3. Bez kapitulacji

135 6 0
                                    

Kilka osób zaczęło mi się przyglądać i miałam wrażenie, że siedząca naprzeciwko dziewczyna już otwierała usta, by coś powiedzieć, ale ocaliła mnie piosenka, która popłynęła z rozdarcia w Tiarze Przydziału. Wszyscy skupili się na ceremonii i obserwowali, jak kolejni jedenastolatkowie rozsiadają się pośród czterech stołów. Ja tymczasem rozglądałam się po Wielkiej Sali. Czerwony i złoty to ładne kolory, co było właściwie jedyną refleksją na temat mojego nowego domu. Ludzie przy każdym ze stołów wyglądali tak samo, choć może Slytherin wydawał się bardziej dystyngowany. Może tam uczniowie byliby mniej chętni do zadawania pytań... Teraz jednak to nie miało już znaczenia, więc sztywno czekałam na dalszy rozwój wypadków. W końcu dyrektor wstał i powitał wszystkich w nowym roku szkolnym, po czym zaprosił nas do uczty, która zmaterializowała się nagle na stołach.

Jeśli liczyłam, że jedzenie odciągnie ode mnie uwagę, to się przeliczyłam. Dziewczyna z naprzeciwka przypomniała sobie o mnie niemal natychmiast, gdy dyrektor zamilkł.

- Cześć, jesteś nowa?

Z niechęcią skinęłam głową, widząc, że jej słowa zwróciły uwagę wszystkich dookoła. Wielkie dzięki.

- Jestem Carrie McPherson, prefekt Gryffindoru.

- Averie Rochester – mruknęłam, wkładając do ust łyżkę puddingu. Jednak moje pełne usta nie zniechęciły Carrie.

- Skąd się przeniosłaś?

- Beauxbatons.

- Łał. I jak ci się podoba Hogwart?

- Jestem tu od pół godziny, skąd mam wiedzieć?

Wspominałam, że w rozdrażnieniu bywam złośliwa? Carrie wykrzywiła usta z pogardą i lodowatym tonem rzuciła:

- Witamy w Hogwarcie.

Jedna mniej, uśmiechnęłam się w duchu. Innym jednak nie wystarczyła nauka na przykładzie.

- Dlaczego się przeniosłaś? - spytał dorośle wyglądający uczeń.

- Mama mi kazała.

Usłyszałam parsknięcie po skosie i zobaczyłam ubawionego chłopaka, który najwyraźniej śmiał się z mojej rozmowy z innymi.

- Jakie jest Beauxbatons? - wtrąciła się z kolei inna dziewczyna, na oko trzynastolatka.

- Czyste – odparłam bez namysłu, a szybkie spojrzenie po ludziach dookoła przekonało mnie, że już wyrobiłam sobie opinię, o którą mi chodziło. Poza tym wesołkiem, który od parsknięcia przeszedł do śmiechu.

- Co cię tak bawi, Matt? - zwróciła się do niego zirytowana Carrie. - Brak manier? - Tu spiorunowała mnie wzrokiem, żeby mi przypadkiem nie umknęło, że chodzi jej o mnie.

- Masz rację, nie powinno się mówić z pełnymi ustami – odparł Matt, a kącik moich ust, wbrew woli, wykrzywił się w karykaturze uśmiechu.

Szybko skupiłam się na swoim talerzu. Z uśmiechem na ustach wyglądam bardziej przystępnie, a przecież chciałam, żeby wszyscy zostawili mnie w spokoju. Niech myślą, że jestem snobem z francuskiej szkoły, że się wywyższam i jestem wstrętna. I chyba faktycznie taka byłam. Nie chciało mi się silić na uprzejmość, a nic mi się tu nie podobało. Był początek września, a już było chłodno, podczas gdy w Beauxbatons był upał w trakcie każdego rozpoczęcia roku. Szaty były czarne i ciężkie, a błękit moich wcześniejszych mundurków podkreślał wszystko to, co dobre w moim wyglądzie. Jedzenie było tłuste i słone, a zamek równie archaiczny, jak w dniu jego powstania. Zarówno pogoda, jak i brzydota, odzwierciedlała moje wnętrze, więc cynicznie pomyślałam, że to była dobra zmiana.

Do końca uczty nikt się do mnie nie odezwał. W końcu wstał profesor Dumbledore i przedstawił nam zasady wyjść do Hogsmeade, zakaz wchodzenia do Zakazanego Lasu, listę przedmiotów niedozwolonych i inne sprawy organizacyjne. Nareszcie odesłał nas do spania. Ustawiłam się w ogonku do wyjścia z Wielkiej Sali i podążyłam za tłumem do Wieży Gryffindoru. Tam odnalazłam swoje dormitorium, swoje łóżko i swoje nowe współlokatorki.

- Och, jesteś nowa – stwierdziła jedna z nich, brunetka o wystających zębach. - Jestem Bree.

- Averie – odparłam uprzejmiej niż na uczcie. W końcu muszę z nimi mieszkać.

Pozostałe też się przedstawiły – przysadzista Amber, wysoka Dolly i Patricia, obcięta na chłopaka.

- Gdzie jest łazienka? - spytałam, marząc o tym, by wziąć prysznic i pójść spać.

Wyjaśniły mi, że żeby skorzystać z tego luksusu, muszę wyjść z pokoju wspólnego i tam znajdę łazienkę... Złapałam swoje przybory toaletowe i ruszyłam we wskazanym kierunku, walcząc z pragnieniem, by zacząć krzyczeć.

Ocalona. Averie Rochester || HOGWART - UkończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz