24. Całkowite zaćmienie serca

42 4 0
                                    

Świat wciąż był ponury i mokry od ciągłych ulew, ale wraz ze wzrostem temperatury zaczął rozkwitać. Na błoniach często można było spotkać profesor Sprout powalaną nawozem, które wiecznie spieszyła się do cieplarni, doglądać magiczne rośliny. Hagrid z upodobaniem pielęgnował swoje grządki, a ja cieszyłam się coraz dłuższymi dniami.

W końcu marca siedzieliśmy z Mattem na parapecie w jednej z klatek schodowych, słuchając szumu ulewy za oknem. W pewnym momencie przeszła obok nas grupa Puchonów z trzeciej czy czwartej klasy, którzy na nas widok zaczęli chichotać i szeptać między sobą. Uniosłam brwi i zwróciłam się do mojego towarzysza:

- O co im chodzi tym razem?

- Pewnie uznali, że przyłapali nas na randce – odparł obojętnym tonem, ale widziałam, że spojrzał na mnie uważnie.

Prychnęłam.

- Na pewno. Ciekawy pomysł.

- Według ciebie nie nadaję się do randkowania? - spytał na pozór ironicznie, ale widziałam w jego twarzy, że zrobiło mu się przykro.

- Och, nie. Nie, nie – zaprzeczyłam od razu. - Nie to miałam na myśli. Myślałam o sobie.

- Dlaczego?

- Jestem ostatnią osobą na świecie, skłonną do randki – odparłam gorzko, wykręcając sobie palce i patrząc na swoje stopy.

Milczeliśmy przez dłuższą chwilę, aż Matt złapał moje dłonie, powstrzymując mnie od powyłamywania sobie palców. Podniosłam głowę, a on spojrzał mi z powagą w oczy.

- Co ci się stało, Avi?

Zachłysnęłam się pod jego dotykiem i spojrzeniem. Pod moim imieniem na jego ustach. Chciałam utonąć w jego burzowych oczach i zapomnieć o świecie, ale wiedziałam, że nie mogę.

- Byłam ślepa i głupia – powiedziałam w końcu, z trudem wydobywając słowa. - To wszystko.

Pokręcił głową i wpatrywał się we mnie intensywnie. Wiedziałam, że nie ma odwrotu. Chciałam przelać na niego swój ból. Chciałam, żeby go zabrał, żeby mnie oczyścił.

- Zaczęło się od zakładu – powiedziałam cicho, opuszczając głowę. Czułam, jakby wokół mojego gardła owinięty był drut kolczasty. - Chłopak założył się ze znajomymi, że uwiedzie szkolne dziwadło. Mnie. Długo nie wierzyłam. A kiedy uwierzyłam, było po mnie. Starałam się bardzo. Do bólu. Z pasją pierwszej miłości, o której dotąd mogłam co najwyżej poczytać w książkach. Nie wiedziałam, że to nie tak powinno wyglądać. Że dawałam się wykorzystywać. Że starałam się zasłużyć na miłość, nie dostając nic w zamian. Nie wiedziałam, że powinnam. Że parę uśmiechów i pocałunków to nie jest miłość odwzajemniona. Znasz mnie dość, żeby wiedzieć, że byłam ślepa na uśmieszki i komentarze na korytarzach. Wszyscy wiedzieli. Wszyscy się śmiali, podczas gdy ja walczyłam z jego pracami domowymi, przepisywałam jego notatki, pomagałam z eliksirami. I byłam ślepa, głupia i szczęśliwa.

Zacisnęłam palce na dłoni Matta, z trudem łapiąc oddech. Trzymałam się go, czując, że jeśli puszczę, to świat rozpadnie się na kawałki. Zmusiłam się, by kontynuować.

- Po egzaminach podeszłam do niego na dziedzińcu. Cała szkoła tam była. Chciałam spytać, jak mu poszło. Zaczął się śmiać i powiedział: „Już cię nie potrzebuję". Nie rozumiałam, co się działo. „Płaćcie", powiedział do kolegów. „Wygrałem". A oni wręczyli mu po galeonie. Nie wiedziałam, co się dzieje. Wyraźnie słyszałam, jak mówi: „Naprawdę jesteś aż tak głupia? Myślałaś, że mógłbym polecieć na tak żałosną postać, jak ty? Wygrałem zakład. Nigdy nie widziałem kogoś tak naiwnego.". Mówił bardzo głośno. Wszyscy słuchali. I ryczeli ze śmiechu.

Łzy kapały z moich policzków. Jeszcze tylko parę słów.

- „Myślisz, że ktoś mógłby się w tobie zakochać? Spójrz na siebie.". To były ostatnie słowa, jakie usłyszałam. On się śmiał. Kiedy to wszystko do mnie dotarło, straciłam przytomność.

Zaczęłam szlochać tak mocno, że cała się trzęsłam. Myślałam, że się uduszę. Matt puścił moją dłoń i natychmiast otoczył mnie ramionami. Tulił mnie do siebie, kiedy targały mną spazmy.

- Och, Avi – szeptał, przyciskając usta do moich włosów.

Szlochałam długo, opętana bólem i wstydem, a Matt kołysał mnie w swoich ramionach jak dziecko.

- Och, moje maleństwo.

Jego głos wezbrał wzruszeniem. W końcu spazmy minęły, zostały tylko ciche łzy. Czułam, że w mojej klatce piersiowej zieje czarna dziura.

- Przepraszam – jęknęłam, wciąż z twarzą wciśniętą w jego ramię.

- Nie. Nie, nie, nie. – Jego głos drżał, kiedy odsunął mnie delikatnie, tylko na tyle, żeby mógł spojrzeć mi w twarz. Dostrzegłam, że jego oczy były wilgotne. - To był potwór. Potwór. Nikt, kto ma serce, nie zrobiłby czegoś podobnego. Nie tobie. Och, Avi, znając cię, wiem, jaka jesteś dobra i czysta. Nikt z tak dobrym sercem, jak twoje, nie mógłby przewidzieć, że drugi człowiek może być zdolny, żeby... Och, Boże – mówił roztrzęsiony i znowu przytulił mnie mocno do siebie, całując moje włosy.

- Jestem taka ślepa i naiwna – szepnęłam z nową falą łez.

- Jesteś bardzo mądra. Miałaś nieszczęście trafić na potwora, jakiego świat dawno nie widział. Tak bardzo mi przykro, że to byłaś ty.

Jak dobrze, że był ze mną. Jak dobrze, że dzielił moje cierpienie.

- Człowiek bez serca nie ma pojęcia o miłości – szeptał. - Każdy, kto cię pozna, musi cię pokochać.

Pozwoliłam łzom płynąć. Obmywały moją duszę, razem z nimi wypływał ból, pozostawiając zbawienną pustkę. W końcu uspokoiłam się na tyle, że oderwałam się od Matta, wycierając czerwoną, opuchniętą twarz rękawem.

- Na pewno jesteś przemoczony – powiedziałam cicho, siląc się na dowcip, choć nie było we mnie ani krztyny radości. - A ja się odwodniłam.

Patrzył na mnie z troską.

- W porządku? - spytał.

- Będzie – stwierdziłam z westchnieniem i wstałam. - Kiedyś. W końcu.

Ruszyliśmy schodami w stronę pokoju wspólnego.

- Przepraszam, że tak się rozkleiłam – odezwałam się.

Matt natychmiast złapał mnie i przytulił mocno do siebie.

- Jesteś najsilniejszą dziewczyną na świecie – szepnął z emocją.

Uśmiechnęłam się od niego słabo. Od razu ruszyłam do dormitorium, wykończona.

Ocalona. Averie Rochester || HOGWART - UkończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz