12. Duchy martwych dni

68 6 1
                                    

Następny dzień przyniósł rozkoszne zapachy uczty, przygotowywanej na Noc Duchów. Mało kto był skupiony na lekcjach i wyczuwało się ekscytację nadchodzącym wieczorem. Ja myślałam tylko o zawinięciu się w koc i spędzeniu tego czasu z dala od ciągłych szeptów i wytykania palcami. Znudziło mi się nawet straszenie ludzi.

Na lunchu zaobserwowałam, że kilkunastu uczniów otrzymało notatki, roznoszone przez Rory'ego, w tym Celeste Phillips. Domyślałam się, że profesor McGonagall prowadziła swoje śledztwo. Ciekawe, czy uda jej się czegoś dowiedzieć.

Przed kolacją zaszyłam się w bibliotece, nasłuchując grzmotu tłumu, zmierzającego w stronę Wielkiej Sali.

- Co tu robisz? - spytał Matt, który pojawił się nie wiadomo skąd przy moim stole.

- Pracę domową, jak to w bibliotece – odparłam, odchylając się na krześle.

- Właśnie zaczyna się uczta, powinnaś być w Wielkiej Sali.

- Ty też – odparowałam. - Nie zatrzymuję cię.

- Okej, chyba nie wiesz, co zamierzasz odpuścić. Niesamowite jedzenie, występy, dekoracje, wszystko. W Hogwarcie to duże wydarzenie – wyliczał.

- Jeśli tak bardzo chcesz iść, to co tu jeszcze robisz? - spytałam, ostentacyjnie otwierając podręcznik i dopiero po dłuższej chwili zorientowałam się, że leży do góry nogami.

- To jakiś nowy sposób nauki? - zachichotał Matt.

- Pomaga mi to lepiej zrozumieć runy – odparłam z powagą.

Sięgnął po książkę i ją zamknął.

- Będziesz żałować jeśli nie pójdziesz.

- Nie lubię takich wydarzeń, a poza tym w tak mroczną noc parę osób może dostać zawału ze strachu na mój widok. - Zastanowiłam się przez chwilę i z udawanym oburzeniem dodałam: - Hej, przecież jestem postrachem szkoły. Powinnam zostać gościem honorowym ze specjalnym zaproszeniem. Powinnam dostać tron!

Matt zaśmiał się.

- Właśnie tak jest, jestem specjalnym posłańcem od samego profesora Dumbledore'a, który przysłał mnie jako eskortę, żeby upewnić się, że bezpiecznie dotrzesz na ucztę na swoją cześć – podążył za moim żartem.

- No dobrze, skoro dyrektor tak się przejął... - Wstałam z miną męczennika.

Matt zaproponował mi ramię, ale spojrzałam na niego wzrokiem zdumionego bazyliszka i fuknęłam:

- Chyba żartujesz.

Zeszliśmy do Wielkiej Sali, gdzie profesor Dumbledore właśnie wstał, żeby rozpocząć ucztę. Głowy wciąż odwracały się za mną, kiedy przechodziłam, ale spieszyłam się, żeby usiąść i nie przeszkadzać dyrektorowi. Dekoracje były niesamowite, a ogromne dynie Hagrida robiły szczególne wrażenie. Kiedy profesor usiadł, nachyliłam się do Matta z pytaniem:

- A gdzie mój tron?

On tylko wskazał brodą na mój talerz. Stała tam maleńka figurka królewskiego tronu. Roześmiałam się, zakrywając usta dłonią. Matt tylko przyglądał mi się z uśmiechem tymi burzowymi oczami. Musiał wyczarować figurkę, kiedy słuchałam Dumbledore'a. Zamknęłam ją w dłoni i trzymałam do końca uczty.

Rzeczywiście wieczór był wyjątkowy. Występy otworzył pokaz akrobatów, przebranych za kościotrupy, później duchy zamku zrobiły piękne i mroczne show ze swoich mglistych postaci. Wszystko zamknął wspaniały spektakl przygotowany przez profesorów McGonagall i Flitwicka, a wykonany przez niemal wszystkie zbroje, jakie znajdowały się w zamku. Zbroje odtwarzały choreografię, jednocześnie wybijając żelazem rytm, który stawał się bojową muzyką. Dwoje profesorów dyrygowało różdżkami całym przedstawieniem. Spektakularny, wielki pokaz. W życiu czegoś takiego się nie spodziewałam.

W ciągu wieczoru, ile razy zerkałam na Matta, tyle razy przyłapywałam go na tym, że mi się przygląda. Nie znałam jego powodów. W pierwszej chwili pomyślałam, że może zastanawia się, kiedy zaatakuję któregoś z uczniów, później jednak zrozumiałam, że to głupie. Po co miałby mnie zaciągać na ucztę, jeśli by się mnie bał? Jednak nagły niepokój nie pozwolił mi przypisać jego zachowania dobrym chęciom. Moje serce nagle przyspieszyło, gdy w mojej głowie zrodziła się myśl, że przyprowadził mnie tu, żeby mnie jeszcze bardziej upokorzyć na oczach uczniów. Uczta trwała w najlepsze po występach, ale ja ze ściśniętym żołądkiem wstałam i szybkim krokiem wyszłam z Wielkiej Sali. Zrobiło mi się niedobrze. Usiadłam na chwilę na schodach, próbując powstrzymać zalewający mnie atak paniki. Wyczarowałam papierową torbę i zaczęłam do niej oddychać, żeby nie zemdleć. Kiedy najgorszy moment minął, zobaczyłam Matta, wychodzącego z uczty. Podszedł do mnie szybko i przyklęknął przy mnie.

- Hej, wszystko w porządku? Chcesz iść do pani Pomfrey?

- Zostaw mnie – pisnęłam słabo i zerwałam się.

Podświadomie nie chciałam, żeby widział mnie w stanie kompletnej rozsypki. Pobiegłam w stronę wieży Gryffindoru, ale zanim tam dotarłam, poszukałam pustej klasy i tam wybuchłam płaczem.

To był taki przyjemny wieczór i byłam wdzięczna Mattowi, że mnie przekonał. Chciałam mu to powiedzieć. A potem jak szpikulec do lodu, wdarł się do mojego umysłu pomysł, że on chce mi zrobić to samo, co stało mi się w Beauxbatons. Że chce mnie upokorzyć i skrzywdzić. Szlochając, przeklinałam chłopaka, który mi to zrobił. Który sprawił, że wszędzie widziałam wrogów, który wyrwał mi serce, napluł na nie i zamiast niego pozostawił tylko strach. Gdybym miała to przeżyć jeszcze raz, to nie tylko bym zemdlała. Ja już nigdy nie otworzyłabym oczu.

Było już późno, kiedy w końcu uspokoiłam się na tyle, żeby wrócić do dormitorium. Ze zdziwieniem zauważyłam, że w dłoni wciąż zaciskałam figurkę tronu. Popatrzyłam na nią przez chwilę i z rozdrażnieniem wcisnęłam ją do kieszeni. Jak najszybciej przebiegałam przez ciemne korytarze zamku, modląc się, żeby nikt mnie nie przyłapał. W pokoju wspólnym zastałam Matta, czytającego jakiś magazyn. Na mój widok podniósł się, a ja rzuciłam mu przerażone spojrzenie i sprintem pobiegłam do sypialni. Musiał widzieć moje zaczerwienione oczy i plamy na twarzy. Przeklęty, przeklęty świat.

Następnego dnia przy śniadaniu przyglądał mi się uważnie, ale nic nie powiedział, nie podszedł. Odcięłam się. Nie widziałam nic z tego, co działo się dookoła. Nie zauważałam szeptów, uczniów uciekających z mojej drogi, nic. Byłam do bólu skupiona na lekcjach, a poza nimi wyłączałam się. Wkrótce jednak ochłonęłam.

Ocalona. Averie Rochester || HOGWART - UkończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz