Dni mijały spokojnie. Powoli zaczynałam orientować się, kto jest kim i jakie układy panują w tej szkole. Gwiazdą mojej klasy był Charlie Weasley, który podobno był świetnym szukającym. Był też jednym z wielu braci, z których jeszcze trzech uczęszczało do Hogwartu – arogancki Percy, którego często widywałam w bibliotece, oraz dwóch małych bliźniaków, którzy jechali ze mną pociągiem, Fred i George. Już od początku zapowiadali się na niezłe ziółka. Któregoś dnia znowu odwiedziłam Hagrida, podczas gdy on akurat przepędzał dwóch rudzielców z Zakazanego Lasu.
- Już kolejny raz! - grzmiał. - Ledwo się pojawili, a już są z nimi kłopoty, cholibka.
- Co takiego jest w tym lesie, że jest zakazany? - spytałam, nalewając gorącej wody do kubków z herbatą.
Hagrid opowiadał mi o stworzeniach, które tam żyją – o akromantulach, testralach, wilkach, chochlikach, hipogryfach, jednorożcach i centaurach.
- To jest ich teren. Centaury bardzo nie lubią, kiedy się ich niepokoi i potrafią się naprawdę wściec – tłumaczył. - A szarżujący jednorożec to nie jest takie urocze zwierzę. O pająkach i wilkach nie trzeba mówić. To nie jest miesce dla uczniów, cholibka, dużo tam jest niebezpiecznych stworzeń.
Carrie McPherson była o rok niżej ode mnie, a jednak wydawało jej się, że góruje nie tylko nade mną, ale i nad wszystkimi dookoła. Była oburzona za każdym razem, gdy ktokolwiek nie traktował jej z uniżonością na widok lśniącej odznaki prefekta. Moje współlokatorki były uprzejme i pomocne, a nawet parę razy proponowały mi grę w Eksplodującego Durnia lub w gargulki, jednak zwalniałam je z obowiązku grzeczną odmową. Większość osób po pięciu latach nauki miała już ugruntowane grupy przyjaciół i nikt nie planował zmian. I bardzo słusznie, dzięki temu nikt nie wpadł na pomysł, by mnie wciągać w jakiekolwiek relacje.
Z całego pobytu w Hogwarcie lubiłam jedynie samotne spacery i wizyty u Hagrida. Miały w sobie ten element spokoju, którego bardzo mi brakowało. Gajowy nigdy nie zadawał nachalnych pytań, rozmawiał ze mną o bieżących sprawach i dostarczał informacje dotyczące funkcjonowania szkoły.
Mój spokój nie pozostał jednak niezmącony na długo. W trzecim tygodniu, po podwójnej lekcji eliksirów, kierowałam się ku chatce na skraju lasu. Musiałam odetchnąć od ciężkiej atmosfery lochu. Wciąż udawało mi się unikać otwartej dezaprobaty Snape'a, ale samo bycie świadkiem jego znęcania się nad Mattem, ciążyło mi nieznośnie na żołądku. Nawet gdy chłopak wykonywał wszystko poprawnie, profesor zawsze znajdował coś, do czego mógł się przyczepić – a to za wolno, a to rozsypał trochę składników po stole, a to krzywo trzymał nóż. W głowie tworzyłam kąśliwe odpowiedzi, którymi chciałabym uraczyć nauczyciela, jednak wiedziałam, że nie mogę sobie na to pozwolić. Męczyła mnie ta jawna niesprawiedliwość.
Zatopiona w myślach, szłam skrajem lasu, kiedy uświadomiłam sobie, że ktoś stoi mi na drodze. Jak na ironię, trafiłam na tego samego Matta, o którym właśnie rozmyślałam. Stał, wpatrzony w ciemność lasu. Widziałam, że jego szczęki są mocno zaciśnięte, a z jego twarzy wciąż nie znikła bladość, wywołana wściekłością.
Miał ładny zarys szczęki, delikatne usta nawykłe do śmiechu i prosty nos. Jego włosy, choć dosyć krótkie, opadały lekkim lokiem na czoło. Kiedy już chciałam odejść, zwrócił się w moją stronę, nagle wyrwany z zamyślenia. Gdy skupił na mnie wzrok, jego twarz rozjaśnił uśmiech chochlika.
- Cześć. Przyszłaś szukać borówek? - spytał i skinął głową w stronę drzew.
Rodzaj współczucia, jaki odczuwałam po lekcji ze Snapem, nie pozwolił mi na złośliwą odpowiedź ani na odejście bez słowa.
- Wyszłam się tylko przejść – odparłam cicho.
Przestąpiłam z nogi na nogę, nie wiedząc, co dalej.
- Chodź ze mną. - Jego uśmiech stał się jeszcze szerszy i zrobił parę kroków za linię drzew, wyciągając zapraszająco rękę.
- Do lasu? - spytałam zdumiona. - Przecież jest zakaz i Hagrid mówi, że...
- Chodź. Przecież jesteśmy tylko na skraju. Znam tu bezpieczne trasy.
Wciąż się wahałam, więc postąpił w moją stronę, złapał mnie za rękaw i poprowadził za sobą. Poszłam. Bo jak większość młodych ludzi, łatwo ulegałam pokusie, żeby zrobić coś zakazanego. Nie poszliśmy daleko. Kiedy się zatrzymaliśmy, wciąż dało się dostrzec błonia pomiędzy drzewami. Matt bez słowa wskazał mi krzewy oblepione borówkami, a tuż obok nich piętrzyły się jeżyny.
- Ostatnia szansa przed jesienią – stwierdził i zerwał garść owoców.
Wciąż stałam bez ruchu, więc tylko chwycił moją dłoń, otworzył ją i nasypał do niej trochę borówek. Były cudownie słodkie i szybko zaczęłam sama się obsługiwać.
- Skąd wiesz o tym miejscu? - spytałam, ruszając w stronę ciężkich, dojrzałych jeżyn.
- Lubię zwiedzać – odparł krótko.
Zasłoniłam dłonią nagły szeroki uśmiech na swojej twarzy i odwróciłam się od niego. Tak niespodziewanie skopiował styl moich odpowiedzi na pytania, że z trudem powstrzymałam się od śmiechu. Tymczasem zdążyłam zaplątać się rękawem w kolce jeżyn, kiedy sięgałam po najdorodniejsze okazy w środku krzewu. Matt pospieszył mi na ratunek, wyłuskując ciernie z mojego ubrania i pomagając mi się uwolnić.
- Uch, nie mogę się przyzwyczaić do tych szat, są okropnie duże – wymamrotałam, oceniając straty, kiedy już byłam wolna.
- To się rozbierz. - Chłopak wzruszył ramionami z poważną miną.
Spojrzałam na niego z wyrazem zdumionego niesmaku, a on parsknął śmiechem. Ja też już się nie powstrzymywałam, zaśmiałam się razem z nim.
- Dla ciebie – powiedziałam, wsypując mu w dłoń kilka najładniejszych jeżyn, które zdobyłam z takim trudem.
Podziękował mi rozbrajającym uśmiechem. Jego oczy były ciemnoszare, z sinym refleksem, ich kolor przypominał niebo podczas burzy. Kiedy się uśmiechał, to niebo wyglądało tak, jakby za chwilę miało wyjść słońce.
Rozeszliśmy się bez pożegnań. Ja ruszyłam do Hagrida, a Matt zawrócił w stronę zamku.
![](https://img.wattpad.com/cover/286330487-288-k750162.jpg)
CZYTASZ
Ocalona. Averie Rochester || HOGWART - Ukończone
ФанфикWszyscy znacie tę historię, kiedy popularny chłopak zakłada się z kolegami, że poderwie dziwną, cichą dziewczynę i zrobi z niej Królową Balu. W tamtej historii chłopak zakochał się w dziwnej, cichej dziewczynie, a ona w nim i wszystko skończyło się...