*13*

1.2K 49 0
                                    

Obudziłam się w samochodzie. Ręce i nogi miałam związane sznurem nasiąkniętym w verbenie. A w buzi miałam kawałek jakiejś chusty też zamoczony w roztworze z tej przeklętej rośliny.
Na dwóch przednich siedzeniach siedziały dwie osoby, z tego co mi się wydaje byli to mężczyźni.

-O, obudziła się nasza śpiąca królewna. Zdejmij jej chustę.

-Nie.

-Już!

Mężczyzna siedzący na miejscu pasażera przechylił się do tyłu i wyjął mi z ust chustkę. Stefan?!

-Czego ode mnie chcecie?!

-Może najpierw jakieś dziękuję za uratowanie ci życia?

-Twoje niedoczekanie. Nie dziękuję byle komu.

-Czy ja jestem byle kim?-spojrzał w lusterko i wtedy zobaczyłam z kim rozmawiam.

-Klaus!

-Bingo.

-Czego ode mnie chcesz? I co on tu robi?

-Powiedzmy że oboje płacicie za uratowanie czyjegoś życia.

-On płaci za to że jakimś cudem uratowałeś mi życie.

-Nigdy. Wolał bym żebyś się pogrążyła  w tych swoich halucynacjach.

-On płaci za życie Damona, a ty za swoje.

-Czy ktoś cię prosił żebyś mi ratował życie? I dlaczego do cholery jestem związana.

-Bo chciałaś mnie zabić, przebijając kołkiem.

-Co?!

Klaus zatrzymał auto, na jakimś bezludziu. Wysiadł z auta, zostawiając mnie samą. Nie miałam jak się zabardzo ruszać, więc nie dała bym rady nawet otworzyć sobie drzwi.

-Skoro już mnie wziąłeś to nie zapominaj!-odwrócił się w moją stronę i otworzył drzwi. Złapał mnie za ramię, podobnie do wymyślonego Giuseppe. Skuliłam się, bojąc się że zrobi tak samo jak on. On tylko popatrzył na mnie, nie wiedząc co robię. Zorientowawszy się że nie ma takiego zamiaru wyprostowałam się i koślawym krokiem podreptałam za nim do baru.

Spętana jak jakieś zwierzę usadził mnie na krześle obok siebie, żebym nie mogła uciec. Jak bym jeszcze miała jakieś szanse.
Klaus machnął ręką, chcąc zawołać kelnera. Mężczyzna podszedł do nas, zbierając zamówienie, lecz przez ,,przypadek" zrzucił ze stołu ozdobnego kwiatka. Kucnął, przpraszając za niezdarność.

-Czy z panią wszystko dobrze? Zadzwonić na policję?-wyszeptał udając że sprząta.
Uśmiechnęłam się i pokiwałam głową, oznajmiając że nic mi nie jest, na co on odszedł.

Podniosłam wzrok i napotkałam Klausa.

-Co? To nie moja wina! Związane ręce raczej przykuwają uwagę!-pomachałam mu rękami  przed oczami. Potem zobaczyłam że on wcale nie patrzy na mnie.

No świetnie, znowu zrobiłam z siebie debila. Odwruciłam wzrok i zobaczyłam że w lokalu nie pozostało żadnej żywej duszy i to dosłownie.
Twarz Stefana była całkowicie pokryta krwią ludzi. Normalnie jakby robił sobie artystyczny makijaż, tylko w wersji męskiej podstawowej.
Świetnie, to ja jestem tu poszkodowana, a on nic mi nie zostawił. Jaki cham, nie umnie się dzielić!

-Wychodzimy! Zabierzcie wszystko co wasze, nie zostawiajcie śladów.

Mówi jak bym miała co zabierać.

-A co jeżeli zostawię jakiś ślad?

-To powiedzmy że przypłacisz to życiem.

Nie czekając na moją odpowiedź, złapał mnie za ramię i wyprowadził z budynku.
Niczym torba z zakupami wyleciałam do samochodu, oczywiście z pomocą Klausa, bo bez tego by się nie obeszło.

Zaczynało się ściemniać, więc zaryzykuję odpowiedź że jedziemy do jakiegoś hotelu.

-Dlaczego to właśnie ja jestem związana, a nie Stefan?

-Bo to właśnie ty próbowałaś mnie zabić, nie on.

-Ale z tego co widzę, na załączonym obrazku, jesteś żywy. Więc na nic się to nie zdało.

Odwróciłam i z wielką biedą położyłam się na wszystkich tylnich siedzeniach. Nie mam pojęcia jak dałam radę funkcjonować, po pierwsze ten ból dochodzący z miejsc, w których miałam zawiązane sznury, a po drugie zmęczenie, które mi towarzyszyło. Gdy udało mi się już jakoś położyć, po chwili zasnęłam. Nie wiem ile jechaliśmy, bo przespałam całą drogę.

Lies and LustOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz