W jakiś sposób maj mnie przygnębia.
To niby nie rocznica, bo rok jeszcze nie minął, a jednak kalendarz nieubłaganie wskazuje coś innego...
Tam, gdybym mogła przenieść się w czasie, gdyby ten cholerny Zmieniacz działał, zostałby nam dzień. Jego dzień. Mogłabym coś zrobić. Chociażby tym razem nie odwrócić głowy.
Gdy umierał.
Nie lubiła zapachu konwalii. Nie znosiła widoku blednącego od ciepła nieba. Zdała sobie sprawę, że tak jak kiedyś uwielbiała przechadzać się w letniej sukience w tak rzadkie w Anglii ciepłe, bezchmurne dni, tak teraz miały one dla niej drugie, żałobne dno. Biały kolor, radosne barwy wiosny i zapach nadchodzącego lata, zmieszały się z wonią siarki, dymu i płonącego ciała, obrazem pogorzelisk i kaźni, które musiała oglądać podczas bitwy. Znikło gdzieś podekscytowanie nadchodzącymi wakacjami bo te miały już nigdy nie nadejść. Wydoroślała, w ciągu tej jednej nocy i, zdała sobie sprawę, nie stało się to nawet gdy osaczyła Snape'a w poszukiwaniu czegoś, czego nawet nie potrafiła uchwycić myślą, bardzo namacalnego, fizycznego ratunku, zdawałoby się, choć była do w istocie rzecz, która pociągnęła ją na dno.
Snape spał. W ten weekendowy poranek nie dało się go żadnymi siłami wyciągnąć z łóżka. Dziwiła się ostatnio, jak łatwo było nakłonić go do współpracy, jak niewiele musiała z siebie dać, by przylgnął do niej niczym cień. Grał oczywiście nadal, ale nader nieudolnie, że wcale mu nie zależy na niczym, co miała mu do zaoferowania, że zakotwiczył się z nudy. Jednak teraz, po kilku miesiącach znajomości, Hermiona zdała sobie sprawę jak podatnym na wpływy był chłopakiem. Zapewne oni też byli, uświadomiła sobie z niejakim niesmakiem, pozwalając się manipulować Dumbledorowi, podążając za każdym jego pomysłem jak za religijną doktryną.
Jednak w przypadku Snape'a ta wiedza była o tyle interesująca, że całkowicie tłumaczyła wszystkie jego dotychczasowe życiowe perypetie.
Najpierw, niekochany przez rodziców, zakotwiczył się przy Lily Evans, którą w końcu znużyła jego osobowość oraz zachowania zaczerpnięte od grupy nowych, niebezpiecznych znajomych. W ich sidła zaś wpadł dzięki oferowanej mu potędze i akceptacji, być może braterskiego wsparcia, a żadnej z tych rzeczy nie posiadał przecież dotąd w swoim nędznym życiu. Popychadło w szkole, w domu niechciany balast, bieda i upokorzenie na co dzień zaglądały mu w oczy. Tam wreszcie ktoś go dostrzegł, docenił i obiecał mu gruszki na wierzbie w zamian za nic nieznaczący pakt na całe życie...
Oto z kim miała do czynienia: z chłopcem, którego ego wszyscy tak umiejętnie tłukli i rozwałkowywali przez całe dzieciństwo i większość młodości, że gdy znalazł się wreszcie ktoś, kto zdecydował je nadmuchać, bezużyteczny flak stał się wielkim balonem, pustym w środku i lżejszym od powietrza. Gdy wreszcie pęknie, a miało się to wydarzyć całkiem niedługo, towarzyszyć temu będzie wyjątkowo potężny huk.
W tym jednak momencie Hermiona uzmysłowiła sobie, jak wiele leży teraz w jej rękach, jak wiele może i nie wolno jej zmienić.
Oto, gdy już złapała go w sidła akceptacji, wsparcia i bliskości, mogła uczynić z tego człowieka wszystko. Mogła sprawić, że nigdy nie stanie się tym ponurym, zniszczonym i nieszczęśliwym człowiekiem, którego poznała.
Jednak, uzmysłowiła to sobie po raz pierwszy z całą mocą, dopiero teraz rozumiejąc nieugiętą postawę Albusa, jeśli nie pozwoli Severusowi popełnić wszystkich jego błędów, jeśli zadba o jego szczęście i o bezpieczeństwo rodziny Harry'ego, świat, który znała oraz wielu ludzi, na których jej zależało, przestanie istnieć. Coś w niej rozpadło się na drobne kawałeczki, gdy o tym myślała, gdy przekonywała sama siebie, że da radę, że jest w stanie przyłożyć rękę do śmierci Lily i Jamesa Potterów, że jest w stanie nosić w sobie odpowiedzialność zarówno za sieroctwo najlepszego przyjaciela, jak i złamaną duszę Severusa.
CZYTASZ
Ślady słów zostawione w czasie
FanfictionGdy Bitwa o Hogwart skończy się dla Hermiony osobistą tragedią, a Ministerstwo Magii poszukuje ochotników do ryzykownego projektu, czy dziewczyna podejmie wyzwanie?