25. To stare szczęśliwe słońce

35 4 0
                                    

Bałam się trochę reakcji Matta na ten cały wylew uczuć. Nie wiedziałam, czy się nie odsunie albo czy nie zacznie mówić przy mnie szeptem, jak przy umierającym. On jednak się nie zmienił. Po prostu był blisko. Kiedy widział, że potrzebuję być sama, odsuwał się, ale tylko na tyle, bym bez trudu mogła go ponownie znaleźć.

Wiosna kwitła wokół zamku. Ulewy ustały, a wieczory stały się ciepłe. Pewnej słonecznej soboty wybraliśmy się Mattem do Hogsmeade, gdzie on oprowadził mnie po najważniejszych miejscach. Obejrzałam sklepy i sowią pocztę, zajrzałam do Gospody „Pod Świński Łbem".

- Strach tutaj coś wypić – skomentowałam klasyczną spelunę, w której zarówno wnętrze, jak i klientela były po prostu brudne.

W końcu oddaliliśmy się od wioski, żeby obejrzeć Wrzeszczącą Chatę.

- Mówią, że jest nawiedzona, ale tak naprawdę nigdy nie zauważyłem nic ciekawego – opowiadał Matt. - A podchodziłem blisko wiele razy o różnych porach.

- Może upiory są przez ciebie onieśmielone? - zauważyłam z uśmiechem.

- Podoba mi się twój tok myślenia.

W zachowaniu Matta coś się jednak zmieniło. Wciąż był całkowicie miły i zainteresowany, ale czułam dystans. Czułam, że zniknęła bliskość, czy może nawet intymność, która się między nami wytworzyła przed moimi wyznaniami. Ale czy można się dziwić? W końcu wprost powiedziałam mu, że nie mam zamiaru randkować i że w moim sercu wciąż noszę blizny po innym chłopaku, nawet jeśli jest potworem. A jednak było mi żal.

Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, żartowaliśmy i śmialiśmy się, ale przez cały dzień nie powiedzieliśmy niczego istotnego. Z punktu widzenia rozsądku to był najlepszy stan, jakiego mogłam oczekiwać. Dlaczego więc tak bardzo tęskniłam za bliskością?

Wiedziałam jednak, że mimo wszystko Matt wciąż stara się o mnie dbać, że ciągle jest uważny na wszystko, co robię. Wystarczyło, że zaczęłam nerwowo przeszukiwać torbę na początku zajęć z transmutacji, by dosiadł się do mnie i przesunął podręcznik na środek ławki, żebym mogła do niego sięgnąć. Od razu dostrzegł, że zapomniałam swojego. Uśmiechnęłam się z wdzięcznością, ale na więcej nie starczyło czasu, bo profesor McGonagall zaczęła lekcję.

W pewnym momencie Matt przysunął do mnie kawałek pergaminu z notatką.

„Dzisiaj przy jeziorze o 17:00 zabawa. Przyjdziesz?"

Spojrzałam na niego najpierw ze zdziwieniem, po czym skrzywiłam się i pokręciłam głową. Ja i zabawa. Jasne.

Moja odpowiedź najwyraźniej niewiele znaczyła dla Matta. Znalazł mnie w kącie pokoju wspólnego z książką o zwierzętach leśnych, pożyczoną od Hagrida. Był ubrany w błękitną koszulę z podwiniętymi rękawami i wąskie spodnie. Pierwszy raz zobaczyłam jego figurę, zwykle ukrytą pod szatą Hogwartu, i muszę przyznać, że patrzyłam z przyjemnością na zgrabną, szczupłą postawę dość szerokich barków i wąskich bioder.

- Idź się przebrać – zakomenderował.

- Po co? - zdziwiłam się.

- Idziesz ze mną nad jezioro.

- Szybkie wyjaśnienie: kiedy kręcę głową, to znaczy, że odmawiam – poinformowałam go.

- Nie marudź. Chodź, poznasz ludzi, pobawisz się.

Spojrzałam na niego długo, unosząc jedną brew.

- To jest ostatnia rzecz, która mogłaby mnie zachęcić – uznałam.

- W porządku. W takim razie chodź ze mną, żebym nie musiał sam przechodzić przez te męki – spróbował.

- Przecież nikt cię nie zmusza, żebyś tam szedł. Usiądź tu ze mną, to cię obronię przed każdą męką – wyszczerzyłam do niego zęby.

- Zależy mi, żebyś ze mną poszła – powiedział cicho i poważnie.

Przyglądałam się jego twarzy przez chwilę i skapitulowałam.

- Zaraz przyjdę – odezwałam się i ruszyłam do dormitorium.

Zastałam tam Dolly i Patricię, ubrane w imprezowe sukienki. Kiedy zaczęłam się przebierać, Dolly zauważyła:

- Wybierasz się na zabawę nad jeziorem?

- Najwyraźniej – potwierdziłam z nieśmiałym uśmiechem.

- No to się widzimy! - zawołała i obie wyszły z sypialni.

A zatem trzeba się odstawić – pomyślałam. Wyciągnęłam z dna kufra bordową sukienkę ze spódnicą z koła, sięgającą kolana. Miała rękaw do łokcia i delikatne zdobienie wokół kwadratowego dekoltu. To było wszystko, na co śmiałam sobie pozwolić. Wciągnęłam czarne pończochy i po namyśle namalowałam na oczach kreskę i pomalowałam rzęsy. Jasne włosy, które zwykle wiązałam w warkocz, puściłam luzem i teraz opadały mi lekkimi falami na plecy. Ubrałam buty w stylu Mary Jane pod kolor sukienki i w ostatnim impulsie pociągnęłam usta pomadką w delikatnym kolorze. Spojrzałam w lustro i zdziwiłam się, widząc ładną dziewczynę.

Myślisz, że ktoś mógłby się w tobie zakochać? - usłyszałam w głowie ostatnie szyderstwo.

Westchnęłam i założyłam skórzaną kurtkę, wychodząc z dormitorium.

Ocalona. Averie Rochester || HOGWART - UkończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz