4

678 37 28
                                    

Hogwart to ogromna szkoła mieszcząca w sobie wiele etapów edukacji, od przedszkolnych, przez licealne do studyjnych. 
Budynek mieści się z 5 kilometrów od Hogsmeade w lesie, którego część została przebudowana na ogromny park. 
Co można zsumować, że szkoła jest umiejscowiona na końcu wielkiego parku. 
Są tam latarnie, ławeczki, kosze na śmieci i kilka placy zabaw. Budki z lodami i goframi również. 
Małe ścieżki rowerowe łączą się z tymi dla pieszych, co często skutkuje sprzeczk. 

Po ulewnej nocy, uczniowie przebierają się przez labirynt żab, które w tedy lubią chill'ować bombę. Jest to ten plus, że potem mają na czym się uczyć podczas sekcji żab podczas biologii. 

Przez korytarz szkolny biegło dwóch chłopaków. Jeden wyższy, z okrągłymi okularami i brązowymi roztrzepanymi włosami. Ubrany był w jeansy, rozklekotane czerwone trampki, białą koszulkę i bluzę w barwach drużyny szkolnej w lacrosse'ie. (Czerwony i żółty) 

(Każda dyscyplina ma swój kolor i osobną maskotkę. 

Lacrosse-Griffoni, czerwono-żółty, lew. 
Lekkoatletyka-Krukoni, niebiesko-biały, kruk. 
Koszykówka-Puchoni, żółto-czarny, borsuk. 
Szachy-Ślizgoni, zielono-szary, wąż. ) 

Nazywa się James Potter i jest kapitanem swojej drużyny. 
Za nim biegł niższy chłopak, szatyn. 
Peter  Pettigrew. 

 Szczupły, ale bez kondycji, bo pali fajki i nie tylko. Ma podkrążone oczy i jest wiecznie niewyspany, gdyż po nocach zdobywa lvle na konsoli. 
Jest ubrany w czarną rozpinaną bluzę z kapturem, który mimo biegu nie spadał mu z głowy, szarą koszulkę,  zielonkawe spodnie typu bojówki i czarne też zniszczone trampki. No i oczywiście jak zwykle jedną skarpetkę miał zieloną do kostki, a drugą białą w czerwone groszki do połowy łydki. 
Ta pomyłka jest spowodowana wstawaniem na kacu po ognistej, która przyniósł Potter i blancie, którego sam ogarnął. 

Biegali do swojej sali, gdyż przez wczorajszą popijawę i "wizytę porannego mordercy bez serca" nieco zaspali. No i musieli jeszcze zamontować wyrzutnie różowego brokatu w szafce kapitana szachistów Severusa Snape'a. 

Wbili do sali jeden za drugim. Na ich szczęście wychowawczyni jeszcze nie było. Zawiedli na swoich miejscach. 
Peter z tyłu pod oknem, sam, bo lubi mieć całą ławkę dla siebie, a James z tyłu na środku, tuż za jego zdaniem przepiękną, rudą dziewczyną, do której zarywał od samego początku. 

-Ps. Ej. Pięknie dziś wyglądasz wiesz? 

-Tak. Mam lustro. 

Rudowłosy anioł to Lily Evans. Dziś ubrana w ładną, zwiewną liliową sukienkę. 
Odpowiedziała w niegrzeczny sposób. 

-A gdzie Minee? Dziś ona się spóźnia? Oj będzie szlaban. 

Zażartował Potter przy czym cała klasa zaśmiała się i akurat otworzyły się drzwi. 

-Zapewniam pana, panie Potter, że miałam poważny powód, a pan na pewno będzie miał okazję jeszcze dziś zasłużyć na szlaban. 

Siwa kobieta to Minerva McGonagall. Wychowawczyni klasy. Nauczycielka historii. Jest surowa, sprawiedliwa, ale uwielbia swoją klasę i staje w jej obronie, kiedy coś nawywijają. 

-Proszę wszystkich o uwagę. Za nie długą chwilę poznacie nowego kolegę, ale najpierw… Gdzie do kozy Aberfortha jest Syriusz Black (xD musiałam) 

-Czyja koza? 

Zapytała cała, klasa. 

-Na pewno nie w szkole. 

Odezwała się Dorcas, która już zdążyła puścić plotki o tym jaki zły i niedobry jest jej były. 

W tym momencie drzwi do sali ponownie zostały otwarte. Weszli do niej dwoje dorosłych i chłopak o miodowych włosach, czarnych okularach przeciwsłonecznych, czarno-czerwonej koszuli w kratę, jeansach i musztardowych trampkach. 
Głowa zwisała mu w dół jakby nie chciał, aby patrzono mu na twarz. 
Kiedy jednak ją podniósł wszystkim zaparło dech. 
Na twarzy prócz paru piegów były długie blizny. 

-To jest Remus Lupin. Będzie waszym nowym kolegom. Jest niewidomy, więc mam nadzieję, że nie będziecie sprawiać mu przykrości wygłupami… mówię szczególnie do huncwotów. 

-Ależ dlaczego pani od razu musi nam psuć pierwsze wrażenie. Psorki słowa ranią moją duszę i są plamą na naszym huncwockim honorze. 

James mówił to teatralnie trzymając się za serce. 
McGonagall przewróciła oczami. 

-Remusie usiądź sobie na wolnym miejscu, obok panny Evans. Panno Evans, proszę pomóc koledze dotrzeć do siebie. 

Dziewczyna już wstała, szukając krzesłem, kiedy ten się odezwał. 

-Nie trzeba. Trafię. 

Remus już chciał ruszyć do przodu, kiedy Ojciec podał mu laskę dla niewidomych. 

-Dzięki. 

Powiedział sarkastycznie. Nie lubił pomocy typu laska czy inne takie. Tolerował tylko swojego psa. Teraz jednak nie chciał robić scen więc grzecznie poszedł w stronę, gdzie usłyszał skrzypnięcie. 

-Brawo, dotarłeś do mnie. 

Ruda chciała być miła jak zawsze i pocieszająca. Nie zdawała sobie sprawy, że tym tekstem uraziła chłopaka, który zostawił swoje zdanie na ten temat dla siebie. 
Tego się właśnie obawiał idąc do szkoły, że ludzie będą się płaszczyć i będą patrzeć na niego jak na niesprawnego, a nie człowieka. 

Remus miał swoje książki pisane brajlem, bez rysunków, czy okładki. Bo po co te rzeczy niewidomemu. 

Rodzice chłopaka wyszli i zaczęła się lekcja. 
Lupin starał się uważnie słuchać psorki, ale przeszkadzały mu ciągłe szepty za sobą i dookoła siebie. Słyszał je doskonale. Tracąc jeden zmysł, inne się wyostrzyły. 
W dodatku ostre jak dla niego perfumy rudej, go rozpraszały o wywoływały mdłości. Wiedział, że za nim jest jedno miejsce wolne, więc na następnej lekcji chciał je zająć. 




Prawie Idealny [WOLFSTAR]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz