3

756 50 57
                                    

Londyn jest piękny latem, ale jeszcze piękniejszy jesienią. 
Lyall Lupin kochał to miejsce. Tutaj się urodził, wychowywał, żył, poznał miłość życia i założył rodzinę. 
Od samego rana jednak jednak pakował ostatnie drobiazgi. 
Firma przeprowadzkowa już dawno większość rzeczy przywiozła. 

Właśnie zostali zmuszeni do przeprowadzki. Głowa rodziny został przeniesiony do Irlandii, na stanowisko głównego leśniczego i nowego zarządcy myślistwa. 

To lepsze pieniądze, które są im bardzo potrzebne. Jego syn jest innego zdania. 

-Gotowi? Czeka nas 9 godzin podróży i rejs promem. Nie możemy się spóźnić. Hope, spakowałaś Remusa? 

-Sam się spakowałem. 

Wtrącił się chłopak idący z ogromnym kufrem. 

-Spokojnie. Sprawdziłam czy ma wszystko. 

Uspokoiła ojca matka. 

-Zapraszam do samochodu. 

Ruszyli w trasę. 

-Możemy włączyć radio? 

Zapytał Remi. Jego mama wykonała prośbę, a chłopak oparł głowę o szybę i usiłował zasnąć do prognozy pogody. 
Czekał na jakiś felieton, albo miłą playlistę. Zamiast tego irytowały go zmienne emocjonalnie rozmowy jego rodzicieli. 
Powoli żegnał się ze swoim miastem. 
W pewnym momencie zasnął. 

-Śpi. 

Potwierdziła Hope. 

-Myślisz, że poradzi sobie? Nigdy nie uczył się z rówieśnikami, a co jeśli źle go przyjmą, będą go prześladować? 

Kobieta była zaniepokojona. 

-Co chwile powtarza, że da sobie radę. Trzeba mu zaufać. Jest już prawie dorosły. 

-Dla mnie zawsze będzie naszym małym, bezbronnym Remuskiem, naszym wilczkiem, chłopcem w piżamce wilka, na halloween przebranym za wilkołaka. Był taki uroczy, jak był mały…Jak jego życie było normalne. Dlaczego, akurat on? 

-To niesprawiedliwe, ale się stało kochanie… 

Remus jeszcze wtedy nie spał. Słyszał całą tą rozmowę i zrobiło mu się przykro. 
Postanowił zasnąć jak najszybciej. 

Po kilku godzinach drogi, dojechali na prom. 

-Remi, kochanie obudź się. Jesteśmy już, musimy wejść na statek. 

Obudziła chłopca matka. Razem weszli na pokład. Pierwsze co, to poszli rozpakować się w swojej małej kajucie. Było jedno małe okienko i dwa łóżka piętrowe, czuli 4 prycze. 
Remus bardzo chciał przejść się po pokładzie. 

-Możemy wyjść? Chyba nie będziemy całego rejsu tutaj siedzieć. 

-No nie wiem… 

Zaczęła kobieta. 

-Chodźmy, niech po oddycha bryzą. 

Wyszli. Słońce mocno grzało, a oni maszerowali. No Remusa omal szlak jasny nie trafił. Musiał ich jakoś zgubić, bo tak to on nigdy nie zbliży do barierki. 
Kiedy tylko nadarzyła okazja zwiał na inny poziom. Ten najniższy otwarty. 
Ostrożnie zbliżył się do krawędzi z przodu i niczym na Tytaniku, stał na dziobie, łapał wiatr we włosy i czuł tę chwilę wolności. Było mu wszystko jedno. Delikatnie się uśmiechał. Pragnął, aby to trwało wiecznie. 
Niestety nagle został mocno szarpnięty za kołnierz, co lekko go przydusiło. 

-Co ty robisz synu?! Wiesz jak matka się martwi?! Nie powiem jej o tym, ale masz się nie zbliżać do barierek. Rozumiesz? Nie wolno ci się oddalać. 

Prawie Idealny [WOLFSTAR]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz