Rozdział 3: Połączone i zerwane więzi

746 52 1
                                    

— [Twoje imię], jestem chory — powiedział poważnie Itachi, spoglądając na jezioro, nad którym unosiła się mgła.

— Jak to chory? Na co? — spytałaś wystraszona. Chłopak zaśmiał się smutno.

— Nie wiem. Zauważyłem to już jakiś czas temu, teraz przybiera na sile... Pierwszy raz zdarzyło mi się nawet wymiotować krwią, z początku myślałem, że to przemęczenie, ale nie... — wyjaśnił spokojnie, nawet na ciebie nie patrząc. Zerwałaś się z miejsca i podeszłaś do niego od frontu, chwytając jego twarz w dłonie i zmuszając, do spojrzenia Ci w oczy. Cierpiał.

— Kurwa. Kurwa, kurwa, kurwa! — krzyknęłaś, odpychając go od siebie i odsuwając się jak najdalej.

— [Twoje imię]...

— Nie! Ty miałeś zawsze być ze mną, miałeś zawsze być tutaj! Nie mogę stracić jeszcze ciebie! Co z Sasuke, co ze mną? Cholera! — krzyknęłaś, w ogóle na niego nie patrząc. Chłopak wstał, podszedł do ciebie i po raz pierwszy od bardzo dawna mocno Cię pytulił.

— Wiesz, jak bardzo kocham Sasuke, jakie brzemię noszę na swoich barkach. Muszę za to wszystko odpokutować, ale teraz, teraz nie mam nikogo innego poza tobą, kto mógłby chociaż odrobinę mnie odciążyć... Proszę, nie rób wyrzutów, nie przeklinaj losu i nie nienawidź świata... Po prostu bądź przy mnie, chociaż cholernie na to nie zasługuję... — wyszeptał cicho. To był prawdziwy Itachi, cierpiący gdzieś w głębi duszy, ktoś, kto boi się śmierci, cierpi z powodu swoich grzechów, ktoś kto kocha swoją rodzinę i nienawidzi siebie za to co zrobił. Był to prawdziwy Itachi - tragiczny bohater w swoim własnym życiu.

***

— [Twoje imię]! — krzyknął głośno Kisame, jak najszybciej biegnący w twoją stronę. Spojrzałaś na niego jak na wariata.

— Co się stało? — spytałaś, będąc w ogóle zdziwioną, że biegnie do ciebie jak do jakiegoś boga. Sam fakt, że był w tej okolicy wydawał Ci się dziwny.

— Itachi... On... — mówił niewyraźnie, cały czas dysząc ciężko. Twoje mięśnie się spięły a ty od razu spoważniałaś.

— Gdzie on jest? — spytałaś ostro.

Kisame zaprowadził Cię do leżącego przy drzewie Itachiego, który miał rękę ułożoną na brzuchu a dookoła niego znajdowała się kałuża krwi. Od razu cofnęłaś się gwałtownie.

— Walczyliśmy, potem zupełnie nagle on zaczął wymiotować krwią, nigdy nie widziałem go w takim stanie!

— Cholera! — krzyknęłaś i podbiegłaś do chłopaka. — Itachi, Itachi...

— [Twoje imię]... — wyszeptał, uśmiechając się delikatnie i znowu zamykając oczy.

— Kisame, bierz go, musimy mu pomóc.

Zabrałaś Itachiego do swojej chatki i od razu zabrałaś się do roboty, nie mogłaś pozwolić mu umrzeć, jeszcze nie teraz. Doskonale znałaś jego plan, wiedziałaś o nim dosłownie wszystko. Tylko Sasuke mógł zabić Itachiego, do tego czasu miałaś robić wszystko, żeby przytrzymać go przy życiu. Musiałaś pielęgnować ciele, prowadzone na rzeź.

— Co będziesz robiła? — spytał Kisame, widząc jak przygotowujesz sprzęt medyczny.

— Zrobię transfuzję, stracił dużo krwi — powiedziałaś poważnie. Nie byłaś zwykłym człowiekiem, byłaś eksperymentem. Dosyć udanym eksperymentem z czego doskonale zdawałaś sobie sprawę, dlatego postanowiłaś dostarczyć mu swojej krwi a nie krwi Kisame. Wzięłaś głęboki oddech i zabrałaś się do roboty, ci było szczególnie utrudnione, jako iż działałaś sama. Poinstruowałaś Kisame co ma robić i modliłaś się w duchu, żeby to się udało.

Takich transfuzji przeprowadziłaś na jego ciele dokładnie pięć. Wszystkie były dla ciebie bardzo wyczerpujące, bo oddawałaś mu sporo krwi, nie mniej jednak, wszystkie były udane. Itachi był na tyle silny żeby dotrwać do walki z Sasuke, tylko do tego jednego spotkania, do tej jednej walki.

Po kilku takich zabiegach udało wam się zauważyć, że wasze ciała są niejako ze sobą połączone, nie były to bowiem takie zwykłe transfuzje, bo twoja krew nie była też taką zwykłą krwią.

***

Całą noc śniłaś o wydarzeniach z przeszłości. W Wiosce dużo zdążyło się już wydarzyć, śmierć Asumy, porwanie Gaary i pozbawienie go jednoogoniastego, śmierć Jiraiji, powoli czułaś jak zbliża się niebezpieczna wojna i to, czego obawiałaś się najbardziej, śmierć Itachiego. To wszystko wydarzyło się tak nagle, że poczułaś, jak powoli tracisz nadzieję na jakiś pozytywny koniec.

Szłaś właśnie na ławeczkę, żeby chwilę odpocząć, kiedy dołączył do ciebie Kakashi, od czasu twojego powrotu bardzo starał się do ciebie zbliżyć. Śmierć Asumy i Jiraiji także miała na to jakiś wpływ, w końcu oni oboje nie uważali Cię za zdrajcę.

— Dzień dobry — powiedział cicho, beztrosko wkładając ręce do swoich kieszeni. Uśmiechnęłaś się delikatnie.

— Te schody są nam chyba pisane, zawsze tutaj odbywały się nasze walki na poglądy, a teraz jakby nigdy nic zagadujesz do mnie jak do starego druha, jeszcze kilka takich spotkań i pisane będzie nam złączyć się na tych schodach na zawsze — powiedziałaś złośliwie, nie zamierzając się z nim kłócić. Kakashi wzruszył ramionami.

— To po prostu często odwiedzane schody — powiedział pewnie. Gdy weszliście na szczyt wzięłaś głęboki oddech.

— Zbliża się wojna — powiedziałaś poważnie. Mężczyzna spochmurniał.

— Też to czujesz, obawiam się, że czeka nas wiele ofiar — powiedział poważnie. Spojrzałaś na niego smutnym wzrokiem, wiele ofiar, czekało was wiele ofiar ale z jedną szczególnie nie mogłaś się pogodzić. Kakashi zdziwił się, nigdy nie widział u ciebie takiego żalu, coś w głębi jego duszy chciało Cię pocieszyć, ale nie wiedział jak i nie wiedział, czy w ogóle powinien próbować to zrobić.

W pewnym momencie poczułaś jak zaczyna Ci się kręcić w głowie. Wiedziałaś, że to nie możliwe a jednak widziałaś to. Twoim oczom ukazał się przerażony i wykończony Sasuke, czułaś ból w piersi i ciężar nóg, poczułaś, jak zaczynają Ci płynąć łzy. Dwa palce i ciemne paznokcie, widziałaś to chociaż nie miałaś prawa. Wzięłaś głęboki oddech, ale nie mogłaś nic zrobić. Było Ci ciężko, Sasuke się przybliżał, usłyszałaś w głowie cichutki głos Itachiego i dotknęłaś czoła Sasuke, żeby po chwili zamknąć oczy. Wszystko to widziałaś jak przez mgłę a jednak bardzo wyraźnie. Wyrwana jakby z transu spojrzałaś w niebo, kilka kruków odleciało w stronę zachodzącego słońca, gdzieś w oddali zaczęło padać a ty poczułaś jak smutek wypełnia Ci serce. Kakashi patrzył na ciebie z przerażeniem.

Z wycieńczenia oparłaś się o ścianę i osunęłaś się po niej, wydając z siebie głośny, przepełniony żalem i cierpieniem krzyk. Nagle twoje łzy zaczęły lecieć coraz bardziej, krzyk i żal jaki wydobył się przy twoim krzyku spowodował ciarki na ciele Kakashiego, który nie wiedział co się dzieje, gdzieś w oddali usłyszałaś krzyk Tsunade i Guya, ale nie zwracałaś na to uwagi. Byłaś pogrążona w histerii, cała się trzęsłaś. Nie czułaś nic poza swoim cierpieniem, żadnego zewnętrznego dotyku, byłaś jakby oderwana od rzeczywistości. Kakashi mocno trzymał Cię w ramionach, do puki nie przyszła Tsunade. Nie mogli w ogóle się z tobą porozumieć, byli dla ciebie jakby poza światem.

— Kurwa. Kurwa, kurwa, kurwa! — krzyknęłaś, patrząc w niebo. Wiedziałaś, czego byłaś właśnie świadkiem. Itachi nie żyje. Straciłaś ostatniego, prawdziwego członka swojej rodziny. Itachi nie żyje. Nie żyje. On naprawdę nie żyje...

W pogoni za przeznaczeniem |Kakashi & reader|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz