*24*

774 40 3
                                    

Dziewczyna była nieprzytomna. Siedziała na takim samym krześle co ja, była też podobnie związana. Po jej czole ściskały krople krwi, zapewne się opierała.

-Co knujesz. Gnoju!

-Uważaj na słownictwo. Dobrze że Elijah cię nie słyszał.-do salonu w którym się znajdowaliśmy weszła Rebekha.

-O co wam chodzi? Co to ma być?

-Pozwól że wytłumaczę. Przez to co zrobił nam nasz brat, chcieliśmy się zemścić, więc gdy tylko wyciągnął ze mnie sztylet...

-Obudziłaś resztę rodzeństwa, a potem odgrywałaś rolę ,,dobrej" siostry, żeby twoi bracia mogi dojść do siebie, a ty zyskać ,,zaufanie" Nika.

-Hm, nie jesteś najgłupsza.

-Auu.-usłyszeliśmy cichy głos budzącej się Carline.-lou? Co tu się dzieje?

-Niklaus zaraz powinien być.-odezwał się garniturek, wchodząc do pokoju.

-Zaczynamy show.-powiedział biorąc jakąś bańkę...chyba z benzyną.
Jej zawartość zaczął rozlewać po pokoju, nie omijając nas.
Świetnie, nie to, że jestem mokra, to w dodatku, śmierdzę benzyną i z tego co się domyślam to zaraz spłonę i to w dodatku z tą głupią siksą.

-Co jest do cholery!

-Gdy rozpalimy pożar Klaus zdążył uratować tylko jedna z was. A że zależy mu na was dwóch.

-Coś straci i dostanie za swoje.

-Dokładnie blondi.-powiedział kol.-A teraz się żegnamy.-Zapalił zapalniczkę i rzucił ją na korytarz, który wcześniej został oblany benzyną.
Bez większego problemy ogień zaczął się roznosić. Carline zaczęła się szarpać, rozcinając sobie ręce sznurem z werbeny.
Ja zaś nie robiłam nic.

-Skoro ty tu jesteś, to mu na tobie zależy, to dlatego go nie było. Nie wyjechał...

-Naprawdę będziesz się tym teraz zastanawiać?!

-Dlatego mnie unikał...nie czuł nic do mnie, bo kochał ciebie. Był ze mną bo mu to pasowało...zrobił sobie ze mnie niewolnika...tak jak mówił Damon.

-Przestań! Ratuj się!-ogień zaczynał się coraz bardziej rozprzestrzeniać. Carline zaczynała się coraz bardziej ciągać. Mój wzrok tkwił w widoku gdzieś za oknem.

-Co ty robisz?!

-Nie mam po co się ratować rozumiesz! Myślałam że znalazłam coś...kogoś na kim mi zależy, kogoś komu zależy na mnie! Ale okazuje się że on kocha... CIEBIE!! Bracia się ode mnie odwrucili, nie mam nikogo nie mam celu. Nie mam po co żyć!!!...

Moja jakże ujmującą przemowę przerwał krzyk i dźwięk wywarzanych drzwi.

-Klaus!-wraz z krzykiem Carline zrodziła się nadzieja, którą rosła do chwili gdy zobaczyłam go w framudze drzwi. Spojrzał na mnie, gdy po chwili, jakby bez wąchania, rzucił się na pomoc Carline, którą po chwili zemdlała. Rozerwał sznury i wziął ją na ręce. Zanim odszedł spojrzał na mnie. Mój wzrok, padł na jego prawie płaczącą twarz. Wiedział...wiedział że uratuje tylko jedna z nas i wybrał ją. Będąc już pewna że umrę, serce przyspieszyło, w raz z tym jak Klaus wybiegł z domu, wraz z Carline.
Po moim policzku spłynęła łza, patrząc jak rozprzestrzeniający się ogień dociera do kominka obok, w którym znajduje się butla z gazem.

-Przepraszam...-wyszeptałam najciszej jak potrafiłam. Moje oczy napełniły się łzami, serce biło jak szalone, a ręce się trzęsły. Po chwili usłyszałam wybuch, który zaraz zrodził następny. Zdążyłam zauważyć jeszcze raz piękny widok za oknem, gdy już a wkrótce, moje ciało odleciało gdzieś w bok, zajmując się ogniem, jak reszta domu. Straciłam przytomność, z tą odmianą że już na zawsze.

***
Perspektywa Klausa.

Jej twarz smutna, pierwszy raz widziałem w jej oczach strach. Wzbudziło to we mnie mieszane uczucia.
Nie zapominając że mam Carline szybko wydostałem się z domu i znalazłem się poza zasięgiem, tego co miało nastąpić. Ręce zaczęły drżeć, tak samo jak nogi. Posadziłem nieprzytomną Carline, opierając ja o drzewo, a sam zalałem się łzami.

-Nie!!!-krzyknąłem z żalem w głosie. Nie miałem pojęcia dlaczego wybrałem właśnie..ją..lecz mimo tego, że jedna z nich była żywa nie potrafiłem darować sobie, że skazałam na śmierć Lou.

Lies and LustOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz