczynnie przestałem zwracać uwagę na mijający czas. Chociaż może nie do końca bezczynnie, jednak szwendałem się po centrum i okolicy zbierając większość ogłoszeń o pracę i chodząc na spotkania o nią. Łatwo się domyślić po moich słowach, co? Tak, w większości przypadków byłem zbywany zapewnieniem, że ktoś się do mnie odezwie.
Przypalony garnek rzucał mi smętne spojrzenie ze zlewu, gdzie odmiękał w spokoju drugą godzinę. Westchnąłem głośno i odłożyłem starą i pożółkłą książkę bez okładek na szafkę wstając z drewnianego stołka, który swoje lata świetności też już miał za sobą. Podszedłem do zlewu przygotowując się mentalnie na nieuniknione. Palec prześliznął się w zimnej wodzie po odmiękłej spaleniźnie i tak wywołując ciarki. Czymkolwiek nie było, w dotyku nadal było ohydne. Westchnąłem z rezygnacją i zacząłem szorować gotowy do tego garnek. Późny obiad, mimo walorów smakowych, chyba nie był wart aż takiego poświęcenia, ale jednak obowiązek pozostawał obowiązkiem, a przypalony garnek przypalonym garnkiem.
Żeby dokładniej zarysować sytuację, nie potrafiłem gotować. Nie gotowałem nigdy nic bardziej złożonego, niż woda na herbatę. Przypalony garnek był przypadkową ofiarą gotowanie, nie mojego zresztą. Zajęła się czymś bardziej zajmującym przez chwilę, ja też nie zwracałem uwagi na gotujące się garnki. Przez to właśnie moja ręka wylądowała na moment na palniku. Pomimo tego, że w całej kuchni pachniało spalenizną z garnka i moją pieczoną dłonią, to uśmiechnąłem się. Nadal czułem jej zapach. Ręka z kolei... Spojrzałem na dłoń, która pokryta była bąblami po oparzeniach, ale mimo to była tylko lekko odrętwiała. Przerażała mnie nieco, może wytrzymywałem już trochę, ale jednak powinienem ją czuć po czymś takim. Kolejny powód do kolejnych odwiedzin u Stana, który może już wiedział co mi jest.
Możecie się teraz pośmiać, że jedna para butów i tak dalej. Miałem dwie, ale w jednej podeszwy zaczęły odłazić pewnie ponad rok temu. Niby miałem się zakręcić za nowymi butami i tak dalej, ale wyszło jak wyszło i się jednak nie zakręciłem. Te z odłażącymi podeszwami walały się gdzieś, nie wiem, może w jakiejś szafce, albo gdzieś w piwnicy. Nie miałem ich raczej w mieszkaniu. Takie zapominalstwo się prędzej czy później zemści i się zemściło. Nie jakoś mocno, po prostu złośliwie. Czekanie na własne buty raczej taką złośliwą małą zemstą zapominalstwa można nazwać. Albo głupotą, jak kto woli.

CZYTASZ
Wędrowiec
Science FictionKoniec kolejnej wojny wpisał się do siedemsetletniego ciągu. Finał tego konfliktu zakończył moją stabilną sytuację. Już nie dostawałem pieniędzy za samo bycie gdzieś w szeregu, a przez to musiałem zacząć się martwić o utrzymanie. Złapałem się pierws...