Rozdział XVIII 10 lutego 1980

253 29 5
                                    

Mój pamiętnik oraz jego notatnik, w którym cały czas, wciśnięte, trzymam listy od Harry'ego – to wszystko, co zostało mi po tamtym świecie. To wszystko, co ma mi przypominać o celu. A jednak strasznie trudno jest mi iść tam, do Hogsmeade, w którym zdarzyło się tyle dobrych rzeczy, które kojarzy mi się z najlepszymi latami mojego życia i wiedzieć, że ich tam nie spotkam: Rona, Ginny, Neville'a. I Oczywiście Harry'ego. Nikogo. Nikogo tam nie będzie.

Tylko ja, Snape i Dumbledore z Sybillą.

A jeśli coś pójdzie nie tak? ‒ cały czas zadaję sobie to pytanie. Może samo moje pojawienie się tutaj sprawi, że Trellawney nigdy nie wypowie swojej przepowiedni?

I co wtedy? Rodzice Harry'ego przeżyją, prawda?

Co na to wszystko Dumbledore? Czy, żeby dokończyć dzieła, każe mi przekazać informacje Snape'owi? Albo zrobi to sam w jakiś inny sposób, byle tylko historia potoczyła się swoim biegiem?

A może nic się dziś nie wydarzy i Dumbledore przestanie mi ufać: bo ta noc ma być testem, nikt przecież nie może przepowiedzieć przepowiedni.

Chyba, że byłabym oszustką...

Ale zmieniacz czasu, który pokazałam Albusowi jest taki sam jak jego, ma nawet identycznie zarysowaną obudowę, więc dyrektor na razie mi wierzy.

Co jeśli przestanie? Uzna mnie za szpiega Voldemorta i wtrąci do Azkabanu?

Bardzo prawdopodobne...

Idę tam cała w nerwach.

Ale muszę iść...

Gdybym miała kogo o to poprosić, prosiłabym teraz, żeby życzył mi szczęścia.



Hermiona przeglądała się w lustrze, zestresowana. Czuła się niekomfortowo, myśląc o tym spotkaniu i oglądając swoją metamorfozę: nowa sukienka, fryzjer... To nie było coś, do czego przywykła. W jej umyśle wydawanie pieniędzy na wygląd było najgorszym marnotrawstwem: książki ‒ tak; podróże ‒ zawsze. Ale kiecki i świecidełka... Lubiła ładnie wyglądać, wiedziała, że ma to swoją wartość w świecie. Jednak równocześnie uważała, że ludzie przeceniali ten aspekt codziennego życia, zbyt mocno skupiając się na tym, co na siebie zakładali, a często zupełnie pomijając to, co kładli sobie do głów.

Miała niejakie poczucie winy, bo w jej mniemaniu nowe ubrania leżały na samym dole hierarchii potrzeb. Nie mówiąc już wcale o zainteresowaniach... jednak tu, teraz, w tym momencie BYŁY potrzebne i Hermiona, czy tego chciała, czy nie, musiała przyznać temu rację. Nie znała się na magii upiększającej, nie miała czasu, by teraz, szybko opanowywać zaklęcia związane z szyciem, przeróbką ubrań (zawsze w tej akurat kwestii polegała na Ginny i Molly, które były prawdziwymi mistrzyniami).

Czy nie wyglądała jak klaun? Czy makijaż był dopasowany do trendów z lat osiemdziesiątych? Przynajmniej trochę dopasowany? Ostatnim, co było jej teraz potrzebne to żeby Snape stwierdził, że była pusta. Albo żeby się do niej zraził, bo wyglądała dziwnie, niedzisiejszo.

‒ Idę ‒ powiedziała sobie wreszcie stanowczo. ‒ I niech się dzieje, co chce.


***


Gdy weszła do Trzech Mioteł, było tam jeszcze sporo ludzi. Dopiero kwadrans przed przybyciem Snape'a karczma zaczęła się wyludniać. Dumbledore, siedzący stolik na lewo, mrugnął do niej porozumiewawczo.

Ślady słów zostawione w czasieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz