XX

21 3 6
                                    

W zasięgu wzroku widać było zarówno wieżowce górujące nad wszystkim innym, jak i rudery z przedmieść. Słońce powoli zbliżało się ku zachodowi. Kucałem na poboczu patrząc w oczy siedzącej naprzeciw chimerze. Obojętne, inteligentne oczy stworzenia, które może sobie pozwolić na wyniosłość. Niemniej, pobliźniony pysk ujmował wspaniałości. Doskonale wiedziałem, że zwierzę mnie nie tylko słyszy, ale również rozumie. A w zachowaniu dopatrywałem się odpowiedzi. Jakiejkolwiek. Nawet oznakę tego, że zostanę zeżarty bym przyjął. Cokolwiek, co znaczyłoby, że zwierzę usłyszało mnie i przetworzyło to co usłyszało.

- Przestań w końcu kręcić się gdzieś w mojej okolicy. Idę tam, gdzie ci nie wolno. Nie wolno.

Chimera obejrzała się po pustkowiu z którego nie dobiegał żaden dźwięk mając mnie raczej głęboko w poważaniu.

- Pójdziesz tam, zeżresz kogoś i będą problemy. W końcu cię ustrzelą, skończy się zabawa i nie będzie mi szkoda do cholery! Jeśli będą płacić za pomoc to nawet pomogę. Więc nie leź tam i nie rób dodatkowych problemów.

W reakcji doczekałem się jedynie powolnej zmiany kierunku patrzenia zwierzęcia. Gdybym rozmawiał z czymkolwiek normalnym już dawno bym nie wytrzymał i zrobił bliżej nieokreślone coś. Tutaj za bardzo bałem się możliwości reakcji.

- Skończyły się puszki, nie ma więcej żarcia. Nie dostaniesz nic. Wracaj sobie do legowiska, po drodze coś złap i zjedz, a mi daj spokój. Nie prosiłem o odprowadzenie do domu.

Znów nie doczekałem się żadnej reakcji. Krzywiąc się wstałem. Klatka piersiowa cały czas uciskała, a do tego trzeszczało mi w kolanach od mrozu. I zarosłem jak jakiś dzik. Zdecydowanie zbyt długo mi się zeszło pod ziemią.

- A chrzanić cię. Masz mnie gdzieś to miej dalej i rób co chcesz. Mi szkoda nie będzie. Tylko tyłek mi teraz zmarzł, jak siedziałem przed tobą.

Odwróciłem się plecami do stworzenia i zacząłem iść w stronę doskonale widocznego miasta. Po kilku krokach zatrzymałem się i obróciłem przez ramię.

- Chrzanić to wszystko. Najadłaś się trochę za moje bez większej fatygi. Nie wiem czy czujesz wdzięczność, czy tylko sytość. Ale wiesz co, dzięki. Ja wracam do siebie, ty do siebie i koniec kłopotów. I idź już w cholerę zanim przestraszysz mnie w końcu na śmierć, co?

Zaśmiałem się nerwowo.

- Towarzystwo takiego stworzenia jak ty sprawia, że nie czuję się jakoś szczególnie bezpiecznie. Zbyt dużo widziałem przypadków, którymi zajął się twój gatunek. Więc ja idę w swoją stronę, ty w swoją i nie są to te same strony. To tyle.

Odwróciłem się z powrotem. Akurat teraz skupiała wzrok na mnie. Ciarki aż chodziły między łopatkami jakbym nagle z dostarczyciela jedzenia zmienił się w jedzenie. Nieprzyjemnie, ale nie odwracałem się. Naprawdę miałem już dość tego stworzenia i było mi obojętne co zrobi. Do pewnego stopnia oczywiście. Chociaż jakoś tak optymistycznie zakładałem, że jednak nie skoczy mi na plecy. Czasami można sobie pozwolić na takie małe nutki optymizmu. Wystarczy założyć, że tym razem też nie umrzesz. Jakoś do tej pory działa.

Powoli, nie spiesząc się słuchałem swoich kroków szurających po asfalcie. Dobra muzyka do rozmyślania. Jednostajna. Sporadycznie przerywana kaszlem i rwaniem w płucach. Przez jeden dzień się pogorszyło. Ale poza tym, można było działać, żyć i funkcjonować. Żebra nie sprawiały wrażenia połamanych, czy nawet draśniętych. Problem był tylko z przerwami między nimi. Swoją drogą, niezłe szczęście, że żadna kość nie została trafiona. Chociaż w takim przypadku nieszczególnie można mówić o szczęściu.

Poza tym, męczyło mnie jak diabli pytanie kim była trójka w Miednym i co tam robiła. No bo na amatorów starych budynków z zamiłowania nie wyglądali. Taki amator z natury jest biedny. A bogaty amator wynajmuje biednych amatorów. Tak to mniej więcej wygląda. Biednych amatorów z kolei z zasady nie stać na coś tak nielogicznego jak skafandry ochronne czy też broń palna. Czas kwasów w powietrzu, które wyżerają oczy, płuca i co tylko dotkną już minął. Przestało być zabawne, więc zaczęło znikać. A broń palna? Cóż, też jest droga, potwornie ograniczona w dostępie, a amunicja jest jeszcze trudniejsza do zdobycia. Taki śmieszny przypadek. Większa ilość broni, niż amunicji do niej.

WędrowiecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz