Rozdział XIV - 1 stycznia 1980

203 26 3
                                    

Sama nie wiem, co się wydarzyło... Jak to nawet nazwać. Wiem natomiast co mogło się wydarzyć, gdybym nie wstała i nie wyszła. Gdybym nie była dość przytomna. I czuję... wstyd. Nie, nawet nie z powodu picia, nie z powodu całej tej sceny z Severusem w jego zatęchłym domu...

Ale zdałam sobie sprawę z tego co wydarzyło się między nami tam, w innym czasie... Już prawie nie pamiętam tamtej nocy, wiem, że płakałam, a on był w piżamie. Wiem, że si ode mnie opędzał, że próbował mnie wygonić. Nie wiem, czy zrobił to z litości... I chociaż nigdy nie wyobrażałabym go sobie jako bezradnego człowieka, bezradnego zwłaszcza wobec mnie, to teraz nie jestem już pewna. Pewna niczego. Po tym jak się zachował wczoraj, jak sama czułam się przy jego naciskach, jak zniszczoną i samotną miał twarz... Jak musiał się czuć Snape, kiedy osaczyłam go w jego własnym domu? Jak bardzo jestem zła? Teraz mam wrażenie, że nawet nie mogę być na niego zła za to, jak zachował się tej nocy. Bo przecież on jest tylko dzieciakiem, prawda?





Czy ja też byłam dzieciakiem w jego oczach? Wtedy...

Nie mam pojęcia kto bardziej zawinił.

Wiem tylko, że to wszystko jest złe i żyjemy w pokręconych czasach i dziwnych relacjach.

Mam ochotę stąd uciec. Problem polega tylko na tym, że już raz uciekłam i nie mam już dokąd.

Wróciła do Cokeworth wcześnie rano. I tak nie przespała nocy, siedząc skulona na kanapie w swoim mieszkaniu.

Czuła się podle.

Czuła się jak oprawca.

Czuła się zobowiązana i to zupełnie wbrew swojej woli.

Czy mogła się tak czuć? Nie chciała się tak czuć, to było pewne...

Bo przy tym wszystkim sama została potraktowana cholernie źle. Najdelikatniej rzecz ujmując.

Snape wyglądał jednak na tak szczerze zaskoczonego, że postanowiła z nim porozmawiać.

Musiała z nim porozmawiać.

Chciała zrozumieć.

I jego i siebie.

Niepewna, czy znów, jak tysiące razy przez ostatnie pół roku, nie pocałuje klamki, tym razem po prostu włożyła klucz w zamek: już i tak niewiele miała do stracenia. Nie po tej sytuacji.

‒ Severu... ‒ słowa zastygły jej na ustach, gdy poczuła wbity w swoje plecy koniec jego różdżki.

‒ Kim jesteś? syknął. ‒ Skąd wiesz, gdzie mieszkam, skąd masz klucz? Skąd wiesz jak mam na imię?

Uniosła wysoko ręce, starając się trzeźwo myśleć. Głowa pulsowała jej tępym bólem, świat lekko migotał i chwiał się przed jej skacowanymi oczami.

‒ Spokojnie, dobrze?

‒ Będę spokojny, jak odpowiesz na moje pytanie ‒ wycedził.

Myślała gorączkowo. Teraz, gdy już było za późno na przemyślenia, zdała sobie sprawę, że zadziałała impulsywnie, pod wpływem emocji. Czy rzeczywiście się jej nie przedstawił?

‒ Pamiętam cię... ze szkoły ‒ doszła do wniosku, że półprawda jest znacznie lepsza niż kłamstwo.

‒ Ze szkoły? ‒ Chociaż go nie widziała, była pewna, że uniósł brwi w bardzo oceniającym, zdystansowanym wyrazie twarzy.

Ślady słów zostawione w czasieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz