Gdy udało mi się już pożądanie złapać oddech, a rana na klatce piersiowej zarosła, wyprostowałam się i spojrzała na braci. Mieli twarze zagniewane jak i smutne.
Damon jak na razie nie dowierzał co się stało.-Wiecie chociaż dlaczego to zrobiłam?
**Przeszłość rok 1864**
Wszędzie słychać było krzyki, strzały, płacz dorosłych jak i dzieci, którym właśnie wyrwano z rąk matki i ojców, posądzonych o bycie istotami naprzyrodzonymi. Ludzie biegali w te i spowrotem, nie wiedząc gdzie się ukryć, aby nie trafić do wozu, który wywoził ,,złych ludzi" do kościoła, który następnie miał zostać spalony,z nadprzyrodzonymi w środku.Biegłam przez gąszcz migających się ludzi, pragnąc odnaleźć moich braci.
Wbiegłam do lasu gdzie panowała lekka cisza. Było tu dużo ciszej niż w wiosce, jednakże nie było całkiem cicho.
Schowałam się za jednym z drzew dostrzegając dwie ludzkie postacie, było ciemno więc nie mogłam dostrzec kto to. Nagle moje rozmyślania przerwał huk ,wydobywający się z broni palnej,
a po chwili drugi.Przestraszona podniosłam oczy, w stronę skąd wyszły strzały. Osoba przedtem tam stojąca, wyrzuciła broń i odeszła szybkim krokiem.
Widząc że człowiek się oddala podbiegłam do postrzelonych.
Gdy tylko ujrzałam ich twarze moje oczy zalały się łzami. Na ziemi leżeli moi bracia. Mieli otwarte oczy, a na koszulach pełno było krwi.
Nie miałam pojęcia dlaczego ktoś miał by ich zabijać, przecież byli normalnymi ludźmi, co bolało jeszcze bardziej. Zginęli za niewinność.Mówią że jest pięć etapów żałoby:
Zaprzeczenie, złość, targowanie się, depresja i akceptacja, ale ja chciała bym dodać jeszcze jeden: zemsta.Wstałam i szybko pobiegłam do broni, którą rzuciła miniona postać.
Złapałam ja i przy pomocy blasku księżyca udało mi się odczytać napis, który tam był, albo raczej inicjały:
D.L.S. Razem z braćmi wyzkrobaliśmy je gdy mieliśmy 10 lat.Byłam strasznie wściekła myśląc że mógł to zrobić nasz ojciec, w sumie to, w to nie dowierzałam.
Sama nie wiem czemu pobiegłam do domu i zobaczyłam ojca, siedzącego na krześle, trzymającego głowę na rękach.Słysząc moje kroki odwrócił się, po czym się przestraszył, widząc swoją broń w moich rękach.
-Czy-czy to ty zabiłeś Damona i Stefana?-zapytałam szlochając.
-Luizjana odłóż ta brań na swoje miejsce.
-Gadaj! Czy to ty ich zabiłeś?!
-Chcieli uwolnić Katherine Pirce! Nie miałem wyboru.
Pokręciłam głową przecząco. To nie może być prawda. To nie mógł być tata! Nie zrobił by tego! Wiem że był tyranem, ale....
-Jak to nie było innego wyjścia, mogłeś z nimi pogadać! Ja mogłam!
-Odłóż ta broń.
-Nie!
-Odkładaj ta cholerną broń!
-Nie!
-Już!-Ojciec chciał mi wyrwać broń z rąk, ale przez przypadek nacisnęłam na
supst i...i broń wystrzeliła.
Spojrzałam na osuwającego się na ziemię ojca.-O mój boże.
Ja...ja postrzeliłam własnego ojca! Pod napływem emocji wybiegłam z chaty i popędziłam w stronę jeziorka, kilkanaście metrów od chaty.
Osunęłam się na ziemię, oparta plecami o korę drzewa, usiadłam zginając nogi i podpierając głowę rękami, przy okazji zasłaniając zapłakaną twarz.
Najprawdopodobniej usnęłam, gdyż nie pamiętam co działo się dalej. Obudziły mnie dopiero krzyki ludzi, dobiegające z małego ,starego domku,który stał centralnie obok wody.
Wyjrzałam zza pnia drzewa i dojrzałam moich braci. Nie był to widok naturalny.
Gdyż obaj trzymali swoje usta obok szyi osób które stały przed nimi.
Stefan puścił jednego z ludzi, a ten osunął się na ziemię, dopiero w tedy ujrzałam demonicznął twarz Stefana, a później Damona. Wyglądali jak potwory. Z krzykiem wybiegłam z lasu.
CZYTASZ
Lies and Lust
مصاص دماءDo Mystic Falls przyjeżdża Lou Salvatore, w przekonaniu że ma pomóc braciom. Przypadkiem wplątuje się w zatargi z Mikaelsonem. Czy wyjdzie z tego cało? Czy będzie łączyło ich coś więcej niż interesy? Co będzie z jej braćmi? ,,...Znałem jedyną taką...