Rozdział II 21 - kwietnia 1998

444 46 3
                                    


Nigdy nie myślałam, że tak pokocham weekendy. Jako dziecko, zawsze tęskniłam wtedy za szkołą. Oczywiście sama potrafiłam sobie znaleźć tysiące zajęć, ale zawsze miałam poczucie, że wykorzystuję wolne chwile nie dość dobrze, że uczę się nie dość systematycznie, że brakuje mi precyzji i samodyscypliny, którą narzucają nam na lekcjach. Z perspektywy czasu wiem, że to wierutne bzdury, czasem sama podziwiam siebie za swoją dziecięcą determinację... Teraz czasem nie chce mi się wstać z łóżka, a co dopiero studiować kolejnej książki. Nie wiem, czy to poczucie beznadziei związane z wojną i horkruksami, czy coś się nagle we mnie zbuntowało. A może tak wygląda zakochanie? Nie wiem. Dziwnie mi się o tym myśli, bo niby z Ronem czułam się kiedyś bardzo podobnie: podłamana i szczęśliwa jednocześnie.... A jednak to jest Severus Snape. Jednak to on. I strasznie mnie to dziwi...

Dzisiaj dowiedziałam się, że mój pamiętnik ma system samoobrony: gdy dotknie go ktoś inny, parzy. Musiałam poprosić Severusa o maść na oparzenia i przekładać ją do pojemniczka po aspirynie, żebym mogła zełgać, że to mugolski, apteczny środek robiony na zamówienie.

Nienawidzę się za to wszystko. Ale przy tym jest cudownie. Prawie idealnie. Całą sobą czekam aż wojna się skończy. Aż będziemy bezpieczni.

I boję się, co się z nim wtedy stanie, czy nie trafi do Azkabanu. Będę o niego walczyć. Powiedziałam mu to dzisiaj. Popatrzył na mnie w taki sposób, że zdjął mnie lęk. Bo nie wiem, czy on po prostu nie wierzy w to, że przeżyje to całe świństwo, czy po wszystkim ma po prostu zamiar mnie zostawić.

Musiałam ugryźć się w język żeby go nie zapytać.

Chyba rzeczywiście się zakochałam.



Powiedział jej, że w ciągu tygodnia, może dwóch, uda mu się zorganizować ich wejście do zamku.

– Muszę być pewien, że ani Amycusa ani Alecto nie będą w Hogwarcie – powiedział, ubierając się pospiesznie.

– Więc gdzie będą? – zapytała.

– Coś im zorganizuje – uśmiechnął się cierpko. – W tym właśnie cały problem: muszę znaleźć jakiś sposób, żeby się ich pozbyć, nie budząc większych podejrzeń.

– A Ślizgoni? – zapytała.

Popatrzył na nią dziwnie, jakby nie dowierzał, że na to wpadła.

– Tak ich też.

Zawahała się. Miała pomysł, ale nie chciała wyjść w jego oczach na śmieszna. Niewiele dotąd ze sobą rozmawiali. To nie był regularny związek, czasem czuła się źle z tym, że ze sobą sypiają, czasem czuła się, jakby zdradzała Zakon. Ale przecież nie robiła niczego złego. On był po ich stronie. A ona była dorosła.

Obydwoje byli.

Ich oczy spotkały się na zaledwie krótka chwilę.

– O co chodzi, Granger?

– Hogsmeade.

– Co Hogsmeade?

Westchnęła.

– Może niech zabiorą ich do Hogsmeade. Dwie pieczenie na jednym...

– Zrozumiałem – przerwał jej sucho. – Rozważę to.

Zmieszała się.

Snape wstał, musiał widzieć, że unikała jego wzroku, jednak nic nie powiedział.

Ślady słów zostawione w czasieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz