Zimno. Ciemno. Pusto. Siedziałem przy otwartym oknie i nie myślałem. Nie byłem po prostu już w stanie myśleć o czymkolwiek. A do przemyślenia miałbym sporo, gdybym się nad tym zastanowił. Chociażby i to, co się do cholery ze mną działo. Albo co ze sobą w końcu zrobić. Bo tego, po co mnie ktoś szuka nie musiałem się domyślać. Było oczywiste od samego początku. I oczywiście musiałem to potwierdzać jak idiota. W chyba najgłupszy możliwy sposób. Głupotę sposobu można było zobaczyć tylko w dwóch rzeczach. Śladzie po cięciu nożem na blacie stołu oraz małej plamie krwi otaczającej ten ślad.
Światło zgasło. Cały świat, w którym żyłem, po prostu zniknął. Obudziłem się tylko z tego jednego powodu. Wiecznie obecne światło zniknęło. Nie było ani skrajnej jasności wrzynającej się przez oczy prosto w mózg, ani czerwonej poświaty zapalanej do snu, tylko po to, żeby było mnie widać. Pozbawione bodźca, który towarzyszył mi przez całe życie, ciało nie wiedziało jak zareagować. W jednym momencie całe powietrze uszło z płuc, a ściany zaczęły się zacieśniać. W panice spróbowałem uderzyć w drzwi, ale były o wiele dalej od ścian, a pozbawione powietrza ciało panikowało na własną rękę, nie potrzebny był do tego mózg. Lepkimi od potu dłońmi próbowałem odpychać ściany równocześnie otwierając usta jak ryba, byle tylko złapać oddech. Nagle szarpnięte drzwi otworzyły się zalewając mnie światłem z silnej latarki nie pozwalającej mi dostrzec wybawcy.
- Wyciągnijcie go stąd. Przenieście do drugiego bloku...
Otworzyłem oczy. Nadal byłem w swoim mieszkaniu przy oknie. Zawsze lepiej pogapić się w okno, niż tępo w ścianę, kiedy trzeba nad czymś pomyśleć. Tyle, że zamiast się zastanowić nad tym co wiem, to zasnąłem. Nigdy ani myślenie, ani zastanawianie się nie wychodziło mi chyba jak trzeba. A przynajmniej nie pamiętam takiej sytuacji. Każdy ma jakieś wady, a to chyba akurat jedna z moich.
Wstałem przeciągając się i zamknąłem okno. Pewnie zdążyłem wymrozić już wszystkich staruszków z sąsiedztwa. A zawsze dobrze mieć do kogo gębę otworzyć. Nie pracują, cały dzień szukają sobie czegoś do roboty i oglądają świat przez okno, nasłuchują wszystkiego co dzieje się w budynku. I nieraz tak całą noc i większość dnia, kiedy nie ma pieniędzy na proszki nasenne.
Chociaż może to był głupi sen? Jak te wszystkie, gdzie jestem zamknięty w jakimś laboratorium organizmów żywych? Może po prostu nie wyrabiam już ze stresu i jawa jest snem? Podszedłem do stołu i spojrzałem z góry na nóż. Podniosłem narzędzie, obejrzałem, wziąłem głęboki oddech. Szybkim ruchem, zanim się rozmyślę, czy w ogóle pomyślę wbiłem nóż w dłoń położoną na stole.
- Kuuuurwa!
Zanim poczułem co zrobiłem wyciągnąłem nóż i rzuciłem gdzieś, byle gdzie. Złapałem się za nadgarstek zaciskając równocześnie przebitą dłoń w pięść. Tak, znów się dźgnąłem. Czy to przemyślałem? Znów nie. Ale czasem zdarza się coś tak nierealnego, że aż trzeba to sprawdzić. Zwłaszcza, kiedy zaczynają nadchodzić wątpliwości. Tylko dlaczego zdecydowałem się na coś takiego, jak przebicie dłoni nożem? Bo chyba spodziewałem się uzyskanego rezultatu. Ból zdążyłem poczuć. Jak tu nie poczuć przebicia dłoni, prawda?
Po chwili, nie wiem, czy krótkiej, czy nie, otworzyłem zaciśniętą dłoń. Pokryta była czarną, śliską, gęstą i krzepnącą krwią. Klnąc na samego siebie wsadziłem dłoń pod kran w zlewie i odkręciłem wodę. Niemal świeża krew szybko się zmywała z dłoni zostawiając w zlewie długie zacieki, które przejawiały jeszcze jakieś resztki czerwieni. Od czystej już dłoni rozcięcie z obydwu stron odznaczało się czarną kreską skrzepu. Rozumiecie? W tak krótkim czasie wszystko zaczęło się już zrastać. Z szokiem wymalowanym na twarzy wpatrywałem się w dłoń tak, jakbym zobaczył na niej napisany sposób na zbawienie świata i sprawienie, że komunizm zadziała w jednym.
CZYTASZ
Wędrowiec
Science FictionKoniec kolejnej wojny wpisał się do siedemsetletniego ciągu. Finał tego konfliktu zakończył moją stabilną sytuację. Już nie dostawałem pieniędzy za samo bycie gdzieś w szeregu, a przez to musiałem zacząć się martwić o utrzymanie. Złapałem się pierws...