Zbliżały się święta, a w połowie grudnia zaplanowano sobotę w Hogsmeade. Postanowiłam po raz pierwszy skorzystać z okazji do wyjścia i kupić prezenty dla rodziców. Odczekałam aż kolejka do bramy się zmniejszy i ruszyłam samotnie w stronę wioski, ubrana w kilka swetrów. Padał już śnieg, choć wciąż nie na tyle gęsty, by pokryć świat białym płaszczem. W zatłoczonym Miodowym Królestwie wybrałam kilka słodkich dodatków, w innym sklepie kupiłam ekstrawagancki zestaw piór dla mojego taty i już chciałam ruszyć na dalsze poszukiwania, kiedy mój wzrok przyciągnęła witryna sklepu z zabawkami. Stała tam piękna pozytywka w kształcie karuzeli, podobnej do tej w Paryżu w Montmartre. Była biało-błękitna, ze srebrnymi elementami. Po jej obwodzie po zewnętrznej stronie poruszały się powoli jednorożce i powozy, a wewnątrz zdobne filiżanki, w których mogłyby usiąść maleńkie postaci. Unosiły się w górę i w dół w hipnotyzującym tańcu. Dach karuzeli przypominał bogato rzeźbioną, barokową kopułę pałacu księżniczki, zdobioną srebrem. Na szczycie stał nieruchomo mały srebrny kogucik, wskazując północ. Nie słyszałam melodii, którą wygrywała pozytywka, ale potrafiłam ją sobie wyobrazić – kojącą muzykę, drżącą od dźwięku maleńkich dzwoneczków.
Nie mogłam oderwać się od witryny, karuzela hipnotyzowała, płynące wkoło jednorożce przenosiły mnie w krainę marzeń.
Ocknęłam się dopiero, gdy ktoś podszedł i stanął obok. Podniosłam głowę, próbując odegnać sprzed oczu mgłę fantazji.
- Bardzo ładne – stwierdził Matt, przyglądając się obiektowi moich westchnień.
- Gdyby była różowa – zaśmiałam się z zażenowaniem, czując się jakby przyłapana.
- Szukasz prezentów?
- Tak. Muszę wejść do księgarni – powiedziałam, odwracając się zdecydowanie od pozytywki.
Matt bez słowa wskazał mi drogę. W księgarni było niewiele osób, więc swobodnie mogłam przechadzać się między regałami, szukając czegoś ciekawego. Mój wzrok w końcu przyciągnęło ozdobne wydanie Baśni barda Beedle'a. Miały bardzo ładne ruchome ilustracje. Co prawda dla żadnego z rodziców nie pasował mi taki prezent, ale i tak postanowiłam je kupić.
W tym momencie, spomiędzy półek wyszedł Matt, z książką o Tajfunach, drużynie quidditcha.
- Mój ojciec jest fanem – wyjaśnił, zanim zdążyłam spytać. - Och, baśnie Beedle'a! – zawołał na widok mojego wyboru.
- Piękne wydanie – stwierdziłam.
- Bajki dla dzieci, ale dopiero kiedy dorastasz, zaczynasz tak naprawdę je rozumieć.
Lubiłam patrzeć na ten rozmarzony uśmiech na jego ustach, kiedy myślał o czymś dalekim.
- Dopiero wtedy dociera do ciebie sens Włochatego serca czarodzieja* - odparłam, uśmiechając się ironicznie.
- A jaki jest jej sens?
- Że jeśli raz wyrwiesz sobie serce, to nie wkładaj go z powrotem.
Przyglądał mi się długo z poważną miną.
- Myślałem, że chodzi o to, żeby wcale nie wrzucać serca do skrzynki.
Teraz to ja patrzyłam na niego. Czasem nie masz wyboru, pomyślałam, ale nie mówiłam nic.
- Ja uwielbiam Fontannę Szczęśliwego Losu**. To jak tych czworo ludzi nie rywalizowało ze sobą, mimo że tylko jedno mogło skorzystać z czarów fontanny. I jak łatwo przyszło im zrezygnować z dodatkowego dobrobytu na rzecz pozostałych, gdy tylko znaleźli rozwiązanie swojego problemu.

CZYTASZ
Ocalona. Averie Rochester || HOGWART - Ukończone
Fiksi PenggemarWszyscy znacie tę historię, kiedy popularny chłopak zakłada się z kolegami, że poderwie dziwną, cichą dziewczynę i zrobi z niej Królową Balu. W tamtej historii chłopak zakochał się w dziwnej, cichej dziewczynie, a ona w nim i wszystko skończyło się...