7

611 46 26
                                    

Syriusz po lekcjach wrócił do domu, bo musiał zrobić to co kazała mu matka. Nie chciał, ale musiał. Jego sowa była dla niego zbyt ważna, a zauważył, że coraz częściej kręcą się wokół niej nieodpowiednie osoby. 

Sprzątanie nie było jego mocną stroną, więc nie zrobił tego dokładnie. 
Strasznie działało mu na nerwy to, że musi robić wszystko bardzo cicho, bo wielmożny Regulus z kolegami robią projekt. Przez to Syriusz nie mógł włączyć sobie muzyki, aby szybciej i milej szła mu ta kara. 
Z każdym głośniejszy stuknięciem dostał upomnienie. 

Powoli zaczynał się zastanawiać, czy nie skoczyć z dywanu, albo pociąć się ziemniakiem. 

Kiedy on mył podłogę, bo śmiał dyskutować z matką z pokoju młodszego wyszedł Regulus i jego nieciekawi koledzy. W tym Lucjusz Malfoy, który był jednym z tych co szczególnie nie znosił starszego z rodzeństwa. 
Blondi specjalnie wdepnął kupkę kurzu i śmieci przy ścianie, która potem należało odkurzyć i rozniósł brudy po całej świeżo umytej podłodze. 

-Ty szkaradna roszpunko. Niech ja cie dorwę. 

Zagroził przez zaciśnięte zęby Syriusz. 
Ten tylko śmiechnął zadufany w sobie. 
Black nie mógł sobie darować i splunął mu na buty. 

-Ty! Niech tylko mój ojciec sie o tym dowie. Jesteś martwy. 

-Nie boję się ciebie, ani twojego ojca Malfoy. 

-Chłopaki koniec. Lucjuszu chodźmy. 

Przerwał im Regulus, który zabrał kolegę od nabuzowanego brata. Kiedy drzwi frontowe się zamknęły, Syriusz podbiegł do nich, aby coś posłuchać. 

-I to ma być Black? Wstyd przynosi nie tylko waszemu nazwisku, a wszystkim osobom na poziomie. Zachowuje sie jak plebs. 

-W każdej rodzinie jest czarna owca. Matka temperuje go jak tylko może. Według niej ojciec za bardzo go rozpuścił. 
Kiedy będę pełnoletni on przestanie się jakkolwiek liczyć. Firma jest przepisana na mnie. 

-Jedyna dobra decyzja jaką podjął wasz Ojciec. 

Więcej nie usłyszał, bo odeszli spod drzwi. Wypuścił zdenerwowany powietrze z ust. Teraz musiał ogarnąć ten cały syf. 
Późnym popołudniem wyszedł z domu i zabrał ze sobą sowe, żeby się wylatała. 
On sam musiał odpocząć i się wyładować na paru śmietnikach w okolicy. 
Najpierw miał plan iść do kumpli, ale uznał, że nie chce użalać się przy nich, wolał to wszystko wyrzucić z siebie w powietrze. 
Tak oto szemrał pod nosem wszystko co dziś i ogólnie go frustruje. 

Tymczasem w domu Remusa. 

-Gdzie Remi? Widzieliście go? Schodził na dół? 
Remi! Reeemi! 

Hope zaczęła pukać do drzwi od łazienki cała roztrzęsiona. Chciała pogadać z synem, ale nie mogła go znaleźć. 

-Kto tak napierdala w drzwi jak esesmani podczas drugiej wojny światowej. 

Stary dziadyga wylazł z kibla. 

-Kurwa wtedy nie dali sie wysrać, bo powstanie warszawskie trzeba było zaliczyć, mimo że do kurwy nędzy od początku wiadomo było, że to chuja warte! Niemców było za dużo! To cud, że wytrzymaliśmy tak długo. 

-Tato! To nie czas wspominania wojny! Remi zniknął. 

Ojciec Hope, Czyli Mieczysław Krecik, był znany w wojsku pod pseudonimem Krecik. Był Polakiem, walczył w powstaniu i wielu innych ważnych przedsięwzięciach na niemal całym świecie. Po każdej bitwie musiał zmieniać kraj. Jeszcze przed zakończeniem osiadł w Walii, gdzie poznał swoją przyszłą żonę, z którą wziął ślub, kiedy przeprowadzili się do Londynu. 
Pochodzenie Mieczysława tłumaczyło jego charakter, dziwny akcent, zamiłowanie i mocną głowę do alkoholu oraz ilość dobór przekleństw. Jest chodzącym stereotypem. 

-Hope. Siadaj. Siadaj na tą chudą dupę i słuchaj starego. Ljaj, Lilaj czy jak ty tam miałeś na imie też. Siadać na dupska i słuchać. Remus nie jest niedojdą i porażką jaką z niego robicie. Umie sobie dupe z gówna podetrzeć. Jak narobi se problemów to sobie z nimi poradzi. To zwykły człowiek, który niedowidzi. Nie paralityk, czy inne warzywo. Jest też nastolatkiem. Trza mu luzu do chuja wafla. Ma coś z moich korzeni. Takich jak my nie da sie zamykać w klatkach, bo nie przestaniemy protestować. Nie można mu ograniczać wolności bo jest inny. Tak tylko go stracicie, a nie uchronicie. 
Dajcie mu popełniać błędy, przewracać sie, bo on jest twardym skurwielem. Po dziadku… nie ujmując tobie mój zięciu. Nie da się ująć czegoś czego nie ma. 

Mieczysław zawsze uważał Lyalla za porażkę życiową. Nie lubił zięcia, a ten nie lubi teścia

-Jeśli teraz któreś z was wyjdzie go szukać, to niech nie wraca i śpi pod mostem z żulem mietkiem kurwa. Hope. Córcia. On sie wkońcu wkurwi fest i sie wyprowadzi, a ty nic nie będziesz mogła z tym zrobić. Musisz dać mu spokój i nie panikować tak. 

Stary pryk dawno nie wypowiadał się tak poprawnie stylistycznie i gramatycznie… jak na niego. Widać było, że jest naprawdę przejęty swoim wnukiem i tym, żeby chłopak nie odciął się od rodziny. A przez to jak traktują go rodzice to jeszcze chwile i by go stracili. 

-Nie wierze, że to mówię ale zgadzam się z teściem Hope. Za bardzo naciskasz na naszego syna… jak też. Musimy dać mu żyć po swojemu i pozwalać na cierpienie i błędy. Od wszystkiego go nie uchronimy. 

Wtrącił się Lyall. Kobieta pokiwała głową i poszła do swojej sypialni. Musiała odreagować. Była zbyt przejęta swoim synem i jego bezpieczeństwem, a teraz usłyszała, że przez to może go stracić. 

Zrobiło jej się naturalnie przykro. Pan Lupin poszedł ją pocieszać, a stary pryk przypomniał sobie o pastowaniu butów. Taki nawyk z wojska. 
On jako jedyny w tej rodzinie całkowicie ufał i wierzył w Remusa.
Tylko on widział jak niepełnosprawni walczą na wojnie. Ten bez ręki, ten bez nogi, ten bez oka. Takie były czasy, że każdy był potrzebny i mógł albo się ukryć, albo walczyć tak jak stał, bo chcieli walczyć. 
Mieczysław widzi we wnuku samego siebie z młodości i rozumie co może siedzieć w głowie chłopaka. 

Dlatego słysząc awanturę tego dnia nie mógł dłużej milczeć i stanął po stronie wnuka. Miał tylko nadzieję, że gnojek go nie zawiedzie i zaraz nie będą musieli jechać na sor. 

***
Następny rozdział niebawem...

Prawie Idealny [WOLFSTAR]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz