Pierwszy września do tej pory wprawiał mnie w radosny nastrój. W tym roku jednak nic nie było tak, jak do tej pory. Kiedy weszłam do kuchni, gotowa do wyjazdu, moi rodzice nagle urwali rozmowę. Oczywiście musieli znowu spierać się o mnie. Mój ojciec nie był pewny, czy jestem psychicznie gotowa na rozpoczecie nauki w nowej szkole, podczas gdy matka przekonywała go, że zmiana środowiska i kontakt z innymi młodymi ludźmi dobrze mi zrobi. Znałam tę śpiewkę doskonale, doświadczałam jej wielokrotnie w czasie tych wakacji. Trudno ich winić, mając na uwadze, że ja, ich jedyna córka, spędziłam ostatnio parę tygodni w szpitalu, na eliksirach uspokajających, po przebytym załamaniu nerwowym. Teraz oboje patrzyli na mnie z niepokojem, a ja zmusiłam się do uśmiechu, próbując ich przekonać, że wszystko z mną w porządku.
- Gotowa na Hogwart? - spytał ojciec tonem, który tylko jemu wydawał się beztroski.
- Pewnie – rzuciłam, łykając śniadanie, by jak najszybciej uciec spod ich zatroskanych spojrzeń.
W końcu dotarliśmy na King's Cross. Choć przerażała mnie wizja rozpoczęcia nauki w nowej szkole, zaczęłam odczuwać ulgę, że w końcu będę mogła być sama i faktycznie poradzić sobie z przeszłością. Wierzcie lub nie, ale trudno przejść do porządku w sytuacji, gdy wasza matka co pół godziny wpada do waszego pokoju, żeby sprawdzić, czy jeszcze żyjecie. Wiem, że moi rodzice się martwili, doceniałam ich troskę. To fakt, że moje nerwy wciąż nie były w najlepszym stanie, ale naprawdę, niezależnie od tego, co śpiewają w piosenkach, nie umiera się z miłości. Chyba że dosłownie pęknie wam serce, ale wtedy nazywa się to zawałem i często udaje się pacjenta odratować.
Uściskałam zafrasowanych rodziców, obiecałam pisać i wsiadłam do pociągu, gotowa na nowy rozdział. Znalazłam pusty przedział, usadowiłam się pod oknem i schowałam się za magazynem „Czarownica", który zabrałam tylko w tym celu – żeby się nim zasłaniać.
- Przepraszam. Czy możemy tu usiąść? - usłyszałam i wyjrzałam zza gazety.
Wielkimi oczami wpatrywało się we mnie dwóch rudych, identycznie wyglądających chłopców, najwyraźniej pierwszorocznych.
- Proszę – odparłam, zapraszając ich gestem, zadowolona z obrotu spraw.
Dzięki nim istniało mniejsze prawdopodobieństwo, że ktoś jeszcze się do mnie dosiądzie, a zdecydowanie wolałam dzieciaki, które zajmą się sobą, niż kogoś w moim wieku, kto zadawałby niewygodne pytania. Zgodnie z oczekiwaniami podróż minęła spokojnie. Bliźniacy rozmawiali cicho, czasem chichocząc, ale widocznie zbyt ich onieśmielała taka stara baba jak ja i ani razu nie podnieśli głosu.
Kiedy się ściemniło, wyszłam do łazienki, żeby przebrać się w szaty Hogwartu, a gdy wróciłam, chłopcy też już je założyli. Wtedy pomyślałam, że zapewne do Ceremonii Przydziału również przystąpię z nimi. Uśmiechnęłam się cynicznie w duchu. Co za wspaniały początek wtapiania się w tłum – jedyna szesnastolatka wśród pierwszoroczniaków. Jakie są szanse, że nikt nie zwróci na mnie uwagi?
Na peronie zignorowałam nawoływanie półolbrzyma, który wzywał do siebie pierwszorocznych i wsiadłam do powozu pozbawionego koni. Czułam na sobie wzrok trojga pozostałych uczniów, którzy wsiedli ze mną, ale na szczęście żadne z nich się nie odezwało. W sali wejściowej zaczęłam się rozglądać za nauczycielem czy woźnym, który powiedziałby mi, co mam właściwie zrobić. Nie musiałam daleko szukać, bo na szczycie schodów stała dojrzała czarownica o surowym wyglądzie, w okularach w rogowych oprawach. Wyłowiła mnie z tłumu uczniów i skinęła na mnie, żebym do niej podeszła.
- Averie Rochester – odezwała się, kiedy się zbliżyłam. - Jestem profesor Minerwa McGonagall, zastępca dyrektora. Proszę za mną.
Ruszyłam za nią truchtem, ledwo nadążając za jej długim krokiem. W końcu weszłyśmy do gabinetu, gdzie McGonagall usiadła za stołem i wskazała mi miejsce naprzeciwko.
- Jak zapewne wiesz, uczniowie Hogwartu przydzielani są do jednego z czterech domów, z których każdy reprezentuje inne wartości: Slytherin, Hufflepuff, Ravenclaw i Gryffindor. O tym, do którego domu trafi uczeń, decyduje Tiara Przydziału.
To mówiąc, nauczycielka wyciągnęła z fałd szaty wymiętą i postrzępioną tiarę czarodzieja.
- Biorąc pod uwagę, że zaczynasz w szóstej klasie, przeprowadzimy ceremonię tutaj. Pierwszoroczni przystępują do niej w Wielkiej Sali, jednak zostałam poinstruowana, by oszczędzić ci tego z racji wieku.
Poczułam wdzięczność, jednocześnie śmiejąc się w duchu, że jestem już tak leciwa, że „z racji wieku" idą dla mnie na ustępstwa.
- Proszę ją włożyć na głowę. - Profesor McGonagall podała mi Tiarę Przydziału.
Kiedy ją założyłam, opadła mi na nos, zasłaniając widok. Już podnosiłam rękę, żeby ją poprawić, gdy zamarłam, słysząc w głowie cichy głos:
- Nie widzę twojego serca.
Jak na ironię moje serce zaczęło obijać się o żebra, jakby chciało dać znać, że przecież tam jest. Z kolei mój umysł powędrował w inną stronę: świetnie, słyszę głosy. Może ta trauma była bardziej dotkliwa niż spodziewali się uzdrowiciele?
- Umysł błyskotliwy, silna wola, zasady. Jakie jest serce?
Powoli docierało do mnie, że słyszę w głowie magiczny głos Tiary i ulżyło mi. Nie obchodziło mnie, do jakiego domu trafię, chciałam tylko przebrnąć przez tę szkołę przez następne dwa lata i uwolnić się.
- GRYFFINDOR! - Tym razem głos doszedł do mnie z zewnątrz i domyśliłam się, że Tiara oznajmiła swoją decyzję również dla profesor McGonagall.
Zwróciłam jej kapelusz i patrzyłam z wyczekiwaniem.
- Witam w Gryffindorze, jestem opiekunem tego domu. - Spojrzała na mnie łaskawym wzrokiem, po czym kontynuowała: - Musimy jeszcze ustalić, które przedmioty zamierzasz kontynuować do OWuTeMów. Mam tu twoje oceny z Beauxbatons i myślę, że masz dowolność wyboru.
Tak, egzaminy zdawałam zanim to wszystko się wydarzyło, więc poszły mi dobrze.
- Transmutacja, zaklęcia, eliksiry, numerologia, starożytne runy i astrologia – wyrecytowałam.
Nie miałam pojęcia, co chcę robić w życiu, więc wybrałam przedmioty, które wydawały mi się najbardziej przydatne w ogóle i które lubiłam. McGonagall zanotowała, po czym zmierzyła mnie surowym spojrzeniem.
- Jutro na śniadaniu otrzymasz plan zajęć. Pytania?
- Tak, gdzie będę spała?
- Do pokoju wspólnego Gryffindoru zaprowadzą cię prefekci, tam znajdziesz dormitorium dziewcząt z napisem VI rok. Hasło do wieży to Gruby lis.
Profesor odczekała chwilę, upewniając się, że wszystko do mnie dotarło, a następnie zaprosiła mnie do wyjścia. Ze ściśniętym żołądkiem podążyłam za nią do Wielkiej Sali, gdzie wskazała mi stół Gryffindoru, po czym wyszła, by po chwili wrócić na czele grupy przestraszonych pierwszorocznych. Tymczasem ja znalazłam wolne miejsce wśród Gryfonów.
CZYTASZ
Ocalona. Averie Rochester || HOGWART - Ukończone
FanficWszyscy znacie tę historię, kiedy popularny chłopak zakłada się z kolegami, że poderwie dziwną, cichą dziewczynę i zrobi z niej Królową Balu. W tamtej historii chłopak zakochał się w dziwnej, cichej dziewczynie, a ona w nim i wszystko skończyło się...