14. Pokażę ci szaleństwo

69 5 0
                                    

W nadchodzących dniach musiałam się w końcu zmierzyć z profesorem Snapem na podwójnej lekcji. Popełniłam błąd przy ważeniu eliksiru. Zadrżała mi ręka podczas odmierzania esencji i dodałam o jedną kroplę za dużo, przez co moja mikstura zawrzała i wykipiała.

- Najwyraźniej Rochester ma problem z liczeniem do czterech – zasyczał nauczyciel, zbliżając się do mojego stanowiska jak wielki nietoperz.

Milczałam, kuląc się za kociołkiem.

- W eliksirach najważniejsza jest precyzja. Widzę, że nie uczyli cię tego w Beauxbatons. - Snape niemal szeptał, ale było to bardziej przerażające niż wrzask. - Przyjmij do wiadomości, że każda niedokładność może być fatalna w skutkach. Chociaż gdyby Rochester używała na sobie swoich eliksirów, to byłoby lepiej dla świata. - Jego usta wykrzywił pogardliwy uśmiech, a Ślizgoni zachichotali.

Kątem oka dostrzegłam jakiś ruch i zobaczyłam, że Matt zaczął wstawać z zaciętą miną i już otwierał usta. Złapałam jego wzrok i gwałtownie potrząsnęłam głową. Zawahał się i usiadł, zaciskając szczęki.

- Co to ma być? - warknął Snape, który widział tylko mój gest.

- Przepraszam – odezwałam się cicho, podnosząc głowę, żeby spojrzeć w oczy tyranowi. - To przez te głosy.

Sala zamarła. Wiedziałam, że pozostali uczniowie wstrzymali oddech. Profesor patrzył na mnie z obrzydzeniem przez okropnie długą chwilę, po czym powiedział ostro:

- Gryffindor traci dwadzieścia punktów.

W momencie, kiedy powstrzymywałam Matta przed interwencją, cały strach opuścił moje ciało. W końcu, co nauczyciel w szkole Dumbledore'a może mi zrobić? Jeśli mnie obleje, to trudno, ale na nic innego nie miał wpływu. Kiedy Snape się odwrócił, puściłam oko do Matta, który patrzył na mnie w najwyższym zdumieniu.

- To było bardzo odważne albo bardzo głupie – stwierdził, dołączając do mnie po lekcji. Wciąż kręcił głową z niedowierzaniem.

Wzruszyłam ramionami.

- Nic mi nie będzie, jeśli mnie obleje – stwierdziłam. - Nie wiem dlaczego ty znosisz jego nękanie. Jeśli się na mnie uprze, to niedługo przestanie mnie widywać w swoim lochu.

- Potrzebuję eliksirów – powiedział z ciężkim westchnieniem. - Są obowiązkowe, jeśli chcesz zostać aurorem.

Po tej konfrontacji z profesorem Snapem, Matt zaczął siadać ze mną na lekcjach. Nauczyciel skomentował tylko pogardliwie:

- Dwójka wspaniałych. Obawiam się, że możemy tego nie przetrwać.

I ku naszemu zdumieniu zostawił nas oboje w spokoju. Być może uznał, że naprawdę jestem niespełna rozumu i nie chciał mieć ze mną do czynienia. Aura mojego szaleństwa otoczyła i chroniła mojego towarzysza. Wspólnie też mieliśmy oko na siebie nawzajem i błędy przestały się nam przytrafiać.

Matt pozostawał blisko mnie, ale nauczył się dobrze moich granic. Ile razy spędzaliśmy razem więcej czasu, w późniejszych dniach zostawiał mnie na trochę. Zadziwiające, jak pozytywnie to na mnie wpływało, bo zauważyłam, że przestałam się bać jego towarzystwa. Kiedy w pierwszych dniach grudnia natknęłam się na niego w bibliotece, sama się do niego dosiadłam, zawijając się w mój różowy koc. Uśmiechnął się tylko.

Po godzinie milczącej pracy, mój żołądek wydał z siebie dźwięk, domagając się jedzenia. Matt zatrzasnął książkę i popatrzył na mnie z rozbawieniem.

- Chcesz odwiedzić kuchnię? - spytał w końcu.

- Chcę – odpowiedziałam, czerwieniąc się za swój gadatliwy brzuch.

Zeszliśmy na dół, poniżej poziomu Wielkiej Sali i stanęliśmy przed obrazem przedstawiającym misę z owocami.

- Połaskocz gruszkę – polecił mi Matt.

- Co takiego? - zdziwiłam się.

- No dalej.

Zakładałam, że się ze mnie nabija, ale zgodnie z poleceniem odnalazłam gruszkę i połaskotałam ją palcem bez przekonania. Ta jednak zaczęła się skręcać jakby w chichocie i po chwili w jej miejscu pojawiła się zielona klamka. Popatrzyłam na Matta z uniesionymi brwiami, a on tylko uśmiechnął się i otworzył przede mną drzwi.

Wewnątrz roiło się od skrzatów domowych, które na nasz widok zaczęły się kłaniać.

- Moglibyśmy dostać jakieś ciasto? - spytał chłopak.

- Nugatowe – szepnęłam do niego.

- Nugatowe – powtórzył skrzatom, zaczynając się śmiać.

W oczekiwaniu na poczęstunek rozglądałam się po kuchni i dostrzegłam, że układ stołów był dokładnym odbiciem Wielkiej Sali. Zrozumiałam, że w taki sposób skrzaty przygotowują dania, które pojawiają się na górze w czasie posiłków. W krótce otrzymaliśmy tartę z nugatem i dzbanek soku dyniowego. Przysiedliśmy w kącie, starając się nie przeszkadzać pracującym skrzatom.

- Myślisz, że są szczęśliwe? - spytałam Matta, patrząc, jak uwijają się, przygotowując jedzenie.

- Możesz je spytać – zasugerował, biorąc się za kolejny kawałek ciasta.

- Przepraszam – zwróciłam się do skrzatki, która przebiegała obok z garnkiem. Zatrzymała się i spojrzała na mnie wielkimi piwnymi oczami. - Czy podoba ci się praca w Hogwarcie?

- Och, tak, panienko – zaskrzeczała. - Profesor Dumbledore jest dla nas bardzo dobry.

Uśmiechnęłam się do niej i podziękowałam, a ona wróciła do pracy.

- Uspokoiłaś sumienie? - zapytał Matt.

- Trochę – odparłam. - Chociaż naprawdę mam ochotę organizować związki zawodowe.

Zaśmiał się.

- Nie zapominaj, że dla skrzatów zapłata za pracę jest obraźliwa. A tutaj są traktowane z szacunkiem i nie pracują ponad siły, jak w niektórych domach.

- Powinnam się w takim razie martwić o te w domach.

Rzeczywiście, kucharze wydawali się zupełnie pogodni. Matt przyglądał mi się z uśmiechem tak długo, że w końcu nie wytrzymałam.

- Co?

- Wielkich ludzi cechuje troska o małych – odparł filozoficznie.

Prychnęłam.

- Oni nie są mali, zobacz, ile ich tu jest.

Zebrałam nasze talerze i szklanki i ruszyłam z nimi w stronę zlewu, ale zanim tam dotarłam, jeden ze skrzatów podbiegł i zabrał mi naczynia.

- Dziękuję – powiedziałam tylko i zawróciłam do wyjścia.

- Pamiętaj, że one nie myślą jak ludzie – odezwał się chłopak, otwierając przede mną drzwi. - Praca to ich cel, a zapłatą się brzydzą.

- Wiem – westchnęłam. - Wiem.

Staliśmy chwilę przed obrazem, na którym gruszka wróciła na swoje miejsce.

- Chcesz być sama? - spytał, przyglądając mi się. - Mam sobie iść?

Spojrzałam na niego przez moment, po czym zaskakując samą siebie odparłam:

- Nie.

Ruszyliśmy wspólnie do Wieży Gryffindoru, dopiero tam się rozstając.

Ocalona. Averie Rochester || HOGWART - UkończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz