Następnego ranka, natchniona niespodziewaną myślą, napisałam list to mojej mamy, prosząc, by w wolnym czasie namalowała obraz przedstawiający Fontannę Szczęśliwego Losu. W odpowiedzi wyraziła najwyższą gotowość do tego zadania i w swojej dyskrecji nie zadawała pytań. Byłam jej za to wdzięczna, bo moja koncepcja dla mnie samej była niejasna.
W najbliższych dniach Matt, nauczony doświadczeniem, nie spędzał ze mną wiele czasu, dając mi odetchnąć, ale miałam świadomość, że pozostawał w pobliżu. I ta świadomość ogrzewała moje serce.
W zamku dawało się wyczuć atmosferę zbliżających się świąt. Nauczyciele byli mniej skłonni zadawać skomplikowane prace domowe (oczywiście z wyjątkiem profesora Snape'a), duchy nuciły kolędy, przepływając korytarzami, a Irytek dzwonił kapeluszem przystrojonym dzwoneczkami i ostrokrzewem. Cieszyłam się na święta z rodziną, na odpoczynek od mrozów na południu Francji i wytchnienie od lekcji.
Na parę dni przed wyjazdem do domu znalazłam na swoim łóżku przesyłkę. Był to obraz, o który prosiłam. Z zachwytem patrzyłam na fontannę, połyskującą jak kryształ, zdobioną piękniej niż mogłam sobie sama wyobrazić. Mama przeszła samą siebie. Nie mogłam oderwać wzroku od płynącej czystej wody, od pięknych ziół i kwiatów, falujących delikatnie w powiewie wiatru. Cudowny obraz, do którego pragnęłam dodać coś od siebie. Stworzyłam dla niego ramę i przy pomocy różdżki zaczęłam w niej rzeźbić liście, kłosy zbóż i kwiaty. Spędziłam nad tym projektem dwa wieczory, pracując bez ustanku, aż pozostał tylko ostatni krok. Na dolnym ramieniu ramy wykaligrafowałam słowa kończące baśń: „... a żadne z nich nawet nie podejrzewało, że wody Fontanny Szczęśliwego Losu wcale nie były zaczarowane.".
W pracy swoich rąk znalazłam spokój, jakiego od dawna nie odczuwałam. Mogłabym nawet powiedzieć, że było to coś na kształt szczęścia.
W przeddzień wyjazdu na święta wybierałam się do Hagrida. Kupiłam dla Kła koc w płatki śniegu, żeby miał dla siebie trochę świątecznej atmosfery na swoim posłaniu. W sali wejściowej trafiłam na Matta.
- Idę do Hagrida – poinformowałam go.
Mimo to, nie ruszyłam się z miejsca, przestępując z nogi na nogę. Z jakiegoś powodu chciałam, żeby poszedł ze mną, ale nie wiedziałam, jak mu to przekazać. Na szczęście nie musiałam, bo Matt przyjrzał mi się przez chwilę, uśmiechnął się i otworzył dla mnie bramę, po czym ruszył ze mną bez słowa przez błonia, w kierunki chatki gajowego. W ostatnich dniach napadało mnóstwo śniegu i utworzył się przed nami widok jak z pocztówki. Cały świat pokryty śnieżnobiałą pierzyną, wśród której błyskały okna domu Hagrida. Chłonęłam ten obraz z zachwytem.
Zastaliśmy olbrzyma podczas pieczenia pierników, co dopełniło zimowej, świątecznej słodyczy. Ułożyłam nowy koc na posłaniu Kła, który od razu zaczął ryć w nim pyskiem, zaśliniając go. Usiadłam na podłodze przy kominku, a kiedy pies się uspokoił, podszedł i zwinął się w kłębek, opierając się o moje udo. Gładziłam jego kark, świadoma, jak w tym otoczeniu spokoju i bezpieczeństwa odchodzi ze mnie cała melancholia. W tym stanie dopiero po dłuższym czasie zorientowałam się, że Matt mi się przygląda. Czułam na sobie jego wzrok i z początku nie reagowałam, ale w końcu zwróciłam się w jego kierunku i spojrzałam mu prosto w twarz. Uśmiechnął się do mnie tak, jakby myślami był gdzieś daleko.
Hagrid opowiadał nam o choinkach, które dostarczył do Wielkiej Sali, o piernikach, które w pierwszej próbie wyszły mu twarde jak kamień, o tym, że Kieł to tchórz, jeśli chodzi o pracę w Zakazanym Lesie. W tamtym momencie marzyłam, żeby tak właśnie spędzić święta – przy kominku, z piernikami, z Kłem drzemiącym przy mnie, z opowieściami Hagrida o codziennych sprawach... i z Mattem. Ta nagła świadomość uderzyła mnie. Tak, w moich wymarzonych świętach było miejsce dla Matta.
Spojrzałam na niego, ale potok moich myśli urwał się, kiedy zdałam sobie sprawę, że wciąż mi się przygląda. Nie wiedziałam dlaczego i nie byłam pewna, czy mi się to podoba.
Pierniki Hagrida tym razem były udane, więc zajadaliśmy się nimi przy kubkach z grzanym winem. W pewnym momencie do chatki wszedł Charlie Weasley. Wydawał się zaskoczony naszą obecnością, ale bynajmniej nie zawiedziony.
- Kieł, jesteś już za wielki – zawołał, kiedy brytan próbował wdrapać się mu na kolana i w tym samym czasie zdołał obślinić mu kołnierz.
Śmiałam się z tych zmagań, a potem poświęciliśmy chwilę, wspominając radośnie najzabawniejsze sytuacje z Kłem w roli głównej. Matt, który od wejścia Charliego niemal się nie odzywał, wstał nagle i zebrał się do wyjścia, życząc Hagridowi wesołych świąt. W jego twarzy widziałam niezadowolenie, choć starał się mówić pogodnie.
- Już idziesz? - spytałam ze zdziwieniem i lekkim rozczarowaniem. W końcu był to ostatni wieczór przed przerwą świąteczną.
- Muszę się jeszcze spakować – odparł z ręką na klamce. Wtedy spojrzał mi w oczy, a jego twarz złagodniała. - Wesołych świąt, Averie.
Z tymi słowami wyszedł.
![](https://img.wattpad.com/cover/286330487-288-k750162.jpg)
CZYTASZ
Ocalona. Averie Rochester || HOGWART - Ukończone
ФанфикWszyscy znacie tę historię, kiedy popularny chłopak zakłada się z kolegami, że poderwie dziwną, cichą dziewczynę i zrobi z niej Królową Balu. W tamtej historii chłopak zakochał się w dziwnej, cichej dziewczynie, a ona w nim i wszystko skończyło się...