*34*

801 37 5
                                    

Zaklęcie wykonane przez Fraye zaprowadziło nas do dużego mista nie opodal Nowego Orleanu.
Jeździliśmy w kółko, starając się zbliżyć do punktu, który się przemieszczał. W końcu zaparkowałem autem, gdzieś na parkingu.
Gdy już wysiedliśmy z auta, zaczęliśmy iść.
Gdy już byliśmy nie daleko naszego punktu, zaczeliśmy się bacznie rozglądać. Aż nagle w tłumie zauważyłem, te jej piękne ciemne włosy i brązowe oczy. Bez namysłu podbiegłem do niej, łapiąc ja za ramię i odwracając w swoją stronę.

-Lou..-powiedziałem, po czym przycisnąłem ją do siebie. Chciałem tak pozostać już na zawsze, w objęciach ukochanej. Tej która zawsze nią była. Chciałem żeby czas płynął wiecznie, a ta chwila nigdy nie minęła, do puki się nie odezwała.

-Kim ty jesteś! Zostaw mnie!-powiedziała odpychając moje ręce i odsuwając na odległość metra.
Moja mina wyrażała niepokój i nie zrozumie.

-Wszystko dobrze?-spytał Damon próbując do niej podejść. Znowu się odsunęła.

-Słuchajcie nie mam pojęcia kim wy do cholery jesteście, ale raziła bym wam, mnie zostawić.-powiedziała poważnym tonem, po czym odeszła.
Ja i Damon posłaliśmy sobie zdziwione spojrzenia.

-Hej!-znalazłem się na przeciwko niej, dzięki nadludzkiej szybkości. Stanęła jak wryta, a jej oddech przyspieszył.

-Jak?-spojrzała na miejsce w którym wcześniej stałem.-Skąd ty?...

-Hej.-przywitała się blondynka, podchodząc do nas i stając przede mną.-Jestem Fraya, a ty?

-Luizjana.-niepewnym ruchem podała jej rękę.

-Posłuchaj Luizjana, chciała bym cię o coś spytać. Powiedz mi co pamiętasz z  ostatnich trzech dni?

-Nie wiem, pamiętam że była impreza u....jak mu tam.... Marcusa. Tak. Obudziłam się u niego rano, właśnie trzy dni temu. Było późno. Pożegnałam się z nim i wyszłam, ale dlaczego o to pytacie, nie muszę wam nic mówić.

-Tak. Przepraszamy za kłopot.-powiedziała moja siostra odchodząc. Po jakimś czasie spojrzała do tyłu.-Nik! Chodź.

-Zapomnij o tym, o naszym spotkaniu. Nigdy mnie tu nie było, nie znasz mnie, ani moich towarzyszy.-zahipnotyzowałem ją wymazując jej pamięć, po czym odeszłam razem z siostrą i Damonem.

***
5 lat później.

-Gdzie Nik?-spytała blądynka dumnym krokiem wchodząc do salonu, gdzie znajdowała się większość rodzinki, składająca się z Elijah, Kola, Frey i dodatkowych członków, takich jak Damon, Stefan, Elena i Heylay.

-A gdzie jest co miesiąc tego dnia?-Kol zaczął nalewać sobie Wishy do szklanki.

-Jest na wystawie obrazów.-odpowiedział Elijah, mierząc brata wzrokiem.

-Minęło, już pięć lat, czemu nie da sobie spokoju?-spytała dziewczyna, siedzącą na podłokietniku fotelu, w którym zasiadał Elijah.

***

-A teraz obraz naszej tak zwanej czerwonej damy.-powiedział mężczyzna stojący na podeście, który to znajdował się po lewej stronie na scenie. Wszyscy zaczęli klaskać, ja również. Gdy kurtyna opadła, pokazując obraz, stojący na podeście. Można było zauważyć, żal, smutek.
Bez namysłu podniosłem papierowy lizak, z nadrukowanym swoim numerkiem, czyli ,,64".-Pierwsza zgłoszenie. Mamy pierwszy tysiąc. Kto da więcej.-zaczął licytacje. Każdy podnosił rękę do góry, przy tym podbijając cenę. Aż w końcu, obraz został sprzedany za 15 tysięcy.
Nie była to najwyższa cena, jaką zapłaciłem za jej obraz. Niektóre były dwa razy większe. Gdy już odebrałem obraz, ustałem w muzeum, w którym odbywała się niedawna wystawa. Oglądałem jak każdy podchodzi do Lou, jaka jest szczęśliwa i przyjmuje pochwały od innych ludzi.
Jej wzrok ślizgał się, a to po ludziach którzy jej gratulowali, a to po jej otoczeniu. Stałem oparty o jedną z kolumn, oglądając jak się uśmiecha,a na jej policzki wypływa rumieniec.
Chciałem do niej podejść, ale nie wiedziałem jak. Co jej powiedzieć? Jak ona zaraguje? Nie wiedziałem, nie wiedziałem niczego, niczego nie mogłem być pewnym i wolałem ją zostawić, dać jej normalnie żyć. Szkoda tylko że ja już tak nie potrafię.
Nagle jej wzrok padł na mnie. Obejrzałem się do tyłu, upewniając się, że nikt za mną nie stoi. Nie. Ona patrzy na mnie. Uśmiechnęłem się, po czym przypomniały mi się słowa siostry, która mówiła że skoro straciła pamięć, nachłanne starania przypomnienia jej tego mogły by się skończyć nie korzystnie dla nas obojga. Jeżeli to dotyczyło by tylko mnię, nie wahał bym się, ale nie pozwolę żeby jeszcze raz cierpiała przeze mnie. Zawróciłem się, idąc do wejścia na podziemny parking.
Zaczęła iść za mną, w końcu się zatrzymałem, słysząc jej cudowny głos.

-Ej! Zaczekaj!-złapała mnie za ramię i odwróciła w swoją stronę.-Znam cię skądś.-powiedziała mierząc mnie wzrokiem.

-Nie sądzę.-powiedziałem zawracając się.

-Stój!-nie zatrzymałem się.-Stój do cholery jak do ciebie mówię!-uśmiechnęłem się nadal jest taka jak wcześniej. Zatrzymałem się i obruciłem w jej stronę.

-Nie sadzę żebyś mnie skądś kojarzyła...

-Kiedyś kupiłeś mój obraz za 30 tysięcy.-powiedziała śmiejąc się, ja tylko przytaknąłem.

-Zgadza się.

-Niklaus?-moje serce zaczęło szybciej bić. Nigdy nikomu nie mówiłem pełnego imienia. Czy to znaczy.... czy ona sobie przypomina?....

Lies and LustOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz