Rozdział XX 11 lutego 1980

212 25 1
                                    

Za oknem już świta, więc chyba nie przespałam nocy. Tak mi się wydaje. Bo pewności mieć nie mogę. Po wyjściu Snape'a (jakoś nie potrafię teraz myśleć o nim po imieniu) totalnie mnie zamroczyło. Pamiętam, że siedziałam na czymś chłodnym, chyba na kaflach. Może w kuchni? Może w przedpokoju? W każdym razie wreszcie usiadłam nad dziennikiem i najprawdopodobniej tkwiłam tak mniej więcej do teraz.

Nawet nie wiem, co dokładnie się stało.

Co zrobiłam. I dlaczego.

Wiem natomiast, co czułam, gdy wróciłam do pustego mieszkania i gdy zamknęły się za nim drzwi: okropną gorycz i pustkę. Samotność. Jakby coś gniotło mnie w mostek i plecy jednocześnie. Coś ciężkiego leżało mi na żołądku. Prawdę powiedziawszy, to nadal leży. I cokolwiek to jest zupełnie nie pozwala mi się skupić. Dlatego postanowiłam napisać. Bo może to pomoże mi zrozumieć, dlaczego go pocałowałam.

Przecież nawet go nie lubię.

Jest taki żałosny i głupi z ta całą swoją buta i inteligencją, z brakiem obycia, z gruboskórnością i chamstwem. Jest zupełnie innym człowiekiem niż Severus, którego pokochałam.

A jednak jest tym samym mężczyzną i chyba część mnie o tym pamięta. Ta część, która rozpoznała w jego zapachu coś znajomego.

I chyba we wzroku. Było w nim coś rozbrajającego i ujmującego w trudny do określenia sposób.

Czy bardzo tego żałuję?

Nie bardzo. Ale jest mi wstyd. I czuję się brudna.

Bardziej niż po całej sytuacji na jego zatęchłej kanapie.

Byłam przecież wczoraj na niego zła. Raz, że zostawił mnie samą, dwa ‒ śledził mnie do samego domu. Jechał ze mną Błędnym Rycerzem jak przypuszczam. A potem przyskradał się pod same drzwi. Ile tam czekał?

Teraz powinnam mieć poważniejsze problemy na głowie: Snape nie usłyszał przepowiedni, więc muszę mu o niej jakoś powiedzieć. Ale tak, żeby nie wziął tego za manipulację. Co jest praktycznie niemożliwe: skoro zadał sobie tyle trudu, by mnie śledzić, musi mnie podejrzewać o najgorsze.

Tylko o co właściwie? O to, że chcę szpiegować szeregowego sługę Voldemorta?

To może i ma sens, skoro nasze spotkanie zostało zaaranżowane w tym samym czasie co rozmowa Albusa z Sybillą. Być może Snape po swojemu połączył te fakty w jakąś neurotyczną całość.

Więc co teraz?

Mam zrezygnować?

Cholera. Sowa. Zapewne Dumbledore domaga się wyjaśnień.

***

Panno G.,

proszę o pilną rozmowę w sprawie przyjęcia w barze. Sądzę, że czekoladowe karmelki sprawdzą się idealnie.

Ufam, że wybierze pani jak zawsze najlepsza opcję.

Z poważaniem, szczerze oddany Dyrektor Cukierni

A.D.

***

Dumbledore pisał szyfrem. Nie tak zawiłym, by nie mogła tego zrozumieć, ale wystarczająco pokrętnym, żeby dla przypadkowego znalazcy list wydał się zupełnie nieistotny. Hermiona westchnęła. Czyli działo się dokładnie to, czego się obawiała: starzec miał teraz wątpliwości i zapewne oczekiwał, że naprawi swój błąd. Być może nawet podejrzewał, że zrobiła to specjalnie ‒ przecież dość wyraźnie dała mu do zrozumienia, że wolałaby uniknąć śmierci Jamesa i Lily. Tylko jak miałaby to ukartować? Poprosić Snape'a o to, by wyszedł, udając, że zostawia ją na lodzie?

Ślady słów zostawione w czasieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz