Rozdział XXIII - 2 kwietnia 1980

104 9 0
                                    


Martwię się, że nie dam rady...

Obudziła się z twarzą przyklejoną do kartek otwartego pamiętnika.

Która była godzina?

Potarła oczy, twarz.

Trzeba było wstać. Na dworze robiło się już jasno.

Popatrzyła na rozmazany na pergaminie tusz, na słowa, które zaczęła pisać minionego wieczoru i które już straciły wszelki sens.

Ziewnęła.

W gruncie rzeczy życie nie było przecież takie złe, prawda?

W ciągu ostatniego miesiąca, rzeczywiście jej sytuacja nieco się poprawiła.

Po pierwsze, Severus nie tylko pojawił się znowu, ale także, po pewnym czasie, pomógł jej znaleźć lepszą pracę i to w magicznym społeczeństwie.

Zatrudniono ją w małej księgarni na Pokątnej, księgarni, której nie pamiętała ze swoich czasów i która zapewne nie przetrwała konkurencji Esów i Floresów.

Hermiona nie wiedziała wprawdzie, czy tym samym powoduje kolejnych zmian w przeszłości, ale przecież musiała za cos jeść, gdzieś mieszkać, a magiczna waluta, po wymianie na angielskie funty dawała znacznie korzystniejsze zarobki niż w odwrotną stronę.

Po drugie, odkąd zaczęła przebywać wśród ludzi choć trochę do niej podobnych, z powrotem obcować z książkami, uczyć się po kątach, gdy tylko znalazła na to czas i siłę, stała się z powrotem bardziej sobą, odzyskała skrawki typowych dla siebie pewności siebie i animuszu. To dało jej moc potrzebna by działać, dało jej energię i wystarczająco wiele zimnej krwi, by grać z Severusem w grę pozorów.

Bo za dobrze go znała, by dostrzegać w jego zainteresowaniu szczerość. Bo za mało znała tego Severusa, by pozwolić sobie na odsłonienie choćby minimalne własnej duszy.

Po czyjej jesteś stronie? – pytała sama siebie za każdym razem, gdy się spotykali.

Na która stronę popchną cię moje działania?

Czuła się w tej całej sytuacji nie tylko zagrożona i zagubiona; przede wszystkim miała świadomość ogromnej mocy, która leżała w jej nienawykłych do tego dłoniach, jak i swojej rażącej niekompetencji.

Miała zmienić świat, bieg czasu, ona jedna miała dokonać precyzyjnych, chirurgicznych cięć i nie ulec ani na chwilę pokusie, by uratować tych, którzy zasługiwali na życie...

To wszystko doprowadzało ją momentami na skraj paniki, gdy sama, nocą, siedziała w ciemnym pokoju wynajętej kawalerki i słuchała przejmującej ciszy, która ją otaczała.

Powinna adoptować kota – pojawiało się raz za razem, ale odrzucała od siebie tę myśl, niby natrętna muchę.

Rozległo się pukanie do drzwi.

Wzdrygnęła się, choć instynktownie wiedziała, kto za nimi stał.

Potarła twarz, spojrzała w lustro. Wyglądała okropnie, zupełnie jakby piątkowy wieczór spędziła na ostrym melanżu nie zaś grzecznie wróciła po pracy do domu...

Otworzyła.

– Dzień dobry, Severusie – przywołała na usta blady uśmiech, on skinął jej głową.

Nie łudziła się, że chciał ja widzieć, że o nią dbał lub zabiegał. Sprawdzał ją. Kontrolował, chciał wiedzieć kim była i czego chciała. Może w dodatku liczył na coś, tak to było bardzo prawdopodobne, a Hermiona zdawała sobie sprawę, że, jeśli chciała utrzymać jego zainteresowanie, wbrew całej swojej niechęci do tego chłystka, będzie musiała mu to w końcu dać.

Ślady słów zostawione w czasieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz